Część 2

214 30 8
                                    


Pierwsze dwa miesiące okupacji nie przyniosły dla nas większych zmian. W mieście zaroiło się od mężczyzn w niemieckich mundurach, ale było dość spokojnie. Wprowadzono stan wojenny, godzinę policyjną i na każdym kroku ostrzegano, że jakiekolwiek działania wymierzone w okupanta karane będą śmiercią. Staraliśmy się żyć normalnie, wciąż łudząc się, że losy wojny cudownie się odmienią za sprawą naszych zachodnich sojuszników, którzy przecież wypowiedzieli Hitlerowi wojnę. Wieści z frontu były coraz bardziej przygnębiające. Niemcy coraz głębiej wdzierali się w terytorium państwa polskiego, a siedemnastego września od wschodu zaatakowali Sowieci... Załamywały się kolejne odcinki frontu, kapitulowały kolejne miasta. Obiecana pomoc Anglii i Francji nie nadeszła. Dwudziestego ósmego września skapitulowała Warszawa. Szóstego października ostatnie oddziały Wojska Polskiego. 

Listy od Gustawa przestały przychodzić, ale matka zapewniała nas, że nie trzeba się tym niepokoić. Niemcy przejęli polską pocztę, wprowadzając swoje przepisy i ograniczenia, więc bałagan z korespondencją był nieunikniony. Krążyły plotki, że spora część polskich żołnierzy i oficerów uniknęła niemieckiej niewoli, przedzierając się do Rumunii i Węgier.

Pojawiały się też plotki innego rodzaju, przerażające – o egzekucjach w lasach, pacyfikacjach wsi, mordowaniu Żydów i jeńców wojennych na zajmowanych przez Niemców terenach. Wspominałam wtedy moje dziwne wizje.

Dwudziestego szóstego października z części ziem zajętych przez Rzeszę, utworzono Generalne Gubernatorstwo, którego stolicą ogłoszono, o dziwo, nasz Kraków! W ten sposób władza z rąk wojskowych przeszła, przynajmniej teoretycznie, w cywilne. Pozostawiono niektóre elementy struktury państwa polskiego, ale miały być one całkowicie zależne od Rzeszy.

W mieście trwały prace porządkowe i naprawcze – usuwano skutki bombardowań z pierwszych dni wojny, zwłaszcza ogromny bałagan w obrębie dworca głównego, gdyż okupant chciał jak najszybciej przywrócić ruch kolejowy.

Na Rynku Niemcy zamontowali megafony tzw. szczekaczki, które zapodawały wiadomości w przekłamanej, propagandowej otoczce. Odbiorniki radiowe, podobnie jak wcześniej broń, należało oddać okupantowi, ich posiadanie było zakazane pod karą śmierci. Wzbroniono wydawania polskich gazet, wprowadzono kontrolowane przez Niemców polskojęzyczne dzienniki o propagandowym i dezinformującym charakterze. Pojawiły się pierwsze drogowskazy i tablice w języku niemieckim, a na kolejnych budynkach, zajmowanych na potrzeby niemieckich urzędów, wieszano flagi ze swastyką.

W październiku wprowadzono kartki na żywność. W sklepach brakowało podstawowych towarów, ceny rosły. Wtedy jeszcze mieliśmy dość pieniędzy, więc matka regularnie, co wtorek i czwartek wysyłała Rózię na Plac Żydowski, gdzie handlujących i towarów nie brakowało. Matka wciąż pracowała na uniwersytecie, a my chodziliśmy do szkół.

Wprowadzono szereg przepisów skierowanych przeciwko Żydom, poczynając od konieczności oznakowania gwiazdą Dawida prowadzonych przez nich sklepów i zakładów rzemieślniczych, a kończąc na przyznawaniu im kartek z dramatycznie zmniejszonym przydziałem żywnościowym.

Dziadek natomiast radził sobie znakomicie. Jako członek mniejszości niemieckiej, choć przed wojną, z uwagi na stan zdrowia, nie udzielał się politycznie na rzecz Rzeszy, natychmiast i łatwo nawiązał serdeczne kontakty z przybyłymi do Krakowa urzędnikami. Ożył i poweselał, zapewniając nas wszystkich, że sytuacja zmierza ku lepszemu i już wkrótce zarówno Niemcom, jak i Polakom będzie się żyło lepiej, wygodniej i dostatniej. Ten jego „niestosowny" entuzjazm był dla matki solą w oku i nie raz doprowadzał do przykrych spięć pomiędzy nimi. Choć matka pozostała wierna ideałom Gustawa i odżegnywała się od niemieckiego pochodzenia, chyba wszyscy po cichu właśnie na to liczyliśmy – że z czasem sytuacja się unormuje, okupacja będzie miała łagodny przebieg i nie wchodząc nikomu w drogę, będziemy mogli po prostu spokojnie żyć.

W deszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz