01. One są tylko do dekoracji

503 35 27
                                    

Wyobraźcie sobie sytuację: macie stanąć twarzą w twarz z kimś, kto od tej pory będzie czuwał nad waszą pracą. I nie, nie mówię tutaj o relacjach pan - niewolnik, tylko waszym już-niedługo-szefie (choć tak między nami, w niektórych placówkach to prawie to samo). Jakby samo spotkanie z pracodawcą nie było wystarczająco stresujące, dodajcie do tego kilka następujących faktów.

Po pierwsze, jesteś jedyną z kilkudziesięciu osób, które próbowały dostać tę robotę. I to robotę nie byle jaką - czuwanie nad bezpieczeństwem prawie czterech tysięcy osób to nie lada gratka. Do tego masz głowę pełną pomysłów na wprowadzenie ulepszeń, zapewnienie dodatkowej rozrywki i czujesz się, jakbyś zaraz miał zemdleć od nadmiaru wrażeń.

Po drugie, administratorka niby już cię wstępnie wprowadziła w twoje obowiązki, ale i tak nie czujesz się zbyt pewnie. Jakim cudem ona jest tak spokojna, idąc sobie przez ciemny korytarz oświetlony jedynie żarówkami?! W dodatku cały czas się uśmiecha i jest miła - do tego stopnia, że zaczynasz węszyć jakiś podstęp. Nie, żeby zejście do piwnicy nie było wystarczająco niepokojące - to było raczej do przewidzenia.

No i po trzecie, twój przyszły szef tak jakby nosi kostium złotego królika, nagrywa filmy dla szerokiej publiki, a w wolnym czasie morduje dzieci.

- Naprawdę nie masz się czym przejmować - powiedziałam uspokajająco, widząc stres na twarzy naszego nowego morderatora.

Jak na ironię, to chyba zestresowało go bardziej. Westchnęłam, zatrzymując się pod jednymi z drzwi. Tak szczerze mówiąc, gdyby nie wszechobecne ślady krwi, sytuacja wyglądałaby jak wypad po konfitury.

- I tak się denerwuję - mruknął VanDer.

- Proszę cię, kto by się nie denerwował? - rzuciłam z uśmiechem. - Ale ale, nie pora na pogaduszki. Będzie dobrze, zobaczysz!

Zapukałam w drzwi, żeby po chwili je popchnąć. Tak, jak się spodziewałam - Caton siedział za biurkiem i z miną skupionego na swojej pracy przykładnego szefa wpatrywał się w monitor. A właściwie jeden z trzech.

- Przyprowadziłam nowego morderatora - oznajmiłam, po czym wepchnęłam chłopaka do pomieszczenia.

Wszyscy na początku potrzebowali zachęty.
Zauważyłam, że szefcio podniósł głowę i wpatrywał się w nasz nowy narybek z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Boy oh boy, dobrze, że ja swoje pierwsze spotkanie twarzą w twarz miałam za sobą!

- Poczekam na zewnątrz, paputki! - dodałam, wychodząc.
===
Caton zerknął na chłopaka, po czym wykonał dyskretny ruch myszką i zamknął kilka zupełnie niepotrzebnych stron, które inspirowały go do dodawania zboczonych tekstów w filmach. Odchrząknął, zostawiając widok na discordowym serwerze - co jak co, ale wolał nie pokazywać ludziom swojej listy potencjalnych ofiar czy tapety z Fortnite'a.

- Hej... VanDerFenix, zgadza się? - zaczął, odchylając się na gamingowym krześle.
- Tak, może mi szef mówić VanDer, VDF... Bardzo różnie na mnie mówią, jak szefowi będzie wygodnie.

- No dobra, VanDer... - z jakiegoś dziwnego powodu Caton nie mógł się przyzwyczaić, że jego rozmówcy prawie zawsze spinali się podczas spotkań. Chciał uniknąć niezręczności, więc po prostu wskazał głową jeden z foteli stojących przed biurkiem. - Siadaj i nie przejmuj się tą całą krwią. Pomyśl, że to keczup. Dolly już cię wprowadziła, tak?

- No... opowiadała o obowiązkach, zasadach serwera i w ogóle... - chłopak zamilkł i rozejrzał się po piwnicy, czy też raczej biurze Catona.

Światła za wiele tu nie było - i zresztą nie ma się co dziwić, w końcu to piwnica. Najwięcej światła dawały monitory i diody przy komputerze, choć ta pojedyncza żarówka bujająca się powoli pod sufitem też robiła swoje. Gdyby jednak wisiała w bezruchu, VanDer nie zauważyłby tych złowrogo połyskujących "ozdób" zawieszonych na ścianie za szefem.

Caton dostrzegł ten przerażony wyraz twarzy i machnął dłonią nieco lekceważąco.
- One są tylko do dekoracji!

- To są noże - zauważył VDF. Mimo najszczerszych chęci, nadal nie czuł się komfortowo. Chyba jedyną myślą, jaka go w tej chwili pocieszała, była świadomość, iż póki co nie natknął się na żadne zwłoki.

- Przejdźmy więc do szczegółów. Słyszałem, że masz parę niezłych pomysłów i znasz się na botach...

- Uh... Tak... - chłopak pokiwał głową skwapliwie. - Więc... Gdzieś tutaj miałem rozpiskę...

===
Nie wiem jak długo stałam pod gabinetem - w każdym razie niezbyt mi się nudziło. Wszystko za sprawą Alduina i Feldmarszałka Waluigiego, naszych dwóch obytych stażem modów, którzy momentalnie zainteresowali się nowym znajomym. Walu próbował nawet podsłuchać część rozmowy - na jego szczęście drzwi były wystarczająco wygłuszone. W końcu nie zawsze mieliśmy ochotę słuchać agonalnych wrzasków ofiar szefa.

- I co, Dolly? Nowy bardzo się stresował? - zapytał Aldu nonszalancko.

- No tak nawet... - zanim zdążyłam odpowiedzieć, Feldmarszałek zaczął praktycznie podskakiwać w ekscytacji. Od razu wiedziałam, że wpadł na pomysł. To były oczy człowieka podbijającego Francję.

- ZRÓBMY MU SĄD W NORYMBERDZE! - zawołał ze śmiechem, na co - ku mojemu zdziwieniu - Alduin przyklasnął. Ba, zaczął się cieszyć prawie tak samo, jak nasz młodszy kolega.

- TAK! CHRZEST! CHRZEST! CHRZEST!
- Chłopaki, co wy planujecie? - zapytałam ze śmiechem, widząc ich miny. Takiej radości i złowieszczych chichotów nie uświadczyłam od początku swojej administratorskiej kariery.

- Przywitamy go w odpowiedni sposób! - wyrwał się Aldu. - Wkręcimy mu jakąś grubą sprawę!

- A POTEM ZEŚLĘ GO DO ZOO! Potem go wypuszczę, ale... ZOO! - dodał Walu.

- Dolly, przyprowadź go na salon arystokracji, zrobimy mu przesłuchanie!

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, obaj morderatorzy pobiegli w swoją stronę, ciesząc się jak dzieciaki. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się szeroko, nie mogąc się powstrzymać. Cokolwiek planowali, wiedziałam, że mieli dobre intencje. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy VanDer wyszedł z gabinetu szefa. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoi obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego ciut zbyt szeroko.

- I co, wszystko obgadane?

- Jasne! Szef nie jest taki zły...

- Pfff. Zawsze to mówię - odparłam, przewracając oczyma. - Chodź, pora przedstawić cię reszcie ekipy...

Idąc przed siebie w towarzystwie najnowszego morderatora wiedziałam, że to będzie świetna współpraca. Oczywiście, przed nim jeszcze jakiś chrzest, ale w sumie czego się spodziewaliśmy po tych złowrogich chichotach i tajemniczym knuciu po kątach?

W końcu morderacja Catona nie jest do końca normalna.

Mordercza Arystokracja - Antologia OpowiadańWhere stories live. Discover now