02. Nie miałem zamiaru zabijać

270 26 32
                                    


-Słówko od Dolly-
Z początku chciałam, aby każdy rozdział był o czymś innym, bez wielkich kontynuacji i w ogóle... Ale sporo osób pytało, czy pojawi się dalsza część tej konkretnej sytuacji, więc zrobiłam wyjątek xD Miłego czytania <3



Jeśli zastanawiacie się, jak wygląda nasz salon arystokracji, pozwólcie, że opiszę go w kilku słowach...

Chaos, nieporządek i szaleństwo.

Kiedyś było tu czysto i bajecznie, oczywiście, ale z czasem... cóż. Widzieliście kiedyś na filmie (albo i w realu) detektywistyczny gabinet? No wiecie: zdjęcia na ścianach, wycinki gazet, jakieś czerwone nitki mające łączyć ze sobą wątki na korkowej tablicy, a do tego stosy papierów na niewielkich biurkach? No, to teraz zastąpcie zdjęcia i wycinki screenshotami, kryminalne wątki planami na ulepszenia, stosy papierów zostawcie... (część z nich to memy i rysunki autorstwa któregoś z nas. Czasem po wyjątkowo zażartych debatach musimy się odstresować!). A, biurek jest kilka, przy każdym jest sprzęt typu komputer czy laptop, bo czasem wolimy obserwować sytuację z którejś z kanap ustawionych mniej-więcej na środku pomieszczenia.
Ten stojący w kącie pokoju czołg i amunicja do karabinów już nikogo nie dziwi, naprawdę. Tylko czasem wkurza, gdy ktoś z nas się o nią potknie. Na szczęście już nie wybucha (miny przeciwpiechotne rozbroiliśmy, tylko cicho! Walu nie może się o tym dowiedzieć!).

Tak więc VanDer stanął w progu, przepełniony radosną determinacją i dobrymi przeczuciami. Był zbyt zajęty rozglądaniem się na wszystkie strony, żeby zwrócić uwagę na pozostałych członków morderacji, czających się złowrogo, by wprowadzić w życie swój plan.

- To jest nasz salon. Chłopaki chcieli z tobą pogadać, więc...

- To super, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować! - powiedział z uśmiechem, odwracając się w moją stronę.

Musiałam powstrzymywać się ze wszystkich sił, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy Waluigi w końcu rzucił się na nasz nowy narybek i sprawnie go związał liną, po czym posadził na kanapie. Alduin z miną godną detektywa z "W-11" zaczął pstrykać latarką w oczy bogu ducha winnemu VDF, który nawet za bardzo się nie bronił. Był na to zbyt zaskoczony.

- A więc... - zaczął Alduin, przyjmując swój aż-zbyt-poważny ton. - Mogę się zwracać po imieniu?

- No oczywiście... - wydukał VanDer, a ja zakryłam sobie usta dłonią, żeby nie wydać żadnego zdradzieckiego chichotu.

- A więc... panie Krzysztofie, mamy podstawy sądzić, iż pan przeciwko nam spiskuje! Ujrzeliśmy wystarczająco wiele dowodów, które jednoznacznie ukazują pana przynależność do pewnej nieprzychylnej nam i naszemu szefowi organizacji...
- Co masz na swoją obronę?! - zapytał Waluigi, niebezpiecznie zbliżając się do "ofiary".

- To pomówienia. Nie wiem, skąd macie takie informacje, ale...

- TO NIE MA ZNACZENIA! ZOO! - krzyknął Feldmarszałek, a potem...

No właśnie. Pamiętacie, jak wspominałam na początku o chaosie i bałaganie? Pięć lat medytacji w towarzystwie tybetańskich mnichów nie byłoby w stanie przygotować mnie na zachowanie kamiennej twarzy w tym momencie. Bo oto właśnie Walu potknął się o jedną z własnych broni, przewrócił i zaplątał w kable od mikrofonu.

W ciszy, jaka zapanowała, zabrakło tylko cykania świerszczy.

- Eee... - zaczął Aldu, zerkając nerwowo to na Walu, który zdecydowanie miał problem z wyplątaniem się z kabli, to na mnie, ledwo zachowującą powagę.

Mordercza Arystokracja - Antologia OpowiadańWhere stories live. Discover now