06. No ej! Tym razem to dobry pomysł!

180 19 27
                                    

Nie zawsze musimy interweniować na czatach - zdarzają się rzadkie momenty spokoju, kiedy wszyscy użytkownicy zachowują się przyzwoicie. Czasem morderacja zbiera się razem w salonie arystokracji - przychodzi do nas również Caton i wszyscy dyskutujemy na mniej czy bardziej ważne tematy (jak na przykład wspominanie użytkowników, którzy na zawsze zajęli miejsce w naszych serduszkach).

Siedzieliśmy więc w takiej spokojnej atmosferze nic nie robienia, niektórzy z lekka pociągający nosem (bo nie założyli szalików i drugich czapek, gdy ich o to prosiłam), przy herbatce z cytrynką, a w moim przypadku - z laptopem na kolanach. Na kanapie obok mnie VanDer przeglądał stare raporty z naszych wcześniejszych aktywności, przy biurku naprzeciw mnie Aldu przeskakiwał między kanałami i zerkał, czy Zwierzęta nie planują ucieczki z zoo, a szef z miną męczennika na zmianę czytał własne notatki i łapał się za głowę. Waluigi? On dla odmiany CHYBA naprawiał jakiegoś bota w zoo... albo ewentualnie podbijał Anglię.

Skoro jesteście wprowadzeni w sytuację, przejdźmy do momentu, gdy VDF dźgnął mnie palcem w ramię. Zerknęłam na niego i ujrzałam wypełnione ekscytacją oczy. Wskazał papiery, które miał przed sobą i momentalnie przeszedł mnie dreszcz złych wspomnień z przeszłości.

- Pomyślałem sobie... - zaczął.

- O nie - wyrwało mi się.

Te papiery dotyczyły mszy.

- No ej! Tym razem to dobry pomysł! - odparł, nie tracąc swojego zapału.

Złapał długopis i maniakalnie zaczął coś rozpisywać, w tej chwili przypominał Kirę z Death Note'a, kujona znającego odpowiedź na każde pytanie na teście albo bogatego staruszka podpisującego rozdzielność majątkową bez wiedzy jego młodej żony. Alduin aż wynurzył się zza swojego monitora, zdziwiony zjawiskiem. Nawet szef wstał i podszedł do nas w ten swój przerażająco bezgłośny sposób, stanął za kanapą (w każdych innych okolicznościach zaczęłabym się obawiać o swoje życie), a potem w milczeniu oparł się łokciami o oparcie i zerkał przez ramię morderatora. Najwidoczniej wszystko było w tej chwili ciekawsze niż to, co robił do tej pory (a przynajmniej nie przyprawiało go o ból głowy).

- Tak sobie pomyślałem, że można przywrócić msze... – powiedział VDF, rozrysowując jakiś schemat. - Nie wiem, jak wyglądały wcześniej, ale idą Święta i mam parę pomysłów! Można zrobić osobny regulamin, trochę pobawić się rangami, będziemy bardziej pilnować porządku... Tu są zasady, tutaj rozpiska. Różne godziny, różne tematy... No nie wiem. Co uważacie?

No, co tu dużo mówić - pomysł spotkał się z powszechną aprobatą. Tym bardziej, że ludziom podobały się wcześniejsze pogadanki - a i nam czegoś brakowało. W dodatku odejście od wiecznie poważnych, smutnych tematów mogło okazać się dobrą odmianą.

- No, możesz tak zrobić - stwierdził Caton, uśmiechając się z aprobatą. – Zobaczymy jak to wyjdzie...

- Przydałby się nowy kanał do prowadzenia mszy - zauważył VanDer.

- No to go zróbcie, moje pozwolenie macie - stwierdził szefcio i wzruszył ramionami. - Potem mi opowiedzcie, jak wam poszedł debiut.

===

- No! Całkiem tu ładnie! - stwierdziłam, łapiąc się pod boki.

Staliśmy właśnie w pomieszczeniu, mającym nam służyć za kaplicę. Do tego miejsca wstęp mieli jedynie catoniści - jeśli przyjdą, zostaną przywitani przez... no, bardziej salę kinową niż kościół. Proszę was, nie jesteśmy żadną sektą, żeby bawić się w ministrantów, księży czy kobiety-papieży.

Mordercza Arystokracja - Antologia OpowiadańWhere stories live. Discover now