05. W naszej łazience może być martwe ciało... Choć nie musi

227 26 75
                                    

Dwudziesty czwarty grudnia. Na czacie ogólnym, oprócz zwykłych tematów typu podbój świata i dzielenie się zdobytymi krajami, panowała atmosfera życzliwości i ogólnej radości. Ludzie życzyli sobie Wesołych Świąt, zdradzali jak idą przygotowania do Wigilii bądź po prostu pisali by zabić czas w oczekiwaniu na rodzinną kolację. Jedna osoba nawet śpiewała na chacie "Miłość w Zakopanem", nieśmiało, ale jednak.

Z kolei w salonie morderacji...

- DALEJ! Robimy sobie arystokrackie święta! - oznajmiłam dobitnie, klaszcząc w ręce.

 Morderatorzy od razu podchwycili ten pomysł, i chociaż mieliśmy pełne ręce roboty w związku z pilnowaniem niektórych osobników (jak na przykład zbyt pewnego siebie kolesia, który co chwilę oznaczał rangę "potworek"), zabraliśmy się do robienia typowych, przedświątecznych rzeczy.

Najbardziej zapalony wydawał się Alduin, który w ciągu kilku chwil ustawił nam w rogu potężną choinkę, przypominającą zmutowane drzewko na sterydach. Szczerze mówiąc bałam się, że zaraz otworzy jarzące się żółte ślepia i zacznie nam demolować salon patykowatymi rękoma... W sensie świerk, nie Aldu.

- Idę do naszej kuchni, pora ugotować barszcz prawdziwie krwisty! - zawołał, zmierzając w stronę wyjścia. - Chłopaki, ubierajcie choinkę!

VanDer i Walu spojrzeli na siebie, a potem - nie wiadomo skąd - wytrzasnęli całe zestawy bombek i ozdób. Może i mieli dobre intencje, by przystroić iglastego potwora, jednak nadal przerażała mnie jego leśna monstrualność.

- Tylko błagam Cię, Waluigi... - powiedziałam, widząc połyskujące, czerwone bombki w niesionym przez niego pudełku. - Bez swastyk, proszę...

- I bez tych bombek przeciwpiechotnych i morskich! - zawołał Aldu z kuchni, na co morderator westchnął niepocieszony.

To, co zaczęło się dziać chwilę później, mogę opisać jedynie jako istny szał. No, wiecie, VanDer i Walu mieli całkiem niezłą wizję na choinkę, dlatego oprócz aniołków, gwiazdek i okrągłych bombek na gałęziach zawisły wydrukowane screenshoty z najlepszymi tekstami ludzi z serwera. I tak na przykład pojawiły się kwestie typu "Jeśli nie możesz wysłać linka - zostań linkiem", "Następnym razem za napisanie na wszystkich kanałach 'nudy' będziesz się nudzić gdzie indziej", "Randkowanie idzie mi tak samo dobrze jak Papyrusowi ;-;" czy choćby nieśmiertelne "Są ludzie i Waluigi". A, no i nie muszę chyba wspominać, że nasz łańcuch na drzewku składał się z oznaczeń @everyone, które przecież wszyscy tak kochają.

W pewnym momencie Aldu powrócił, trzymając dłonie uniesione nieco ku górze. Do samych łokci był obsypany mąką, jakby dopiero co wyszedł z młyna. Rozejrzał się po pomieszczeniu, kiwając głową że owszem, że ładnie.

- Szefcio ogarnie remnant, VanDer prezenty... Z Januza zrobimy DJ-a...

Pokręciłam głową, nie do końca wierząc w przepełnione optymizmem słowa Alduina. Januz niby był naszym drugim adminem, jednak widzieliśmy się z nim tak rzadko, że traktowaliśmy go niczym ducha. Choć dzisiaj był bardziej takim... Grinchem. Czy Scrugem. Wiecie, o co chodzi.

- Ewentualnie puścimy jakieś Golce czy Krawczyka... - mruknęłam pół żartem, pół serio. - A jeśli ktoś włączy Godlewskie... SKOŃCZY W KOMINKU.

- A wyjdź mi z tymi glonojadami - Aldu machnął ręką, rozsypując mąkę na panelach. - Tylko słyszę "Godlewskie - nowy hit!" i już mam ochotę chwycić za swój miecz...

- A ja za swój łuk! - pokiwałam głową śmiertelnie poważnie.

- A JA ZA SWÓJ GRANATNIK! - wyrwał się Waluigi, śmiejąc się jak opętany.

Mordercza Arystokracja - Antologia OpowiadańWhere stories live. Discover now