04. To straszny, okropny, dziecinny pomysł!

186 23 56
                                    

Odkąd tylko Caton postanowił założyć dla rozbrykanych użytkowników serwera karny kącik pieszczotliwie zwany "Zoo", wszyscy trzymaliśmy się trzech prostych, niepisanych zasad.

1. Nie rozmawiamy ze zwierzakami - nie jesteśmy jak Królewny Śnieżki.

2. Można patrzeć, ale nie podchodzić zbyt blisko.

3. Interweniujemy dopiero w ostateczności lub gdy któryś ze Zwierzaków o to wnosi - i nie, prośba o pomoc w ucieczce z tego miejsca kaźni nie jest "ostatecznością".

Jak możecie się domyślić, istnieją pewne wyjątki od tej reguły... A najbardziej rozpoznawalny z nich jest naszym ulubionym feldmarszałkiem (nie, to wcale nie było tak, że dostał posadę "boga Zoo" grożąc nam granatnikiem...! Po prostu jest odporny na cringe i większość nieprzyjemnych spraw, które mogą tam mieć miejsce. Ja się nie znam - może to jakaś mutacja genetyczna, może zdolności nabyte, ale talentu do pilnowania porządku nie można mu odmówić).

A po co o tym mówię?

Siedzieliśmy prawie całą ekipą w salonie arystokracji i ze skupionymi minami wpatrywaliśmy się w ekrany naszych urządzeń. Czat ogólny był dzisiaj wyjątkowo rozbrykany - wszystko za sprawą pewnej użytkowniczki, która wydawała się ściągać na siebie uwagę nawet tych, którzy zwykle się nie udzielali. Posłaliśmy sobie z siedzącym po sąsiedzku Aldu porozumiewawcze spojrzenie.

- To mi wygląda na atencjowanie się - stwierdził chłodno, prostując się na swoim krześle.

- Porozmawiam z nią i postaram się to wyjaśnić... - odparłam, masując się po skroniach. To całe ubieganie się o bycie w centrum uwagi zaczęło mnie przyprawiać o ból głowy. - Wobec tego zaraz wrócę... Miejcie oko na chat, panowie.

Odpowiedziało mi kilka porozumiewawczych pomruków. Wyszłam z salonu arystokracji i ruszyłam w stronę największego pomieszczenia w całej piwnicy - głównego pokoju, nazywanego również czatem.

===

Rozmowa przebiegła o dziwo pozytywnie, dziewczyna wydawała się zrozumieć swój błąd i pełna nadziei wróciłam do reszty morderacji. Wystarczyło jednak, że po wejściu do środka spojrzałam na miny Aldu i VanDera i od razu wiedziałam, że moje dyplomatyczne umiejętności mogłam wsadzić sobie w pierwszy lepszy kostium, bo były tak martwe jak dziecki po spotkaniu z szefem.

Podeszłam do swojego biurka i tylko rzuciłam okiem na monitor wiedząc, co tam zastanę. Złapałam się za głowę i już chciałam uczynić stosowny komentarz, gdy drzwi do naszego salonu otworzyły się z hukiem. W progu, niczym bohater, z oczyma błyszczącymi szaleństwem stał Waluigi. I wyglądał, jakby miał newsa roku.

- Widzieliście, co dzieje się na czacie ogólnym?! - zapytał z nadzieją i dziwną ekscytacją.

- Taa... - westchnął Alduin, przeglądając wiadomości. - Przez chwilę był spokój, ale dzieje się dosłownie to samo, co parę minut temu.

- Czy za coś takiego dajemy jakąś karę? - VanDer przerwał pisanie kolejnego ostrzeżenia skierowanego w stronę buntowniczej użytkowniczki i zerknął na nas.

- Było parę przypadków, gdy karaliśmy za zwracanie na siebie uwagi... - zauważyłam. – W dodatku upominaliśmy ją wiele razy, ja z nią rozmawiałam, ale ciągle dzieje się to samo... Czuję się jak uczestniczka w jakiejś taniej telenoweli pokroju „Trudnych Spraw".

- No właśnie, czym my niby jesteśmy? - Aldu skrzyżował ramiona. - Inspiracją do pisania durnych fanfików o szefie i jego modach?

- Czyli dla tej panny Zoo! - ucieszył się VanDer, a Waluigi prawie zaczął skakać w miejscu.

Mordercza Arystokracja - Antologia OpowiadańWhere stories live. Discover now