Odkąd tylko Caton postanowił założyć dla rozbrykanych użytkowników serwera karny kącik pieszczotliwie zwany "Zoo", wszyscy trzymaliśmy się trzech prostych, niepisanych zasad.
1. Nie rozmawiamy ze zwierzakami - nie jesteśmy jak Królewny Śnieżki.
2. Można patrzeć, ale nie podchodzić zbyt blisko.
3. Interweniujemy dopiero w ostateczności lub gdy któryś ze Zwierzaków o to wnosi - i nie, prośba o pomoc w ucieczce z tego miejsca kaźni nie jest "ostatecznością".
Jak możecie się domyślić, istnieją pewne wyjątki od tej reguły... A najbardziej rozpoznawalny z nich jest naszym ulubionym feldmarszałkiem (nie, to wcale nie było tak, że dostał posadę "boga Zoo" grożąc nam granatnikiem...! Po prostu jest odporny na cringe i większość nieprzyjemnych spraw, które mogą tam mieć miejsce. Ja się nie znam - może to jakaś mutacja genetyczna, może zdolności nabyte, ale talentu do pilnowania porządku nie można mu odmówić).
A po co o tym mówię?
Siedzieliśmy prawie całą ekipą w salonie arystokracji i ze skupionymi minami wpatrywaliśmy się w ekrany naszych urządzeń. Czat ogólny był dzisiaj wyjątkowo rozbrykany - wszystko za sprawą pewnej użytkowniczki, która wydawała się ściągać na siebie uwagę nawet tych, którzy zwykle się nie udzielali. Posłaliśmy sobie z siedzącym po sąsiedzku Aldu porozumiewawcze spojrzenie.
- To mi wygląda na atencjowanie się - stwierdził chłodno, prostując się na swoim krześle.
- Porozmawiam z nią i postaram się to wyjaśnić... - odparłam, masując się po skroniach. To całe ubieganie się o bycie w centrum uwagi zaczęło mnie przyprawiać o ból głowy. - Wobec tego zaraz wrócę... Miejcie oko na chat, panowie.
Odpowiedziało mi kilka porozumiewawczych pomruków. Wyszłam z salonu arystokracji i ruszyłam w stronę największego pomieszczenia w całej piwnicy - głównego pokoju, nazywanego również czatem.
===
Rozmowa przebiegła o dziwo pozytywnie, dziewczyna wydawała się zrozumieć swój błąd i pełna nadziei wróciłam do reszty morderacji. Wystarczyło jednak, że po wejściu do środka spojrzałam na miny Aldu i VanDera i od razu wiedziałam, że moje dyplomatyczne umiejętności mogłam wsadzić sobie w pierwszy lepszy kostium, bo były tak martwe jak dziecki po spotkaniu z szefem.
Podeszłam do swojego biurka i tylko rzuciłam okiem na monitor wiedząc, co tam zastanę. Złapałam się za głowę i już chciałam uczynić stosowny komentarz, gdy drzwi do naszego salonu otworzyły się z hukiem. W progu, niczym bohater, z oczyma błyszczącymi szaleństwem stał Waluigi. I wyglądał, jakby miał newsa roku.
- Widzieliście, co dzieje się na czacie ogólnym?! - zapytał z nadzieją i dziwną ekscytacją.
- Taa... - westchnął Alduin, przeglądając wiadomości. - Przez chwilę był spokój, ale dzieje się dosłownie to samo, co parę minut temu.
- Czy za coś takiego dajemy jakąś karę? - VanDer przerwał pisanie kolejnego ostrzeżenia skierowanego w stronę buntowniczej użytkowniczki i zerknął na nas.
- Było parę przypadków, gdy karaliśmy za zwracanie na siebie uwagi... - zauważyłam. – W dodatku upominaliśmy ją wiele razy, ja z nią rozmawiałam, ale ciągle dzieje się to samo... Czuję się jak uczestniczka w jakiejś taniej telenoweli pokroju „Trudnych Spraw".
- No właśnie, czym my niby jesteśmy? - Aldu skrzyżował ramiona. - Inspiracją do pisania durnych fanfików o szefie i jego modach?
- Czyli dla tej panny Zoo! - ucieszył się VanDer, a Waluigi prawie zaczął skakać w miejscu.
YOU ARE READING
Mordercza Arystokracja - Antologia Opowiadań
FanfictionPewnego razu youtuber o ksywce Caton postanowił założyć serwer na Discordzie. Znalazł sobie paru ziomków do pomocy... I bardzo dobrze, bo wszyscy mamy pełne ręce roboty! Na szczęście oprócz pilnowania porządku, wsadzania niegrzecznych osobników do z...