Jest wprost idealny dla, Rosallie.

288 17 8
                                    

- To kiedy się przenoszę?

Na twarzy kobiety od razu  pojawił się szeroki uśmiech. Jeff też go nie ukrywał.

- Jak chcesz to możesz nawet te...

- Jutro. - Doktor szybko i brutalnie przerwał pielęgniarce - musisz najpierw poznać - zrobił krótką pauzę - tego człowieka.

Speszyłam się lekko, gdy mężczyzna powiedział o moim przyszłym współlokatorze jak o jakimś kryminaliście.
Skąd ta zagadkowaość, Jeff?

- Um...co to znaczy?

- To znaczy, że nagnę parę zasad lekarskich - ahh... no tak,  cały Jeff. Gdy tu trafiłam, ciągle mnie odwiedzał i się mną zajmował. Czasami nawet myślałam, że jestem jego jedyną pacjentką. Po głębszym poznaniu go, otworzyłam się i opowiedziałam mu całe moje dzieciństwo. Nie raz żałowałam tego, że powiedziałam o tacie czy o braku przyjaciół i otaczaniu się fałszywymi ludźmi. On taki nie był i faktycznie mogłam go nazwać przyjacielem. Z naginaniem zasad lekarskich chodziło o to, że często opowiadał mi o tajemnicach, chorobach lub wynikach badań innych pacjentów. Zawsze myśl o tym, że ktoś ma gorzej ode mnie poprawiała mi humor. Byłam dość specyficzną osobą, ze specyficznym poczuciem humoru i nastawieniem do życia. Takie upodobanie do czarnego humoru.

- Camilo, czy możesz zostawić nas samych? - Pielęgniarka nie ukrywała niechęci do wyjścia, ale chyba doszła do wniosku, że jeżeli jest niechciana to nie ma sensu tu stać.

Gdy zostałam z doktorkiem sam na sam, ze stojącej przy łóżku szafki nocnej wziął żółtą teczkę, której obecności nawet nie zauważyłam. Lekarz usiadł obok mnie i zaczął czytać.

- Jerome Valeska. Dwadzieścia dwa lata. Metr osiemdziesiąt  osiem. Pracuje w Haly's Circus, gdzie został zaatakowany przez lwa. Dotarł do nas w bardzo złym stanie, był cały we krwi, a ślady po pazurach na klatce piersiowej i twarzy są bardzo głebokie. Ledwo go urato...waliśmy... - uniósł wzrok z nad teczki i patrzył na mnie.

Siedziałam, zasłaniając twarz dłońmi.

- Czytać dalej...chcesz znać szczegóły...jak do tego doszło... - zacinał się. Powinien wiedzieć, że temat krwi mnie obrzydza.Heh ironia, mam raka krwi a sama jej nie cierpię i ''mdleję'' na jej widok.

- Co ten lew mu zrobił?!- zapytałam przerażona.

- Z tego  co wiem, Jerome próbował uratować małego chłopczyka, który podszedł niebezpiecznie blisko klatki ze zwierzęciem. Lew rzucił się na małego, ale w ostatniej sekundzie Valeska popchnął w bok dziecko, a sam ucierpiał. Jak go poprosisz to może sam ci opowie. - Jeff opowiadał powoli, jakby myślał, że go nie zrozumiem żywo gestykulując przy tym rękami.

- To bardzo bohaterski czyn. - zawsze podziwiałam ludzi,którzy umieli poświęcić się dla innych. Davis jedynie pokiwał głową.

- Może zawołam Camilę, żeby cię spakowała i przygotowała do "przeprowadzki" - zaznaczył cudzysłów w powietrzu.
- Mhm - mruknęłam cicho.
Doktor uśmiechnął się i wyszedł, a po chwili przyszła do mnie Camila.

xxx

Jechałam na łóżku po szpitalnym korytarzu. Światła jak zawsze mijały mi przed oczami.
Camila od czasu do czasu wypytywała, dlaczego Davis kazał jej wyjść.

- Rose, chcesz mi zdradzić szczegóły waszej rozmowy z doktorem?

Ugh, niech mnie ktoś od niej zabierze.

- Uważam, że jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej niż ci powiedziałam to powinnaś iść do Jeff'a.

Ukradkiem spojrzałam się na twarz Camilii, na której malował się grymas.

- Nie chcę... - postarałaś się z argumentacją. Brawo.

- Czemu?! - nie wiedziałam o co jej chodzi. Rozumiem, że unikała Davis'a jak tylko mogła, ale to zwykła rozmowa.

-No...można powiedzieć, że doktor...emmm - jąkała się co mnie irytowało.

- Wysłów się kobieto...- warknęłam cicho.

- Podoba mi się! - krzyknęła przez co parę osób się na nas spojrzało.

- Wow brawo, pewnie sam Batman z końca  Gotham cię usłyszał - zaśmiałam się. - naprawdę Jeffy ci się podoba?

- Tak. Myślę, że mam u niego spore szanse. - nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć że się uśmiecha. Miała ładną figurę...jak na swój wiek. - Nawet widziałam go ze mną we śnie... to było takie...

- Piękne? Pfff. Pobierzecie się, zrobicie bachora, dom na kredyt, piesek, auto rodzinne... To jest marzenie każdego zdesperowanego trzydziestopięcioleniego lekarza? - odprychnęłam

- Dobrze, już bądź cicho.

- Hah, chyba masz dziś pecha. Patrz kto idzie - drugie zdanie dodała ciszej. Na przeciw nam szła Clarie - główny wróg mój i Camilii oraz była dziewczyna jej aktualnego obiektu westchnień.

- Cammy, skarbie możesz podejść? Nie wiem gdzie leży - spojrzała na papiery, które trzymała w lewej dłoni - Valeska, a miałam sprawdzić jak się czuje.

- Carver możesz się tak nie drzeć?! To jest szpital - upomniała ją jakaś pielęgniarka.
Clarie Emily Carver miała kruczoczarne włosy i zielone oczy. Była niska, może metr sześćdziesiąt? Nie wiem co Davis w niej widział. Tapetowała się paskudnie.

Camila podjechala do niej ze mną, a jej twarz wykrzywiała się w przesadzonym uśmiechu.

- Mówiłaś, a raczej krzyczałaś, że gdzie chcesz iść? - Jezu Cam nie rób dramy

- Dooo - jeszcze raz spojrzała w notatki - Valeski. Teraz moja pielęgniarka miała szczery uśmiech, a raczej zaciesz. Chyba wiem, że wymyśliła coś żeby się na mnie zemścić...

- Miałam tam właśnie jechać z Rose - przeniosły wzrok na mnie - ale jak ty tam idziesz to chyba możesz ją zabrać? -
Posłałam Camilii nienawistne spojrzenie. Zaczęła wojnę, a w tym jestem najlepsza. W wygrywaniu. Tak wiem moja skromność jest na poziomie.

- O takk, pewnie, że mogę. Tak dawno nie rozmawiałyśmy - ja miałam nadzieję, że nie będzie takiej okazji jak umrę, ale no coż... pewnie zdziwiła się w ogóle, że żyję.

- Dobrze to ja was już zostawie - no i tak jak mówiła zostawiła mnie z tym potworem

- To może chcesz mi opowiedzieć co tam u ciebie, Rosallie?

- Niezbyt...

- Nie krępuj się, śmiało

- Uhh...Okej, zacznijmy od tego, że niedługo umrę, a w tym szpitalu jest nudno i mają nie dobre jedzenie. - byłam szczera. No może z tą śmiercią trochę podkoloryzowałam, bo oprócz małej ilości czerwonych krwinek w mojej krwi, choć wynik się polepszył, nic na to nie wskazywało.

Clarie dość długo nie odpowiadała. Czyżby się udało ją uciszyć? Z opowiadań Jeff'a wiem, że milczenie Carver równało się z cudem.

- Nie martw się. - ciszę przerwał piskliwy głosik mojej towarzyszki, wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć - Teraz będziesz dzielić salę z takim ciasteczkiem, że wszystkie laski w Gotham powinny ci zazdrościć. - w końcu powiedziała coś o wyglądzie mojego współlokatora, chyba nie byłaby sobą, gdyby nie wspomniała chociażby o tym, że jest brzydki lub właśnie przystojny. - jest wprost idealny dla Ciebie, Rosallie.

- Ile razy u niego byłaś, że możesz stwierdzić dla kogo będzie dobrym partnerem, a dla kogo nie?!

- Oho, spokojnie. Jak zobaczysz jego mięśnie i twarz będziesz mi dziękować, zo to co zrobiłam.

- A co zrobiłaś?

- Zobaczysz - przełknęłam głośno ślinę i właśnie w tym momencie dojechałyśmy do mojego nowego lokum.

Tym razem dłuższy rozdział, bo ma aż 1060 słów!! Wow postarałam się haha. ❤

Forget about me  | J.V |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz