Kontynuacja "chwilowej rozkoszy"
Liebe und Verstand gehen selten Hand in Hand.
Stephan dzwonił do niego jeszcze kilka razy, ale on nie odbierał, a jakikolwiek kontakt z nim był utrudniony, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że niemożliwy. Sam Severin go pilnował, a on był nie do zdarcia.
Zrezygnowany Leyhe przechadzał się uliczkami rodzinnego Willingen, miejsca, które miało dziwną, uspakajającą moc. W głowie miał wiele różnych myśli, zastanawiał się czy odpuścić, jednak gdy w głowie odtwarzał sobie jego obraz, wiedział, że jest on wart takiego poświęcenia, dlatego też na następnym bankiecie bez większego entuzjazmu szukał go wzrokiem, nie licząc nawet, że się pojawi.
Jakie było jego zdziwienie, kiedy na salę wkroczył smutny i zmęczony chłopak, trzymający dłoń Laury, jego niedawnej znajomej. Dziewczyna podobnie, jak Andi była dziennikarką i niemalże tak samo jak Wellinger wylądowała w jego łóżku, z którego później została boleśnie wyrzucona. Tyle tylko, że ona dla niego nic nie znaczyła, zapomniał o niej, inaczej wyglądało to, jeśli chodzi o blondyna, to on zaprzątał jego głowę.
Laura rozglądała się na boki, uważnie studiując salę, natomiast Andi spoglądał wyłącznie na swoje buty, w pewnym momencie dziewczyna dostrzegła go i uśmiechnęła się złośliwie wpijając się w usta Wellingera. Czerpała z tego satysfakcję, mogła mu dopiec za to, jak ją potraktował.
-Suka - pomyślał wściekły zaciskając dłonie w pięści. Jego postanowieniem stało się odsunięcie Laury od Wellingera. Stephan był zawzięty w swoim postanowieniu, dlatego postanowił działać od razu. Chwycił kieliszek czerwonego wina i przeszedł obok Wellingera, na którego "przypadkowo" wylał ciecz, która znajdowała się w szkle.
-Przepraszam, przepraszam - starał się zetrzeć plamę, a Laura zabijała go wzrokiem. Andi uniósł głowę i przeszył go tym zbolałym spojrzeniem, w jego oczach błysnęły łzy, to nigdy nie oznaczało czegoś dobrego.
-Co ty tu robisz? - zapytał płaczliwie, a serce Stephana krajało się na jego widok, nie chciał doprowadzić go do takiego stanu.
-To bankiet charytatywny dla największych szych w Niemczech, mogłeś się domyśleć, że tu będę - mrugnął do niego i niby przypadkowo musnął jego dłoń, całkowicie ignorując jadowite spojrzenie Laury. Na jego dotyk Andi zadrżał i spłonął rumieńcem, nienawidził jak jego ciało reagowało na to jego.
-Ale Severin mówił, mówił, że cię nie będzie - szeptał jak mantrę i delikatnie szarpał się ze włosy.
Leyhe miał ochotę go przytulić i skryć w swoich ramionach, ale nie mógł zrobić tego teraz, nie chciał wzbudzać podejrzeń.
-Andreas ja przepraszam, doskonale wiesz, że nie chciałem.
-Nie chciałeś? Nie chciałeś?! Do jasnej cholery o czym ty mówisz?! Chciałeś tego, obaj doskonale o tym wiemy - szeptał i kurczowo miętolił swoją koszulę.
-Stephan odejdź - wyszeptała chłodno Laura, zamrażając go wzrokiem. Była taka zimna i bezduszna, nie pasowała do tej rozemocjonowanej kuleczki, która teraz była kłębkiem zszarganych nerwów.
Odszedł od niego, tak na ten moment było lepiej. Cały bankiet, go obserwował, sącząc przy tym alkohol, Andi nie bawił się dobrze, co innego Laura, która starała się wyciągnąć Andiego do tańca, ale coś jej nie wyszło. Zrezygnowana usiadła obok niego i mocno go przytuliła, zachowywała się bardzo zaborczo, chroniła go niczym matka swoje młode, to było przerażające.
Podczas tego bankietu nie zrobił nic, ona ograniczyła mu pole manewru, wychodząc stanął za nimi, nie dostrzegli go.
-Jak się czujesz? - zapytała z troską? Stephan był w szoku, ta żmija potrafiła być miła?
-Nie wiem, mam wrażenie, że to wszystko powraca - szeptał, a Stephan doskonale wiedział, co to oznacza. Jego serce zabiło szybciej, on go nadal kochał.
-Kocham cię - powiedziała Laura obejmujác go ramieniem, ona na serio zachowywała się jak zaborczy facet.
-Ja ciebie też - to nie brzmiało w ogóle z przekonaniem.
Stephan chciał odtańczyć taniec szczęścia.
Ona przegrywała z kretesem.
****
Był w Monachium, to miasto było dla niego zadziwiającą tajemnicą. Idąc ulicami dostrzegł cień jego sylwetki, podbiegł za nim, nie mógł zaprzepaścić takiej okazji.
Złapał go za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, zaskoczony Wellinger spojrzał na niego zdziwiony.
- Co ty tu robisz? - wysyczał wściekły.
-Czy to ważne? Możemy porozmawiać?
- O czym ty chcesz tutaj rozmawiać?
-Wiem, co czujesz.
-Nic nie wiesz. Kocham Laurę - mówił i nawet na mnie nie popatrzył.
-Nie wierzę ci.
-Nie jesteś tu po to, by mi wierzyć.
Chciał uciec, ale uścisk na jego nadgatstku wzmocnił się.
-Spójrz mi w oczy i powiedz, że ją kochasz.
Andreas spojrzał jego twarz i starał się wydukać z siebie wyzwanie miłości względem tej żmiji.
-Nie potrafię.
Stephan uśmiechnął się i nie mogąc się powstrzymać wpił się w jego usta.
-Chodźmy do mnie.
Andreas chciał zaprotestować, ale nie miał w sobie tyle pokładu silnej woli.
Zgodził się, a rano kiedy się obudził, nie poczuł nawet wyrzutów sumienia. Tak jakby wszystko było na swoim miejscu, tylko to kilka nieodebranych połączeń od Laury wprawiło go w zakłopotanie, które bardzo szybko zniknęło w chwili, gdy Stephan położył brodę na jego ramieniu i pocałował czule w usta.
-Kocham cię Andi - rzekł i ujął jego twarz w swoje dłonie.
-A teraz jak to interpetujesz? Nadal jestem chwilową rozkoszą?
Stephan spojrzał na niego czule.
-Nie, jesteś moją miłością i przyszłością, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
Kolejny pocałunek zagłuszył obietnicę Andiego.
I żyli długo i szczęśliwie, jak w bajce.