Wracam do domu...

35 2 0
                                        

                    Dzisiejszy dzień zaczął się dla mnie bardzo źle, to był jeden z tych dni w którym miałam ochotę spakować walizki i wrócić do domu. Powodem tego samopoczucia był telefon który zadzwonił do mnie rano, odebrałam go z uśmiechem bo już dawno nie rozmawiałam z Kamilem. Wspominałam już o nim, to mój były chłopak i nigdy nie było między nami złej krwi, wiec kiedy dowiedział się, że jego już dziś żona jest w ciąży to poprosił mnie żebym zostałam chrzestną, oczywiście się zgodziłam. Zadzwonił do mnie i po 30 minutach luźnej rozmowy, wydobyłam w końcu z niego co się dzieje, bo znaliśmy się tak dobrze, że po jego przywitaniu już domyśliłam się, że coś się dzieje. Usłyszałam coś czego nigdy nie powinnam usłyszeć, coś co przerażało mnie kiedy tylko zaczynałam o tym myśleć, okazało się, że mój chrześniak jest ciężko chory i potrzebuje przeszczepu nerki. Pierwsza moje słowa to oczywiście, że pakuję się i będę tam jak najszybciej, ale chłopak mi zabronił. Początkowo byłam wściekła, że chce mnie wykluczyć z grona potencjalnych dawców, później jednak zrozumiałam, że mimo tego, że my żyjemy w świetnym kontakcie, to z jego żoną trzymamy się na dystans. Zawsze tak był i stawiam, że kiedy dowiedziała się, że będę tak blisko ich syna była wściekła, ale nie mogła nic zrobić, bo Kamil się uparł a ja nie miałam zamiaru odmawiać. Później rozmowa była już mroczna i zdecydowanie przykra, przepłakałam całą godzinę do telefonu, słysząc, że chłopak też się łamie ale mimo tego, że to on był ojcem to próbował podtrzymać mnie na duchu. Obiecał mi, że jeżeli w ciągu tygodnia nie znajdą dawcy pakuję się do samolotu i lecą. Mimo jego sprzeciwu przelałam mu na konto sporą kwotę, wiedziałam, że ona nie pracuje a on nie zarabia dużo a teraz pieniądze były im bardzo potrzebne. Małemu już dawno kazałam założyć konto oszczędnościowe i pewnie, już dziś ma na nim kwotę która wystarczyła by mu na zakup porządnego mieszkania, ale dostanie je dopiero kiedy skończy 18 lat. 

              Resztę poranka byłam zmieszana i zdecydowanie wyciągnięta z życia, nie miałam ochoty się uśmiechać czy z kimś rozmawiać. Chciałam usnąć i obudzić się kiedy będzie już po wszystkim a mały będzie zdrowy i znów będzie się do mnie tak pięknie uśmiechał. Zjadłam śniadanie na siłę bo nic nie chciało przejść mi przez gardło. Było mi ciężko, zawsze kiedy wiedziałam, że coś dzieje się złego w mojej rodzinie a ja byłam za oceanem nie mając na to zupełnie żadnego wpływu. Mój telefon wydał z siebie dźwięk, spojrzałam na niego, dalej leżał na blacie gdzie zostawiłam go kiedy zakończyłam rozmowę z Kamilem. 

Mój chłopak: Musimy dziś nagrać film, przyjadę po ciebie za godzinę i ci wszystko wytłumaczę. 

              Przeczytałam wiadomości dwa razy i zamknęłam oczy, dziś nie miałam ochoty spotykać się nawet z nim a stawiam, że na tym filmiku będzie też jego brat, więc tym bardziej nie mam ochoty dziś się z nimi spotykać. 

Ja: Dziś nie potrafię się sztucznie uśmiechać wybacz. 

             Odpisałam i skutecznie ignorowałam kolejne wiadomości od chłopaka. Mimo faktu, że mamy umowę, wiedziałam, że jeżeli dziś coś nagramy skończy to się tragedią bo prawdopodobnie skręcę jego bratu kary i wcale nie  miałam bym zamiaru się powstrzymywać. Dziś jestem prawdziwą sobą, dziś jestem dziewczyną która jest zmęczona i załamana tym co się dzieje w jej życiu. Dziś nie umiem udawać, zakochanej i szczęśliwej. Pewnego dnia w każdym z nas coś pęknie i dziś to coś pękło we mnie. Usłyszałam znajomą melodię przypisaną do przyjaciela, złapałam telefon powoli odbierając. 

-Halo.- Mój głos był cicho i sama ledwie go słyszałam, płakałam od dobrych dwóch godzin i sama dziwiłam się, że jeszcze nie tonę w swoich łzach. 

-Co ty odwalasz Tini.- Chłopak był wściekły a ja zdecydowanie nie miałam na to dziś siły.- Dzwonił do mnie Ethan...

             Kiedy tylko usłyszałam to imię od razu się rozłączyłam, miałam dość a ten chłopak przelewał czarę. Nie chciałam znów słuchać jak menadżer mnie ochrzania, nie chciałam iść i udawać czyjąś dziewczynę i nie chciałam męczyć się z jego bratem. Złapałam telefon szybko bukując lot do Polski. Tak miałam właśnie zamiar uciec, miałam zamiar schować się w rodzinnym domu i nie wychodzić przez kolejne tygodnie i gówno mnie obchodziły konsekwencje. Wiedziałam, że Ian będzie tu za kilka minut a nie chciałam się tłumaczyć, więc postanowiłam przeczekać na lotnisku. Złapałam pierwszą lepszą torbę i bez zastanowienia wrzucałam do niej rzeczy, o niczym wtedy nie myślałam. Złapałam paszport szybko sprawdzając czy wszystko z nim okej, schowałam go do torebki ostatni raz rozglądając się po sypialni. Odłączyłam wszystkie elektroniczne sprzęty i ruszyłam do drzwi. Przekręciłam klucz wrzucając go do torby, moja taksówka miała być za 5 minut, wyszłam więc przed budynek spoglądając na telefon, miałam kilkanaście nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt wiadomości. Nie miałam teraz do tego głowy, nagle mój telefon znów zadzwonił, na ekranie pokazało się zdjęcie Graysona które zrobiłam mu na plaży, po sekundzie zastanowienia rozłączyłam go, później do niego napisze. 

-Nie ładnie mnie rozłączać.- Kurwa, to jedyne słowo które przyszło mi na myśl, odwróciłam się do chłopaka który kiedy tylko na mnie spojrzał wiedział, że coś jest nie tak. Sama bym się domyśliła, stoję przy ulicy w dresie z walizką przy nodze, bez makijażu z napuchniętymi oczami. Chłopak mnie objął szczelnie do siebie przyciągając. 

-Przepraszam moja taksówka.- Spojrzałam na ulicę akurat kiedy samochód podjechał. 

-Ja cię zawiozę czekaj.- Spojrzałam na niego, który mnie tylko zignorował kiedy chciałam zaprzeczyć, szybko podszedł do kierowcy podając mu gotówkę.- Idziemy.

-Ale...- Chłopak szybko uciszył mnie ruchem dłoni chowając moją walizkę do swojego samochodu. Otworzył mi drzwi i już po chwili oboje siedzieliśmy w samochodzie a on włączył się do ruchu.- Na lotnisko.

-Gdzie?!- Przymknęłam oczy słysząc trochę zbyt wysoki ton, nie miałam siły się z nim kłócić.- Myślałem, że chcesz się tylko schować w jakimś hotelu na chwilę a nie od razu wylatywać, oszalałaś.-Poczułam już po chwili łzy na policzku.

-Przepraszam.- Mój głos był cichy i słaby, dlaczego nie mógł przyjechać 10 minut później już by mnie nie było. 

-Co się dzieje?-Chłopak zatrzymał się na światłach spoglądając mi prosto w oczy, złapał mnie za dłoń i lekko potarł kciukiem.- Mała?

-Jadę do Polski.- Chłopak przytaknął głową, a jego telefon się rozdzwonił, pokazał mi ekran na z którego wynikała, że dzwoni do niego Ian, spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. 

-Wisisz mi wyjaśnienia.- Chłopak odebrał telefon przykładając go do ucha.- Nie nie wiem gdzie jest.- Dziękowałam mu w duszy za to, ze mnie kryje.- Tak dam znać jak się odezwie, ty też mi daj znać martwię się.-Chłopak rozłączył się i spojrzał na mnie. 

-Mój chrześniak jest bardzo chory.- Mój głos się łamał a ja znów zaczęłam płakać, rano byłam w szoku a teraz to wszytko do mnie docierało. 

-Dlaczego nie powiedziałaś tego Ianowi.- Zaśmiałam się smutno wracając wzrokiem do chłopaka. 

-Półtora roku temu zmarła moja babcia, byłyśmy bardzo blisko, nie pozwolił mi nawet jechać na pogrzeb.- Pamiętam ten dzień i nigdy nie wybaczę tego Ianowi, byłam załamana a on kazał mi skakać po scenie i śpiewać głupie piosenki.- On by nie zrozumiał.

-Będzie dobrze.- Chłopak znów potarł moją dłoń, byłam mu teraz wdzięczna za to, że jest obok mnie.- Musisz lecieć? 

-Mam już bilet.

               Chłopak twierdząco pokiwał głową zatrzymując się na lotnisku, wysiadałam z on zaraz za mną. Chciałam zabrać swoją walizką ale mi nie pozwolił, złapał mnie za dłoń ruszając na lotnisko. Naciągnęłam na siebie kaptur idąc w stronę odprawy. Po chwili staliśmy już czekając na samolot, dostrzegłam fotoreporterów, co źle wróżyło. Schowałam szybko głowę w zagłębie szyi chłopaka a on od razu zmniejszył odległość  między nami. Byłam mu za to wdzięczna, nie chciałam teraz pojawiać się w żadnych gazetach kiedy wyglądałam okropnie. 

-Spójrz.- Grayson pokazał mi swój telefon, na którym widniały już nasze zdjęcia, portale plotkarskie działały szybko, za szybko. 

-"Tini czule żegna się z swoim chłopakiem na lotnisku".- Zaśmiałam się lekko czytając tytuł artykułu, dziwiłam się jakim cudem ktoś ma taką głową, żeby wymyślać wszystkie te wpisy. 

-Pasażerów samolotu numer 218 do Polski zapraszamy na pokład.

            Po lotnisku rozniósł się głos a ja ostatni raz przyległam do ciała chłopaka żegnając się z nim, obiecałam, że odezwę się kiedy tylko dolecę. W tej chwili miałam tylko z nim ochotę utrzymywać kontakt i na razie nie chciałam tego zmieniać. Musiałam odpocząć od tego szaleństwa, chociaż wiedziałam, że to nie będzie łatwe.

Tini. Polish star.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz