Otwierałam powoli oczy, by już po sekundzie znów je zamknąć, jasność jaka panowała w pomieszczeniu oślepiła mnie. Po chwili znów podniosłam powieki już bardziej przyzwyczajając się do światła, byłam w szpitalu, znów jestem w tym szpitalu. Szybko rozejrzałam się po sali, koło mojego łóżka stało dwóch chłopaków. Byłam zdezorientowana i przestraszona, bałam się tego co się wydarzyło, bałam się tego dlaczego tu jestem, to jak powtarzający się koszmar. Jeden z chłopaków złapał mnie za dłoń, szybko ją wyszarpałam.
-Gdzie jest Matt?!- Krzyczałam a wcale tego nie chciałam, byłam przerażona.- Gdzie on jest?!
-Już spokojnie mała to ja,spójrz na mnie.- Mój oddech zwolnił, przeniosłam wzrok na Iana i wszytko do mnie wróciło, jestem w szpitalu zemdlałam, ten chłopak to Grayson a Matt, Matt nie żyje.- Już dobrze, wiesz gdzie jest Matt?
-Tak już okej, przepraszam Gray, coś mi się pomieszało.- Złapałam chłopaka za dłoń a on się do mnie lekko uśmiechnął, pewnie teraz zastanawia się kim jest Matt, będzie chciał odpowiedzi a ja w końcu będę musiała znów o nim mówić.
-Jak się pani czuje?- Przeniosłam swój wzrok na lekarza który właśnie znalazł się w mojej sali, to starszy pan, wyglądał miło.
-Jest okej, co mi się stało?- Bałam się odpowiedzi, co jak jestem chora, co jak umieram i nie będę mogła osiągnąć wszystkich swoich marzeń, co jeżeli już nigdy nie zaśpiewam.
-Spokojnie to nic takiego, wdała się pani mała infekcja po zabiegu, ale już wszystko jest dobrze, zostanie pani tu parę dni, oczyścimy pani organizm z toksyn i wszystko wróci do normy.
Podziękowałam lekarzowi i zostałam znów sama z chłopakami, rozmawialiśmy o różnych sprawach, Ian przesunął trasę o dwa miesiące, jedna część mnie chciała żeby w ogóle ją odwołał, ale druga nigdy nie wybaczyła by sobie tego. Kochałam śpiewać a koncerty i trasy to całe moje życie, jeżeli Graysonowi na mnie zależy to poczeka, bo przecież jak się kogoś kocha to się go nie zostawia. Śmieszne, że wychodzi to z moich ust, bo jeszcze parę godzin temu to ja chciałam go zostawić. Co jeżeli go nie kocham, co jeżeli nigdy tak na prawdę go nie pokocham. Bo mogę być zauroczona, może mi się podobać, ale nie chcę go ranić. Boję się, że kiedyś na niego spojrzę i będzie mi zupełnie obcy a ja będę dla niego wszystkim i że tym razem to ja będę musiała odejść. Po dwóch godzinach Ian postanowił wyjść i zostawić nas na chwilę samych i bałam się tej rozmowy.
-Wszystko okej?- Chłopak nie odzywał się od dobrych 20 minut, patrzył tylko w ścianę.
-Kochasz go?- Zmrużyłam brwi, nasze spojrzenia się spotkały a ja widziałam złość w jego oczach, był na mnie wściekły.- Pytam się czy go kochasz Matta?!
-Kocham.- Mój głos był cichy ale pewny, nie miałam zamiaru bać się tej rozmowy bo to nie pierwszy raz, taką samą przeprowadziłam z Kubą kilka lat temu.
-Od kiedy?- Przymknęłam oczy licząc, że to pomoże mi powstrzymać łzy ale myliłam się, płakałam jak dziecko.
-Od kiedy wiem czym jest miłość.- Chłopak wstał i nerwowo podążał po pokoju, bałam się, że go stracę wiec postanowiłam wypowiedzieć słowa, których już dawno nie mówiłam na głos, słowa które ranią.- On nie żyje Grayson.- Chłopak nagle przystanął znów na mnie patrzą tak jak by moje słowa do niego nie dotarły.- Matt nie żyje.
-Przepraszam.- Znów siedział przy mnie obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie kiedy ja płakałam, płakałam bo mój świat się sypał, płakałam bo cierpiałam.- Opowiesz mi o nim?
-Matt był miłością mojego życia. Wytatuowany facet z sercem na dłoni. Wszyscy mnie przed nim ostrzegali, że mnie zrani, każdy miał wyrobione o nim zdanie wcale go nie znając. A ja byłam młoda i mimo tych wszystkich słów zostałam z nim. Bo przecież chłopak z tatuażami, który pali fajki i pije alkohol a do tego wszystkiego jeszcze jeździ motorem nie może nikogo kochać, nie może po prostu dla kogoś być. Oni wszyscy się tak bardzo mylili a ja nawet przez sekundę nie pożałowałam bycia z nim.- Powiedziałam cicho w jego ramię, wiedziałam, że mogę go tym zranić ale musiałam mu powiedzieć prawdę. -Był dla mnie wszystkim i nigdy już nie kochałam nikogo tak jak jego. Byliśmy razem 11 miesięcy, bo było 11 najpiękniejszych, najbardziej wypełnionych miłością miesięcy w moim życiu.- Mój głos się łamał a ręce się trzęsły.- On był jak wschód słońca, nigdy się nie nudził, był zaskakujący, spontaniczny, żywiołowy. Był dla mnie wszystkim czego od życia oczekiwałam. To on mnie nauczył jak kochać, nauczył mnie jak okazywać miłość. Nigdy by mnie nie skrzywdził, nigdy nie podniósł nawet na mnie głosu, kiedy na niego krzyczałam on mnie po prostu przytulał.- Zaśmiałam się na to wspomnienie, tak bardzo mi go brakowało.- Pamiętam nawet jak pachniał, czuje jego perfumy nawet teraz, wystarczy że tylko o nim pomyślę. A jego głos, słyszę go tak wyraźnie, jak by stał teraz obok mnie, widzę jego uśmiech, widzę kiedy zaciska pięści, żeby tylko na mnie nie krzyknąć kiedy miał mnie już dość.
-Był świetnym facetem.- Przytaknęłam tylko głową, znów wracając do wspomnień.
-Myślę, że teraz bym z nim była, że nigdy byśmy się nie rozeszli. Wszyscy twierdzili, że byliśmy tylko głupimi dzieciakami którzy myśleli, że wiedzą co to miłość, ale my mieliśmy inne zdanie, nasza miłość była prawdziwa i jedyna w sowim rodzaju.- Przymknęłam oczy bo teraz będzie najtrudniejsza część opowieści.- A później odszedł i pamiętam ten dzień tak jak by zdarzył się chwilę temu. To był piękny lipcowy dzień, słońce świeciło a ja byłam na niego zła bo obiecał mi, że pojedziemy na plażę a okazało się, że musi jechać do pracy. Krzyczałam, że mu na mnie nie zależy i że liczy się tylko ta jego cholerna praca.- Płakałam jak dziecko.- Pierwszy raz wtedy był na mnie wściekły do takich granic, że nawet mnie nie przytulił. Trzasnął tylko drzwiami i wyszedł, wtedy widziałam go ostatni raz. Nasza ostatni rozmowa właśnie tak wyglądała i może gdybym go zrozumiała, może gdybym...
-Ej to nie twoja wina słyszysz.- Spojrzałam na chłopaka który siedział obok mnie, sam płakał zależało mu na mnie.-To nie była twoja wina.
-Wiem, to też nie była jego wina, piany kierowca wjechał w niego na czerwonym świetle. Zbieg okoliczność, niezgranie w miejscu i czasie, ludzie różnie to nazywali ale ja nigdy tego nie zrozumiem, bo jeżeli Bóg jest dobry i nas kocha dlaczego odbiera nam tych których tak bardzo kochamy.-Mój głos był już cichy i spokojny, nostalgia mnie ogarnęła a ja nie chciałam z niej wychodzić.- Później było już tylko gorzej, załamałam się, zniszczyłam siebie, chciałam się zabić kilka razy, chciałam umrzeć, żeby tylko móc go zobaczyć.
-Chciał bym jakoś móc ci pomóc.- Przymknęłam oczy przytulając się do chłopaka, był kochany zależało mu na mnie a ja chciałam dokończyć historię.
-Brałam narkotyki, dużo i wszytko, nie interesowałam się tym co mi się stanie, nie obchodzili mnie inni chciałam tylko na chwilę zapomnieć. Udawało mi się, do momentu kiedy wstawałam rano i wszytko wracało tak jakbym w kółko dostawała ten sam telefon.- Próbowałam przywrócić jak najwięcej faktów, chciałam, żeby znał prawdę.- Na jednej z imprez poznałam Kubę, byłam naćpana a on wyciągnął mnie z tego klubu, wszyscy mówią, że to on wybił się na mnie, ale prawda jest taka, że gdyby mi wtedy nie pomógł, gdyby nie został przymnie to dziś albo bym nie żyła albo była bym nikim.
-Kocham cię wiesz.- Uśmiechnęłam się lekko, znów wtulając się w ramię chłopaka i plułam sobie teraz w brodę zdając sobie sprawę, że oddała bym wszytko, żeby teraz przytulic się do Matta.
CZYTASZ
Tini. Polish star.
FanfictionŻycie jest nieprzewidywalne i samo wybiera nam drogę którą mamy podążać... Tini zostaje postawiona przed faktem dokonanym, będzie udawać dziewczynę jednego z braci Dolan, co się wydarzy kiedy okaże się, że dużo ją z nim łączy, ale jego brat jest zde...