XII Bunt

28 3 0
                                    


Nawet nie zauważyłam, kiedy ogród przed moim domem znikł, a ja znów stałam pośrodku ogromnej sali. Zdawało mi się, że jest to swojego rodzaju laboratorium z naukowcami zapatrzonymi w swoje notatki i jakieś statystyki. Tym razem postanowiłam skupić się na otoczeniu, na białych kafelkach, które połyskiwały w sztucznym świetle wiszących lamp. Wiele komputerów pracowało, a pracownicy krzątali się wokoło, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego mnie nie zauważali? Dla kogo pracowali, czyżby dla... W tej chwili otworzyły się drzwi i ujrzałam szturmowców celujących w ludzi znajdujących się razem ze mną w szklanym pomieszczeniu. Tamci rzucili swoje papiery i gotowi na śmierć uciekali we wszystkie strony. Teraz to zjawił się przywódca szturmowców, zamaskowany pod swoim kapturem pewien osobnik z czerwonym mieczem świetlnym. Znowu chciałam jakoś zareagować, uwolnić się z miejsca, do którego byłam w niewiadomy sposób przymocowana. Postać, która przypominała mi zawsze Vadera, z biegiem czasu zaczęła się rozmazywać i tak dokładnie nie wiedziałam, kto kryje się pod czarną zbroją.

-Skacz!-usłyszałam głos w mojej głowie i spoglądając w górę, nad sobą spostrzegłam czerwoną klingę miecza. Znieruchomiałam, poczułam strach, który całkowicie mnie sparaliżował, ale wbrew sobie skoczyłam w białą otchłań portalu.

-Sophia!-krzyknął mężczyzna stojący za biurkiem, był sam jak zwykle. Nie udało mu się zapewne uciec przed szturmowcami i wtedy to właśnie jeden z blasterów wystrzelił i sylwetka zniknęła sprzed mojego wzroku.


Otworzyłam gwałtownie oczy i wbiłam swój wzrok w siwy sufit. Rozglądnęłam się wokół i dostrzegłam za oknem połyskujący w wodospadzie okrągły księżyc. Wzięłam jeden głęboki oddech, wciąż leżąc na moim wygodnym łóżku. "Wyszło"-powiedziałam pewnie w moich myślach. Bowiem od dłuższego czasu dostaję lekcje od wujka Luke'a, który uczy mnie jak mam panować nad moim snem. Mogę dzięki temu dowiedzieć się więcej i za każdym razem nie boję się tak bardzo, jak wcześniej, chociaż czasami ulegam jakieś Mocy. Czuję, że to ma mnie przygotować do czegoś w przyszłości, ale sama nie wiem dokładnie do czego.

Odsunęłam puchową kołdrę z mojego brzucha oraz nóg i usiadłam spokojnie na łóżku. Przetarłam dłońmi moje zaspane jeszcze oczy i z zamkniętymi powiekami powędrowałam myślami do przestronnej kuchni, gdzie zjem dzisiaj pyszne i cudownie pachnące, ale szybkie śniadanie. Chociaż jeszcze wszyscy domownicy spali, czułam blisko siebie czyjąś obecność, tak jakby śledziły mnie dwie pary oczu i chciały mi coś powiedzieć. Podniosłam powieki i ujrzałam przed sobą piękny widok jezior i wodospadów, które nikły jeszcze w półmroku. Przez duże szklane drzwi do pokoju wpadało światło i z każdą minutą zamazane kształty stawały się coraz bardziej wyraźne. Mogłam już dostrzec dużą, cudownie rzeźbioną szafę z moimi ubraniami, a także komodę, przy której odruchowo zatrzymałam swój wzrok. Coś mnie przyciągało do niej. Usłyszałam nawet w mojej głowie cichy, ale stanowczy męski głos: "Podejdź". Stanęłam niepewnie na moich nogach; czułam zimno podłogi, które wędrowało po moich stopach. Spokojnie podeszłam do ciemnej komody i rozejrzałam się za oknem. Wszystko powoli się budziło ze snu, nie było wiatru, woda w jeziorach stała bez żadnego ruchu. Nie czułam strachu ani lęku, wręcz przeciwnie, czułam niezmierny spokój i harmonię. Wtedy to ukazał się mężczyzna pod koroną olbrzymiego drzewa i wpatrując się w swoją ukochaną, czekał na tę jedną chwilę, kiedy mogli być razem. Kiedy on mógł jej dotknąć i uśmiechać się do niej z wdzięcznością i miłością. Kiedy znikli pomyślałam: "Dlaczego chcieliście, żebym to widziała, przecież nic się nie zmienia, przez tyle lat ten sam obraz, ta sama niezmącona niczym radość i ukojenie. Dlaczego wciąż mnie nawiedzacie?"

Nie znałam odpowiedzi, tak jak nie znałam przyczyny ich wizyt ani tego snu. Pamiętam, że towarzyszą mi od samego początku, może nawet od narodzin, bo już tak dużo minęło czasu... Z zamyślenia wybudził mnie dźwięk delikatnego pukania do drewnianych drzwi.

-Proszę!-odezwałam się cicho i powoli odwróciłam się w stronę otwieranych drzwi. Za nimi ukazała się kobieta w popielatej koszuli nocnej sięgającej jej do kolan. Ciemne jeszcze włosy sięgały jej do piersi, a na twarzy oprócz pierwszych zmarszczek pojawił się serdeczny uśmiech.-

-Jak się spało?-zapytała się moja mama, po czym weszła do pokoju i stanęła naprzeciw mnie.

-Dobrze, robię postępy-powiedziałam zadowolona z dzisiejszej nocy i zdobytych dzięki niej nowych informacji.

-Cieszę się-radośnie odpowiedziała kobieta i wzięła mój kosmek ciemnych włosów, który założyła mi za ucho-bardzo przypominasz mi ciocię Padme, chociaż jesteś jeszcze bardzo młoda. Pójdę zrobić śniadanie-skończyła i odeszła, przymykając drzwi. Słyszałam jedynie, jak schodzi po schodach i znów w pokoju nastała cisza. Spojrzałam na holokron nad moim łóżkiem i znowu wróciły wspomnienia. Dopiero byłam dzieckiem, a już jestem panną i cała rzeczywistość wokół mnie się zmieniła. Wujek Han i ciocia Leia już nie odwiedzają nas tak często, jak kiedyś, a jak już przyjadą to tylko osobno. Wujek Luke tylko komunikuje się przez łącza, nigdy osobiście. A jeśli chodzi o Bena, to ostatni raz widziałam go 8 lat temu! Od tamtej pory wiem tylko, że żyje i że nie jest z nim za dobrze. Może gdybyśmy mogli razem porozmawiać, spotkać się-byłoby inaczej! Niestety nie jest to możliwe-metody nauki wujka są bardzo mądre, pomocne, ale staroświeckie i bardzo wymagające! Zakaz rozmów ze mną! Przecież to absurd! I to jeszcze bez powodu! To głupota!

-Sophia? Wszystko w porządku? Było Cię słychać w kuchni-usłyszałam zaniepokojony głos mojej mamy i ujrzałam jej ciemne oczy pełne zdziwienia, które ze spokojem wpatrywały się we mnie.

Gdyby cofnąć czas...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz