IV Sen

55 5 0
                                    

Znowu byłam w pomieszczeniu pełnym maszyn i komputerów. Ludzie ubrani na czarno z nałożonymi na siebie białymi fartuchami krzątali się w szklanym pokoju. Wszyscy byli zajęci i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Stałam na środku sali i kiedy chciałam zrobić krok, w tej samej chwili otworzyły się drzwi naprzeciw mnie. Dźwięk rozsuwanych wrót sprawiał, że byłam pewna w stu procentach, że jestem na jakimś ogromnym statku. W otwartym holu stali szturmowcy tak bardzo mi znani z opowieść. Identyczni wręcz tacy sami, trzymali w rękach blastery. I podczas gdy ja byłam wpatrzona w ich broń, przed nimi pojawiła się postać ubrana w czarną zbroję, a za sobą ciągnęła długi płaszcz. Kiedy swój wzrok skierowałam na jego twarz, nie byłam w stanie jej rozpoznać, ponieważ zasłaniał ją za duży kaptur. Gdy podniósł głowę, ujrzałam...

Nie to nie może być prawda. Czarne kręcone włosy opadały na jego ramiona, a blada cera odbijała się od czerni. Oczy przepełnione złością patrzyły prosto na mnie. Schowałam swoją twarz w dłoniach i po paru sekundach zdobyłam się na odwagę, aby jeszcze raz na niego spojrzeć. Teraz postać schyliła się i nie mogłam zobaczyć jej oblicza.

-Ben?-zapytałam z lękiem w głosie. Postać na moje słowa zdjęła kaptur z głowy i ujrzałam maskę Dartha Vadera.

-Nie!-krzyknęłam i chciałam uciekać, ale nie mogłam. Czułam, tak jakby coś mnie trzymało za moje nogi. Patrzyłam w stronę holu. Postać Vadera zapaliła swój miecz świetlny podobny do wujka Luka tylko w kolorze czerwonym i ruszyła pewnym krokiem w moją stronę.

I kiedy myślałam, że nic mnie nie uratuje przed mrocznym Jedi za mną uruchomił się portal. Cały był  wykonany z metalu i połączony z wieloma komputerami w kształt koła. Zapalone lampki spowodowały obrót tarcz wewnątrz okręgu o 360 stopni i w pewnym momencie rozbłysło białe światło, pole magnetyczne, które powstało na skutek ruchu tarcz. Poruszało się płynnie jak fale na jeziorze.

-Skacz!-usłyszałam głos w mojej głowie, głos bardzo mi znajomy.

-Wujek Luke-pomyślałam na głos. Postać z czerwonym mieczem była już przede mną i chciała zadać ostateczny cios, kiedy skoczyłam w białą otchłań.

-Sophia!-usłyszałam męski krzyk i zobaczyłam, że za jednym z komputerów stoi niewyraźna sylwetka człowieka i nagle słychać strzał z blastera i cień mężczyzny osunął się za biurko, a ja zamknęłam oczy...

Przerażona usiadłam i niespokojnie brałam oddech ustami. Dotknęłam dłońmi delikatnej jedwabnej pościeli. Odetchnęłam z ulgą, byłam w moim łóżku. Kolory ścian nie przybrały jeszcze odcienia piasku. Spojrzałam za okno, które znajdowało się naprzeciwko mojego posłania. Za nim pojedyncze promienie wschodzącego słońca oświetlały zielone polany Naboo. Na tafli jeziora znikał kształt srebrnego księżyca. Nastał już nowy dzień.

Musnęłam moją twarz, czoło pokryte było kropelkami zimnego potu. Następnie ręka powędrowała wyżej i wiedziałam, że bez szczotki się nie obejdzie, moje włosy podczas niespokojnego snu poplątały się i stworzyły dziwną fryzurę. Wstałam więc i podeszłam do komody przy balkonowych drzwiach. Ciemne drewno idealnie komponowało się z jasnymi ścianami, a nad łóżkiem jeszcze w szarości poranka świecił umieszczony nisko holokron. Przedstawiał tak bardzo znajomą twarz chłopca, który był moim najlepszym przyjacielem. Jak zwykle w za dużym kapturze na głowie i teraz z prawdziwym mieczem Jedi, pożyczonym od wujka Luka. A obok niego stoi dziewczynka niższa od niego w jej ulubionej zielonej sukience, jak zwykle włosy ma rozpuszczone, a lekkie loczki opadają jej do połowy pleców. Ten widok ośmioletniej dziewczynki ze łzami w oczach przypominał mi o dniu, w którym miałam już nie widywać się ze swoim przyjacielem...

Odwróciłam się nagle, chłód powiał od otwartego okna. Podeszłam do niego i lekko je przymknęłam. Wpatrywałam się teraz w drzewo rosnące w naszym ogrodzie. Przetrwało tyle wojen, było świadkiem radości, miłości, bólu i smutku. Zasadził je tam mój pradziadek Ruwee na znak namiętności, pięknego uczucia, które darzył  swoją żonę Jobal. Uwielbiałam na nie patrzeć rano, kiedy wszyscy spali. Widziałam wtedy młodego dziewiętnastoletniego chłopca ze ściętymi na bardzo krótko włosami, nosił tak samo, jak wujek Luke szatę rycerza Jedi. Gdy się pojawiał, spoglądał cały czas w moją stronę i uśmiechał się, a ja odwzajemniałam jego uśmiech. Wtedy pojawiała się kobieta mniej więcej pięć lat starsza od niego i promiennie uśmiechając się w jego stronę, zaczynała biec, a on robił dokładnie to samo. Kiedy spotykali się na środku drogi, ona łapała go za szyję i wtulała się w jego ramię, a on łapał ją w pasie i zaczynał kręcić się ze szczęścia. Kiedy zrobił dwa pełne okrążenia wokół własnej osi, kładł ją na ziemię, a ona patrząc z radością w jego oczy, znikała razem z nim.

Niebieska smuga rozpłynęła się szybko w promieniach słońca, które wyszło zza wodospadów...

Gdyby cofnąć czas...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz