Rose.
-Wygrany w karty bilet przyniósł mi największe szczęście, Ciebie. Jestem wdzięczny losowi. Musisz wyświadczyć mi przysługę. Obiecaj mi że przeżyjesz, że sie nie poddasz. Choćby nie wiem co. Choćby zabrakło nadziei. Obiecaj mi to teraz, Rose. Nigdy się nie poddasz.
Te słowa pojawiły się w mojej głowie już kolejny raz tego dnia. A razem z nimi jego twarz - niezwykle przystojna, młoda, na którą raz po raz opadały jasne włosy, które trzeba było nieustannie poprawiać. Sine z zimna usta, ogromny ból w oczach i drżenie całego ciała.
Czy jesteś ze mnie dumny, Jack? Tylko i wyłączenie przez moją obietnicę, zaczęłam się starać o to, by szalupa zawróciła. Starać o przeżycie.
Wtedy, tej nocy, kiedy zrozumiałam, że odszedł, położyłam się na drzwiach. Miałam ochotę zamknąć oczy i również odpłynąc w głęboki sen. Przestać czuć zimno, ból i zmartwienia.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie - powiedział mi wtedy, że woda w oceanie była bardzo lodowata. Będąc w niej, nie można oddychać, ani skupić własnych myśli i ma się wrażenie, że w ciało wbija się tysiące ostrzy.
Miał rację. Nie wiedział jednak, że oboje z nas naprawdę poczują to na własnej skórze.
-Panienka Rose Dawson? -usłyszałam i drgnęłam.
Moje nowe nazwisko tak bardzo mi się podobało. Powodowało, że czułam niezależność i odwagę, którą miał Jack. Pozwalało mi budować nową tożsamość. Za każdym razem, kiedy ktoś się do mnie zwracał w ten sposób, czułam się bardzo pewna siebie.
-Tutaj! -zawołałam cichym i nieco zachrypniętym głosem.
Wyprostowany mężczyzna w garniturze, z nieco śmiesznym wąsem pod nosem, podszedł do mojego stolika.
-Dwadzieścia cztery to numer pokoju panienki, na pierwszym piętrze. Tutaj są klucze. -podał mi je do rąk.
Klucze.
Klucze kojarzyły im się tylko z wydarzeniem, które miało miejsce tamtej nocy. Kiedy utknęliśmy za zamkniętą bramą, a klucze upadły na podłogę. Uratowaliśmy się dzięki Jackowi - tak jak zwykle. Był bardzo odważny, kiedy zanurzył się, by je wyłowić. Czas naglił, ale zdołał je umieścić w zamku i przekręcić. Byliśmy wolni.
Ale na co te starania, skoro i tak odszedłeś, Jack?
-Wszystko w porządku? -spytał nagle mężczyzna. -Jakoś panienka zbladła.
Zamrugałam powiekami.
-Tak. -zapewniłam, podnosząc się z krzesła. -Wszystko w absolutnym porządku... Pierwsze piętro, tak?
Nie czekałam na jego odpowiedź, tylko ruszyłam w stronę schodów.
Kilka dni po dotarciu Carpathii otworzono specjalny - jak to nazwać - dom dla osób, które przeżyły utonięcie Titanica. Wyglądał nieco obskurnie i obleśnie, ale to był jeden z powodów, dla których postanowiłam się w nim osiedlić, ponieważ wiedziałam, że nie zastam w nim ani mojej matki, ani byłego narzeczonego.
Niech myślą, że zginęłam. Tak będzie najlepiej.Po wykonaniu kilkunastu kroków, znalazłam się na piętrze. Kręciło się tu kilku ludzi - mała dziewczynka i dwoje dorosłych. Rozmawiali po francusku. A więc oni wszyscy przeżyli katastrofę i nie stracili swoich bliskich. Chyba jedni z niewielu...
-Bonjour. -odezwał się mężczyzna, kiedy mnie zauważył.
Kiwnęłam mu uprzejmie głową w odpowiedzi i rozejrzałam się w poszukiwaniu pokoju z numerem dwadzieścia cztery. Po chwili dostrzegłam go - znajdował się na końcu, po lewej stronie pomieszczenia.
Przekręciłam klucze w zamku i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się malutki, biednie urządzony pokoik. Gdyby nie fakt, że zawierał tylko jedną prycz, mógłby przypominać kajutę trzeciej klasy.
Kajutę, w której mieszkał Jack.
Przymknęłam oczy, kiedy poczułam, że stają się wilgotne. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Złapałam się krawędzi łóżka, by nie upaść.
Jak mam się nie poddawać, Jack, skoro wszystko jest takie trudne bez ciebie?
CZYTASZ
time for new beginning ✔
FanfictionA gdyby tak Jack Dawson nigdy nie umarł? Gdyby udało mu się wydostać z wody i wsiąść do szalupy? Gdyby udało mu się wraz z Rose dostać się na brzeg Ameryki? Idealna historia romantyczna, prawda? Sprawy jednak kompllikują się bardziej, kiedy okazuje...