°5°

859 66 2
                                    

-Emily, chodź tutaj! Jest ze mną twoja ciocia! -zawołałem głośno, bo wiedziałem, że była na pierwszym piętrze.

Usłyszałem jej piski radości i szczęścia, po czym dostrzegłem, jak zbiegła po schodach, przeskakując kilka stopni po kolei.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy wpadła w ramiona cioci. Udało mi się.

Spotkałem tą dziewczynkę, kiedy bez celu krążyła po piętrach budynku, ciągle płacząc i czekając na jakiś cud. Opowiedziała mi całą sytuację i postanowiłem jej pomóc - i tak nie miałem zbyt wiele do roboty, a uważałem za bardzo niesprawiedliwy fakt, że taka mała dziesięciolatka została pozbawiona rodziców. Podała mi imię i nazwisko cioci, a ja zacząłem szukać jej w książce telefonicznej i pytać wszystkich możliwych ludzi, czy ją znają. No i udało się. Znalazłem ją.

Kiedy Emily i jej ciocia przestały się przytulać, obie miały łzy szczęścia w oczy.

-Nie wiem, jak panu dziękować, panie Dawson. -powiedziała kobieta, patrząc na mnie z wdzięcznością.

Przeskoczyłem z nogi na nogę, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć.

-W porządku, to nic takiego. -odparłem skromnie, chociaż nie ukrywając faktów - gotówka by mi się przydała.

-Jakie nic takiego? To naprawdę coś dużego! Jak by ci się tu odwdzięczyć... -zamyśliła się na chwilę. -Jesteś bezrobotny, prawda? Mój znajomy szuka zaufanych i uczciwych pracowników. Jesteś może artystą?

Oczy mi się zaświeciły, kiedy wspomniała o pracy. To było coś, czego teraz potrzebowałem. Nie mogłem wiecznie mieszkać w schronisku dla ludzi.

Prawie się rozśmiałem, kiedy usłyszałem, jakich pracowników szukał ten jej znajomy. Zaufanych i uczciwych. Na pewno nie należałem do grona tych ludzi - zawsze w pracy sprawiałem kłopoty, oszukiwałem, nie wysilałem się, a czasem zarabiałem na czarno.

Może jednak wypadałoby to zmienić? W końcu pilnie potrzebowałem pieniędzy, a skoro ten mężczyzna szukał artystów, praca była wręcz wymarzona dla mnie.

-Tak, tak! -zapewniłem szybko. -Rysowanie idzie mi naprawdę całkiem dobrze. Nadałbym się, proszę pani.

Kobieta roześmiała się, widząc u mnie ten zapał.

-Dobrze, mogę spróbować cię z nim umówić, ale niczego nie obiecuję. Zapisz mi swój numer na kartce, to do ciebie zadzwonię, jeśli coś załatwię.

Pokiwałem prędko głową, wyciągając z kieszeni spodni ołówek i skrawek kartki. Oczywiście, nie posiadałem czegoś takiego, jak własny telefon, więc zacząłem zapisywać numer schroniska.

-Rozmawiałam teraz z taką miłą panią. -zaczęła opowiadać Emily. -Chyba była bardzo smutna. Miała takie piękne, rude włosy...

Piękne, rude włosy miała również Rose... W mojej głowie pojawiła się jej twarz, jej uśmiech, jej oczy...

Tak bardzo za nią tęskniłem...

-Wszystko w porządku? -zapytała niepewnie kobieta.

-Tak, tak. -odparłem, wracając do rzeczywistości i wręczając jej do ręki kartkę. -Proszę zadzwonić, jeśli pani uda się przekonać znajomego. Spadam, bo spóźnię się zaraz na obiad. Do widzenia i miłego dnia!

Pocałowałem jej dłoń na pożegnanie, pomachałem dziewczynce i pognałem do czegoś, wyglądającego jak stołówka. Było już tutaj mnóstwo ludzi - w końcu było dziesięć minut po szesnastej.

Podbiegłem do kucharza i odebrałem swoją porcję, krzywiąc się na widok spalonego mięsa. Lepsze to jednak niż nic, byłem do takiego jedzenia przyzwyczajony.

Uśmiechnąłem się w duchu, zastanawiając się w myślach, jak bardzo Rose narzekałaby na te potrawy, gdyby tu ze mną była.

Dobrze, że przynajmniej ona nie musiała ich jeść...

time for new beginning ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz