°4°

909 75 6
                                    

Ameryka tak naprawdę nie różniła się znacząco od Wielkiej Brytanii, chociaż wszyscy tak myśleli. Tutaj też mówiło się po angielsku, tylko z innym akcentem. Tutaj też był podział ma bogatych i biednych. Tutaj też wszyscy pałali do siebie nienawiścią i myśleli tylko o sobie.

W tym, no - dalej nie wiem jak to precyzyjnie nazwać, domu dla osób uratowanych z Titanica, rozdawano stare i używane ubrania. Postanowiłam jednak coś dla siebie zabrać, by nie chodzić ciągle w tym samym. Aktualnie miałam na sobie staromodną, trochę za długą białą sukienkę i kapelusz ze wstążką. Po przepłukaniu wodą w miednicy, oba nadawały się do użytku.

Nie wyglądałam teraz, ani na bogatą, ani na biedną. Byłam po prostu Rose Dawson i to mi się podobało.

Myślałam, że dzięki przechadzce po mieście, uda mi się wymyślić, co zrobić dalej, ale wręcz przeciwnie, miałam teraz jeszcze większy mętlik w głowie. Uderzyły we mnie wyrzuty sumienia przez to, że nie dałam znać mojej własnej rodzonej matce, że żyłam. Mimo tego, że w ogóle mnie nie rozumiała i czasem miałam wrażenie, że ją nienawidziłam, na pewno się o mnie martwiła. Tak samo kochana Molly Brown.

Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy się z nimi nie skontaktować, ale po jakimś czasie odrzuciłam tą myśl. Nie byłam już Rose DeWitt-Bukater. Miałam własną, nową tosżamość, którą będę chciała wykorzystać tylko i wyłącznie tak, jak sama będę chciała. Musiałam odrzucić ludzi, z którymi dawniej się zadawałam.

Jednak, trudno wymyślić, co robić dalej z życiem, kiedy jest się samotną siedemnastolatką, bez dolara w kieszeni. Nie miałam nawet pieniędzy, by kupić gazetę, w której mogłabym poprzeglądać ogłoszenia o szukaniu pracowników.

Jack na pewno wiedziałby co robić. Na sto procent by mi dobrze poradził.

Dlaczego cię tu nie ma, Jack?

Westchnęłam cicho, ocierając z koniuszek powiek nagromadzone łzy. Musiałam coś wymyślić.

A może by coś sprzedać? Co miałam przy sobie wartościowego?

Nagle się szeroko uśmiechnęłam, kiedy pewien pomysł wpadł mi do głowy. No tak, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? W kieszeni garnitura Cala znalazłam ten naszyjnik, który mi podarował. Z pewnością był bardzo wartościowy i jeśli odpowiedno wszystko zaplanuję, dostanę za niego dużo pieniędzy.

Poczułam nagły przypływ szczęścia i nadziei. Spojrzałam na zegarek, dochodziła szesnasta, czyli czas obiadu. Jedzenie, które podawali za darmo w tym dużym domu, było ohydne i często niedogotowane. Jako pasażerka pierwszej klasy, nie byłam przyzwaczojna do jedzenia tego typu potraw.

Ale byłam teraz Rose Dawson. Nie przeszkadzało mi to, że musiałam zmierzyć się z takimi przeciwnościami losu.

Ruszyłam w kierunku budynku, z myślą, że po posiłku porozglądam się za miejsem, w którym mogłabym sprzedać naszyjnik.

Kiedy weszłam do środka, udałam się najpierw do mojego pokoju. Wchodząc na piętro, dostrzegłam siedzącą przy ścianie płaczącą dziewczynkę, która mogła mieć maksymalnie jedenaście lat. Nie było to dziecko tej francuskiej rodziny, która mieszkała obok niej.

Niepewnie do niej podeszłam.

-Co się stało? -zapytałam, unosząc jej podbródek.

Dziewczynka zaszlochała cichutko.

-Odeszli. -odezwała się, łykając łzy. -Oni wszyscy odeszli. Ocean zabrał ich na dno.

Zrozumiałam, ze miała na myśli swoją rodzinę. Spojrzałam na nią z wielkim współczuciem, czując jak serce mi mięknie. Miałam wrażenie, że z moich oczu również zaraz popłyną łzy.

-To straszne... -wyszeptałam. -Kto się teraz tobą zajmuje?

-Mam tutaj ciocię. -odpowiedziała. -Z początku jej nie spotkałam, więc myślałam, że wydarzyło się wielkie nieszczęście, ale pan z ostatniego piętra obiecał, że pomoże mi ją znaleźć.

-Bardzo uczynny pan. -powiedziałam, naprawdę tak myśląc.

To niesamowite, że mimo całego dramatu, który się wydarzył, ktoś dalej próbował pomagać innym.

Ciekawe, kto mieszkał na ostatnim piętrze.

-Emily! Chodź, jest ze mną twoja ciocia! -usłyszałyśmy głos z dołu.

Wytrzeszczałam oczy, spoglądając w dół, chcąc dostrzec, kto to krzyknął, ale nie udało mi się to, gdyż znajdowało się tam zbyt wiele ludzi.

Ten głos był tak podobny do głosu Jacka, że to było aż niewiarygodne...

Ale to nie mógł być głos Jacka. Jacka już nie było. To wszystko to moja wyobraźnia i halucynacje.

Emily - bo tak widocznie nazywała się dziewczynka, pisnęła z radością i ze szczęścia się do mnie przytuliła.

-Moja ciocia! Jest tam moja ciocia! -krzyczała, śmiejąc się.

Chwilę jeszcze mnie obejmowała, jednocześnie skacząc, po czym zbiegła na dół, przeskakując kilka schodków na raz.

I nagle rozpłakałam się.

Płakałam, wyrzucając z siebie wszystke emocje ostatnich dni. Płakałam, bo nigdy nic już nie będzie, jak dawniej. Płakałam, bo nie było przy mnie Jacka. Płakałam, bo moje życie nie miało sensu.

Płakałam, bo zrozumiałam, że nie byłam na tylna silna, by być tak bardzo szczęśliwa, jak ta dziewczynka.

time for new beginning ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz