Z ogromną starannością dorysowałem ostatnią kreskę na rysunku, która spowodowała, że oko uśmiechniętego mężczyzny w średnim wieku miało wystarczająca ilość rzęs. Odłożyłem ołówek na bok i odsunąłem się lekko, przyglądając się pracy z daleka. Wyszło całkiem nieźle.
Dzięki cioci Emily, czyli tej dziewczynki, której pomogłem, udało mi się zdobyć pracę jako rysownik w muzeum sztuki. Ostatnio pracownicy muzeum stwierdzili, że potrzebują czegoś, co pozwoli turystom wynieść z muzeum jakieś wspomnienia, no i wymyślili. Teraz, każdy, przed rozpoczęciem dwugodzinnego zwiedzania, mógł za dziesięć dolarów, zrobić sobie zdjęcie, by wychodząc z budynku, móc sobie wziąć szkic samego siebie narysowanego przez profesjonalnego artystę - czyli mnie.
Lubiłem tą pracę, bo uwielbiałem rysować, jednak kiedy tak starałem się przenieść na papier twarz tych ludzi, w mojej głowie od razu pojawiała się Rose.
Czułem rumieńce na policzkach za każdym razem, jak przypominałem sobie jak przede mną zapozowała całkiem nago, a na jej szyi znajdował się piękny naszyjnik. Wspomnienie to bardzo mnie rozpraszało, bo kiedy pojawiało się w mojej głowie, przestawałem szkicować i zaczynałem przypominać sobie jej piękne ciało, czerwone usta, figlarny błysk w jej oczach, spięte rude włosy...
Czułem taki cholerny ból w sercu na myśl o tym, że już nigdy jej takiej nie zobaczę. Że nigdy już w ogóle jej nie zobaczę.
-Dawson, kolejna grupa skończyła zwiedzanie -z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego szefa. -Skończyłeś wszystkie szkice, prawda?
-Tak, sir. -zgodziłem się.
-Zaraz tu po nie przyjdą. Tutaj masz zdjęcia ostatniej na dzisiaj grupy. -rzucił mi na stół plik czarno-białych zdjęć. -Postaraj się, Dawson. Nie chcę słyszeć ani jednego klienta, któremu nie spodobał się twój szkic.
W myślach przewróciłem oczami, słysząc to, ale potulnie pokiwałem głową, dzięki czemu mężczyzna odszedł.
Tak jak mówił szef, po chwili pojawiło się tutaj kilkanaście kobiet i mężczyzn szukających szkiców, na których znajdowała się ich twarz. Kiedy tylko je więli, natychmiast chwyciłem w dłoń ołówek i postawiłem obok kartki pierwsze zdjęcie jakiejś kobiety uśmiechniętej od ucha do ucha.
Dobrze, że to ostatnia grupa, bo miałem szczerą ochotę już stąd wyjść. Byłem zmęczony, miałem ochotę wypalić całą paczkę papierosów, zamknąć się w pokoju i pomyśleć o Rose, a poza tym - po całym dniu tutaj odbijało mi. Wszyscy na tych zdjęciach uśmiechali się, ewidentnie szczęśliwi z życia. Im więcej tych uśmiechów widziałem, tym większą wściekłość i bezradność czułem. Też chciałem umieć szczerze się uśmiechnąć. Też chciałem być szczęśliwy. Też chciałem toczyć pieprzone normalne życie bez ciągłego rozmyślania o dziewczynie, która już nie żyła.
Chciałem, by Rose tu była.
Ziewnąłem, odkładając na bok kolejny rysunek. Palce już zaczynały mnie boleć i ucieszyłem się, kiedy dostrzegłem, że została mi ostatnia fotografia. Monotonnie złapałem za ołówek, położyłem na stole czystą kartkę i spojrzałem na zdjęcia.
Kiedy zobaczyłem, kto na nim był, wrzasnąłem głośno, a fotografia wypadła mi z rąk, lądując na podłodzę.
-Dawson, co się tam dzieje?! -usłyszałem krzyk szefa, który najwidoczniej usłyszał mój krzyk.
-Yy, zobaczyłem pająka... -wymarmotałem ochrypłym głosem.
Mężcyzna coś odkrzyknął, ale zupełnie go nie słuchałem.
Postukałem się pięścią w głowę, nie wierząc, że płatała mi takie figle. Od tego ciągłego myślenia o mojej ukochanej, zaczynałem mieć pieprzone halucynacje. Przed chwilą na tym zdjęciu zobaczyłem twarz Rose, a przecież nie mogłem jej zobaczyć, bo ona nie żyła, do kurwy. Proste i logiczne. Czemu wciąż nie może to do mnie dotrzeć?
Wziąłem kilka głębokich oddechów, by się uspokoić, wypiłem kilka łyków wody, siegnąłem po fotografię i bardzo powoli na nią spojrzałem.
Tym razem nie krzyknąłem i nie wypuściłem jej z rąk, ale było blisko.
Mijały minuty, a ja wciąż nie mogłem się przestać wpatrywać w osobę, którą ponownie tam dostrzegłem. Rose była na tym zdjęciu. Na tym cholernym zdjęciu.Mój oddech przyśpieszył, a moje serce łomotało w piersi, jak szalone. To nie mogła być ona. To niemożliwe.
Ale jednak - wciąż tam była, nie znikała. Uszczypnąłem się kilka razy, chcąc sprawdzić, czy to nie sen, ale to była najprawdziwsza rzeczywistość.
Była ubrana w dość staromodne ubrania, jak na pasażerkę pierwszej klasy. Na głowie miała jasny kapelusz, spod którego wystawały jej rozpuszczone, piękne, rude włosy. Kiedy robiono zdjęcie, ewidentnie wzrok miała utkwiony w aparat, bo teraz jej duże oczy wpatrywały się prosto we mnie. Miała nałożoną czerwoną szminkę, która podkreslała jej duże usta. Uśmiechała się delikatnie, ale nie był to uśmiech szczęścia, taki jak u innych. Był ewidentnie wymuszony i smutny.
-Dawson, co ty wyprawiasz? -do moich uszu dobiegł głos szefa -Od jakichś dziesięciu minut gapisz się na dziewczynę na tym zdjęciu. Samym wzrokiem nie poderwiesz. Wracaj do roboty.
Zaczął się śmiać z własnego żartu, ale ja prawie nie zwróciłem uwagi na jego słowa. Postanowiłem jednak go posłuchać i narysować Rose.
Gdzieś w moim sercu pojawiła się ciepła iskierka nadziei. Może ona jednak przeżyła? Może po prostu zapomniała zapisać się na listę? Może postanowiła ukrywać się przed rodziną i dlatego jej matka myślała, że umarła?
Po raz pierwszy od dawna byłem pełny takich pozytywnych myśli. Być może moje nadzieje wydawał się być dziecinne, ale przecież jakoś trzeba wytłumaczyć jej osobę na tym zdjęciu, prawda?
Wziąłem do ręki ołówek, ale nie byłem w stanie rysować, bo ręce całe mi drżały. Wziąłem kilka uspokajających oddechów, wypiłem mnóstwo wody i wziąłem się za rysowanie.
Szkicowałem ją o wiele staranniej i dokładniej, niż poprzednie osoby. Każdy rys jej twarzy rysowałem z ogromną dokładnością. Co jakiś czas w mojej głowie pojawiała się trzeźwa myśl, że to przecież szaleństwo, że przecież ona nie żyje - ale po kilku chwilach nadzieja wygrywała z rozumem i brałem się do dalszego rysowania.
Skończyłem idealnie wtedy, kiedy zakończyło się zwiedzanie ostatniej grupy i osoby, które wykupiły rysunek, ustawiły się do niego w kolejce. Cierpliwie przyglądałem się każdemu z osobna, mając nadzieję ujrzeć w nim twarz Rose, ale za każdym razem zawodziłem się.
Po kilku chwilach wszystkie rysunki zniknęły, oprócz jednego - rysunku Rose.
Starałem się nie tracić pozytywnych myśli. Może zaraz tu przyjdzie?
Pięć minut po wyjściu ostatniej grupy. Może postanowiła oddalić się od przewodnika i sama pooglądać obrazy i dlatego tak długo nie przychodzi?
Piętnaście minut po wyjściu. Może poszła do toalety i dlatego wciąż jej nie ma?
Dwadzieścia pięć minut po wyjściu. Może gdzieś się zgubiła, ale zaraz odnajdzie drogę i tu przyjdzie?
Kiedy jednak minęło już czterdzieści minut, a szef zaczął krzyczeć, że zaraz zamyka muzeum, zrozumiałem, że Rose nie przyjdzie.
Rose nie przyjdzie, bo jej już nie ma.
Wraz z tą myślą, resztki mojej nadziei ulotniły się, a moje serce przeciął na pół bardzo ostry miecz.
|
hejkaaa
ktoś pamięta jeszcze to ff? proszę powiedzcie, że tak
Przepraszam, za przerwę
mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba
pozderki xx
CZYTASZ
time for new beginning ✔
FanfictionA gdyby tak Jack Dawson nigdy nie umarł? Gdyby udało mu się wydostać z wody i wsiąść do szalupy? Gdyby udało mu się wraz z Rose dostać się na brzeg Ameryki? Idealna historia romantyczna, prawda? Sprawy jednak kompllikują się bardziej, kiedy okazuje...