°8°

804 63 25
                                    

Kiedy wskazówki na zegarze wskazały godzinę osiemnastą dwa, przez drzwi do ośrodka dla osób uratowanych z Titanica, weszły dwie postacie, na których widok, skręciło mnie w żołądku.

Moja matka i Cal.

Tak jak mówili poprzedniego dnia, wrócili wieczorem, by mnie szukać. Ale tym razem byłam przygotowana. Kiedy stąd wyjdą, będą pewni, że jednak umarłam na tym statku.

Z początku czułam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam własnej matce, że jednak przeżyłam katastrofę, ale one po ich ostatniej wizycie, prędko się ulotniły. Ona się w ogóle o mnie nie martwiła. Jej chodziło tylko o pieniądze i małżeństwo z Calem.

Na szczęście nie mogli mnie zauważyć, bo byłam ukryta za ścianą stołówki i spoglądałam na nich kątem oka. Rozejrzeli się nieco po wnętrzu, po czym pobiegli schodami do góry, bo już wiedzieli, że miałam numer pokoju numer dwadzieścia cztery.

Odczekałam chwilę i pobiegłam za nimi, zatrzymując się jednak na schodach w takim miejscu, że nie mogłam ich zobaczyć, ani oni nie mogli zobaczyć mnie, ale doskonale mogłam ich słyszeć.

-Rose, to my! -do moich uszu dobiegł sztucznie radosny głos matki.

-Otwórz nam! -dodał Cal, z całej siły pukając kilka razy w drzwi.

Kiedy usłyszałam jego głos, poczułam w środku zbierającą się złość. Miałam nadzieję, że po dzisiejszym wydarzeniu już nigdy więcej nie będę miała z nim do czynienia.

Usłyszałam skrzyp otwieranych drzwi i zdziwiony kobiecy głos:

-Um, dzień dobry... W czym mogę państwu pomóc?

Uśmiechnęłam się pod nosem delikatnie. Alison idealnie odgrywała swoją rolę.

Alison była osobą, którą poznałam w tym ośrodku dla osób uratownych z Titanica i całkiem nieźle się dogadywałyśmy. Była aktualnie jedyną osobą, której w miarę ufałam i dlatego postanowiłam tak z grubsza opowiedzieć jej moją historię i poprosić o pomoc. Chciałam, by udawała, że była Rose Dawson, jakąś krewną Jacka. Wtedy Cal i moja matka pomyślą, że się pomylili, że nie zmieniłam nazwiska i, że naprawdę zginęłam podczas katastrofy i przestaną mnie więcej szukać.

-Kim pani jest? I gdzie jest Rose? -fuknął od razu gniewnie Cal, a ja przewróciłam oczami.

-Ja jestem Rose, Rose Dawson. -zapewniła. -Co państwa do mnie sprowadza?

Przez dłuższą chwilę ani moja matka, ani Cal, nie odpowiadali, jakby Alison totalnie ich zaskoczyła. Żałowałam, że nie widziałam ich min.

-Ale... jak to? -spytała moja matka głosem pełnym niedowierzenia.

-No... tak mnie nazwali rodzice, nie wiem dlaczego. -odparła beztroskim tonem Alison, a ja ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.

Stwierdziłam, że na pewno uda jej się przekonać Ruth i Cala, że to ona była Rose Dawson, więc postanowiłam wyjżć z budynku. Nie chciałam, by przez przypadek ta dwójka nakryła mnie w ośrodku i wtedy całe starania Alison byłyby na marne.

Czułam w środku wielką satysfakcję, kiedy poczułam uderzenie zimnego powietrza. Udało mi się oszukać moją matkę i byłego narzeczonego.

Czy byłbyś ze mnie dumny, Jack?

Myśl o nim od razu sprawiła, że cała pozytywna energia ze mnie uleciała, a w moim sercu na nowo otworzyła się bolesna rana. Tak bardzo potrzebowałam znowu zobaczyć jego przystojną twarz, poprawić mu jego jasne włosy, które nieustannie na nią opadały...

Potrząsnęłam głową. Musiałam, po prostu musiałam zrozumieć, że już go nie było. Że już go nigdy nie zobaczę, że z nim nigdy nie porozmawiam, że nigdy go nie pocałuję, nigdy się do niego nie przytulę i nie poczuję zapachu papierosów i piżma, którym zawsze pachniały jego ubrania...

Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Musiałam przestać o nim myśleć.

Co mogłabym zrobić, by oderwać moje myśli od niego?

Przypomniało mi się, że ostatnio Alison opowiadała mi o jakimś muzeum sztuki... To jest to! Skręciłam w odpowiednią uliczkę, kierując się w stronę budynku. Obrazy na pewno spowodują, że Jack przestanie zaprzątać moją głowę.

Po kilku chwilach doszłam do muzeum i zakupiłam bilet. Przyszłam idealnie, bo za kilka minut zwiedzanie miała rozpocząć ostatnia w tym dniu grupa.

Sprzedawca poinformował mnie, że za dziesięć dolarów jest możliwość, by naszkicował mnie jakiś profesjonalny artysta, wzorując się moim zdjęciem. Zgodziłam się, bo w zasadzie dlaczego nie?

-Uśmiech, proszę! -zawołał fotograf, kierując aparat w moją stronę.

Nie miałam siły się uśmiechać, więc tylko delikatnie uniosłam kąciki ust, a urządzenie wydało charakterystyczny dźwięk, świadczący o tym, że zdjęcie zostało zrobione.

Kiedy tylko odeszłam od fotografa, przewodnik zaprowadził mnie i pozostałe osoby, które kupiły bilet do wnętrza muzeum. Zaczął coś opowiadać o obrazach, które wisiały w pierwszym pomieszczeniu, do którego weszliśmy, ale niezbyt go słuchałam. Zawsze wolałam sama interpretować obrazy, wymyślać w głowie, jaki powód miał autor, by je namalować i jakimi emocjami się wtedy kierował.

W pewnym momencie jednak przestałam skupiać się na obrazach, a zaczęłam myśleć o tym, że naszkicuje mnie jakiś profesjonalny artysta. Byłam pewna, że nikt nigdy nie narysuje mnie lepiej od Jacka, który był w tym naprawdę niesamowity. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, kiedy przypomniałam sobie, jak zapozowałam przed nim całkiem nago, nie licząc naszyjnika. Zanim zaczął mnie szkicować, spoglądał przez chwilę na mnie z iskierkami w oczach tak, jakby moje ciało naprawdę było czymś pięknym. Jakby było sztuką.

Nagle poczułam, jak żołądek podszedł mi do gardła. Zaskoczona złapałam się ręką ściany, by nie upaść, a przed moimi oczami pojawiły się czarne mroczki. Zamrugałam kilka razy oczami, by je odgonić, ale one nie zniknęły. Poczułam, jak zaschło mi w gardle i niewyobrażalnie zachciało mi się pić.

-Przepraszam... -powiedziałam zachrypniętym, słabym głosem, przerywając monotonną wypowiedź przewodnika -Zrobiło mi się słabo. Mógłby mnie ktoś wyprowadzić na zewnątrz?

-Oczywiście. -przytaknął przewodnik.

Zaczął wołać jakiegoś innego pracownika muzeum, by wyszedł ze mną z budynku, ale zbytnio go nie słuchałam, bo całą siłą woli starałam się powstrzymać od zwymiotowania.

Zostałam pociągnięta za rekę przez jakiegoś mężczyznę i wyprowadzona na zewnątrz bocznymi drzwiami. Poczułam ulgę, kiedy znalazłam się na świeżym powietrzu. Odczekałam chwilę, pochylona do przodu, a mdłości na szczęście minęły.

-Wszystko już z panią porządku? Chce pani wrócić do grupy? -zapytał.

-W porządku, ale dziękuję, nie chcę. -odpowiedziałam.

Mężczyzna pokiwał głową, pocałował mnie w rękę i odszedł z powrotem do środka.

Wiedziałam, że straciłam pieniądze, ale nie miałam ochoty tam wracać, bo męczyło mnie jedno pytanie: co się ze mną działo?

To już drugi raz tak mnie zemdliło w ciągu ostatnich dni... To faktycznie chodziło o stres, albo jedzenie, które jadłam w tym domu dla osób uratowanych z Titanica? A może jednak o coś innego?

Ruszyłam do przodu, ale nagle gwałtownie się zatrzymałam, kiedy do mojej głowy dotarła przerażająca myśl.

Co jeżeli te mdłości były spowodowane tym, że byłam w ciąży z Jackiem?


|
hejka hejka
powracam z martwych
mam nadzieję, że pamiętacie to ff i, że rozdział wam się spodoba
pozdrawiam xx

time for new beginning ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz