Rozdział 7

282 18 25
                                    

Brat nie był najtrudniejszym w obsłudze dziesięciolatkiem. Przez większość czasu grał w gry komputerowe pokrzykując przy tym telewizor. Musiałam tylko podać mu kolacje, a potem o wpół do dziewiątej niemal zawlec go na górę. W końcu poddał się i wrzasnął:
- Dobrze, pójdę spać!
Kiedy zatrzasnął za sobą drzwi swojego pokoju, odetchnęłam z ulgą, rozkoszując się ciszą. Rozparłam się przed telewizorem i po długim namyśle wybrałam jakiś krwawy film o Rzymianach, gladiatorach czy kimś w tym rodzaju. W chwili gdy zasypiałam, zadzwonił mój telefon podskoczyłam z zaskoczenia, prawie spadając z kanapy.
- Halo?- wymamrotałam do słuchawki, nie sprawdzając, kto drzwoni. Zabrzmiałam, jakbym była wściekła, ale nie przejmowałam się tym. Osoba po drugiej stronie musiała się z tym zgodzić.
- Yy, Elle?
- Tak?- rzuciłam z irytacją.
- Tu, yy, tu Adam. Słuchaj, nie rozłączaj się. Chciałem tylko przeprosić za dziś rano. Powiedziałem to zupełnie bezmyślnie. Także.. tak. Przepraszam. Zamrugałam kilka razy, próbując zrozumieć, co się dzieje. Adam? Dzwoni, żeby mnie przeprosić? Nie mogłam w to uwierzyć. Chociaż moje wątpliwości mogły brać się stad, że Adam brzmiał, jakby próbował powstrzymać się od śmiechu.
- Yy... Elle? Jesteś tam?
- T-tak- wyjąkałam szybko.- Przepraszam, po prostu... po prostu właśnie gotuje.- No nie. Kto se rozprasza, rozmawiając przez telefon, bo gotuje? I to k dwudziestej drugiej?- Wiesz, trochę późno dzwonisz- dociskam pośpiesznie.- To chyba nie pora na przeprosiny.
- Wiem, ale chciałem tylko powiedzieć, jak mi przykro.
- Okej, dzięki- rzuciłam szorstko.- Adam, muszę kończyć, więc...
- Zaczelaj chwilę.
- Nie interesuje mnie, co masz mi do powiedzenia.
- Czyli nie zjesz ze mną kolacji?- Słysząc arogancki głos Adama, niemal widziałam jego bezczelną minę. Zgrzytnęłam zębami ze złości.
- Daj mi szanse przeprosić cię jak należy.
- Nie. Cześć.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na kanapę, nie dając mu dojść do słowa. Co za palant.
A Martinus uznał, że jestem za miła.. Ha!
Parsknęłam pod nosem. Byłam zadowolona z siebie, że tak ostro potraktowałam Adama- ale kiedy poszłam na górę, myślałam już o czymś zupełnie innym.
W głowie miałam tylko jedno- jak łatwo zgadnąć, był to Marcus. Z jakiegoś powodu nie mogłam przestać wspominać tego niedzielnego poranka, kiedy spadliśmy z łóżka. Pamiętałam dokładnie, jak się we mnie wpatrywał, ale nie rozumiałam, co oznaczyło to baczne spojrzenie jego ciemnych oczu.
Przecież na przyszywaną młodszą siostrę się tak nie patrzy, prawda?
Wiedziałam, że ro bez sensu; po prostu rozmarzyłam się przed snem. Przyszło mi jednak do głowy, że może Marcus wdał się w bójkę dziś rano z innego powodu.
Skarciłam się za tę myśl tuż przez zaśnięciem.
- Ale c ciebie kretynka, Elle- wymamrotałam.-!Kompletna idiotka...

                                  *********

Następnego dnia w szkole nie było tak źle. Usłyszałam kilka żartobliwych gwizdów i prowokacyjnych komentarzy ale nie zwróciłam na nie najmniejszej uwagi. A rozlegały się tylko wtedy, gdy w pobliży nie było Marcusa.
Martinus zaczął na nie narzekać, więc powiedziałam:
- Wiesz, trochę na nie zasłużyłam. W końcu próbowałam się rozebrać, żeby pływać na golasa w basenie..
Martinus spojrzał na mnie tak, że umilkłam.
- Mówiłem ci. Jesteś za miła.
- Niby w jaki sposób?- zapytałam.
- Przecież nie paradujemy po szkole półnago. Masz trochę przyzwoitości. Upijać się i popełniasz jeden błąd, a kolesie praktycznie rozbierają cię wzrokiem.
- Przestań. Nie jestem aż taką laską- westchnęłam.
- Przeglądałam się ostatnio w lustrze, panno 75C?
- Martinus!- krzyknęłam, waląc go w ramie. Poczułam, jak się rumienie.- Nie mów tego tak głośno!
Mój kumpel parsknął śmiechem i objął mneu ramieniem.
- Aż trudno uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która chciała się kąpać nago i rozebrać przed tłumem facetów....
- Zamknij się.
- Przepraszam.
- Na przerwie na lunch mamy spotkanie w sprawie festynu- przypomniałam mu, kiedy rozległ się dzwonek. Ja szłam na chemię, a on na biologię. To były jedyne przedmioty, których nie mieliśmy razem.
- Tak, wiem.
- Do zobaczenia.
- Pa, Elle.
W laboratorium podeszłam do swojego zwykłego miejsce, gdy nagle usłyszałam:
- Hej! Elle! Usiądź ze mną.
Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam, jak Cody odsuwa dla mnie krzesło.
- Już nie żyje- rzucił za mną pod nosem Dixon.
- nie mówiąc nawet o tym, co zrobił Marcus- zgodził się Cam. Obaj uśmiechnęli się do mnie i usiedli. Spojrzałam na nich zdziwiona, myśląc: Chłopcy są dziwny.
-
Yy... jasne, w porządku- odpowiedziałam Cody'emu i przysiadłam się do niego.
Nie znałam go zbyt dobrze, jednak wydawał się fajny.
Farbował włosy na czarno i miał przekłuty język, ale był też niesamowitym pianistą klasycznym; kiedyś grał na koncercie szkolnym.
- Słyszałem o wczorajszej bójce zagadnął mnie, bazgrząc po podręczniku.- Nie mogę uwierzyć, że tak się do ciebie odzywali.
- No wiesz...- zaśmiałam się nerwowo, nie wiedząc jak zareagować.
Po chwili ciszy Cody znów się odezwał.
- Czy to prawda, że organizujecie z Martinusem budkę z całusami? Na szkolnym festynie?
- No! Super, prawda?- przytaknęłam z szerokim uśmiechem, wdzięczna za zmianę tematu.
- Tak - zgodził się odwzajemniając mój uśmiech .- Planujesz sama je obsługiwać?-  uzbraja w dwuznacznym uśmiecham a jego zielonobrązowych oczach pojawiła się iskierka rozbawienia. Widziałam, Że nie mówi całkiem poważnie.
- Nie- zaśmiałam się.
- Szkoda. Miałem nadzieje, że nie będę musiał się kompromitować tutaj.
- Jak to?
- Nie chciałabyś może... no wiesz... Yy, pójść...- odchrząknął-... pójść kiedyś do kina czy coś... ze mną?
Tak się denerwowałam, że miałam ochotę się roześmiać. Na szczęście udało mi się powstrzymać.
Zamiast tego uśmiechnęłam się kpiąco i zapytałam:
- Nie boisz się, że Marcus złamie ci rękę czy cis takiego?
Cody wzruszył ramionami.
- Myśle, że dla takiej miłej dziewczyny warto zaryzykować.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to czemu nie?- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę?- rozpromienił się.
- Tak, naprawdę.
- Super. To zadzwonię kiedyś.
Skinęłam głową, a potem coś sobie uświadomiłam.
- Nie mam twojego numeru.
- Proszę.- zdjął zatyczkę z długopisu zębami, złapał mnie za rękę i odwrócił ją wnętrzem do góry, a potem napisał na niej swój numer do góry nogami, zajmując przestrzeń od łokcia do nadgarstka. Musiałam przyznać, że dobrze mu to wyszło.
- Mogłeś mi go zapisać w telefonie.
- Tak jest zabawaniej.
Roześmiałam się.
Tymczasem do sali wszedł nauczyciel.
- No dobrze, zamknijcie się już i uspokójcie, mamy dziś dużo do zrobienia. Otwórzcie podręczniki na stronie sto trzydziestej siódmej. Na ostatniej lekcji uczyliśmy się o produkcji etanolu, jego komercyjnych zastosowaniach oraz skutkach społecznych...
- Jeden już znamy!- zawołał dla żartu jeden z chłopaków, chyba Olivier.- Elle robi striptiz!
Zarumieniłam się i odparowałam:
-  A ty skąd miałbyś o tym wiedzieć? Masz taką słabą głowę, że urwał ci się już wtedy film!
- Niezłe!- Cody zaśmiał się z podziwem. Inni chłopcy zaczęli się z niego nabijać, ale ja posłałam mu uśmiech.
Martinus nie miałby nic przeciwko mojej randkę z Codym. Znam go trochę lepiej niż ja. Martwiłam się tylko o Marcusa. Gdy rozległ się dzwonek, chciałam jak najszybciej pobiec na spotkanie w sprawie festynu, ale Cody zawołałam za mną:
- Hej!
- Tak?- odpowiedziałam.
- Zadzwoń do mnie- rzucił ze śmiechem i mrugnął wesoło.
Uśmiechnęłam się.
- Pa, Cody.

I (don't) love you..|M.GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz