*Rochelle Evans: ładna,popularna dziewczyna, która się nigdy nie całowała.
Marcus Gunnarsen: nieprzewidywalny,atrakcyjny podrywacz.*
-Chcesz coś do picia?!-zawołał martinus z kuchni,kiedy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe.
-nie dzięki!-odkrzyknęłam. - idę do twojego pokoju.
-spoko.
Nadal nie przestawało mnie dziwić, jak ogromny był dom martinusa gunnarsen'a - mieszkał praktycznie w pałacu. Na parterze znajdował się wielki salon z pięćdziesięciocalowym telewizorem i kinem domowym, nie wspominając już o stole bilardowym i (podgrzewanym) basenie na zewnątrz.
Chociaż traktowałam to miejsce jak mój drugi dom, tak naprawdę czułam się swobodnie tylko w sypialni martinusa.
Zatrzymałam się w progu. Pokój zalany był słońcem, wpadającym do pokoju przez otwarte drzwi na nie wielki balkon. Na ścianach wisiały plakaty różnych zespołów, w rogu obok gitary stał keyboard , a na eleganckim mahoniowym biurku, pasującym do reszty mebli, prężył się dumnie Macbook.
Ale - jak to w pokoju szesnastoletniego chłopaka - podłoga zarzucona była t-shirtami, bokserkami, obok komputera rozkładała się niedojedzona kanapka, a niemal każdy skrawek wolnej przestrzeni pokrywały puste puszki.
<><><><><><>
Położyłam się na łóżko martinusa, rozkoszując się sprężystym materacem.
Od urodzenia byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, nasze mamy znały się ze studiów, a teraz mieszkałam dziesięć minut na piechotę od niego.
Wychowywaliśmy się razem. Równie dobrze mogliśmy być bliźniętami: to megadziwne, ale urodziliśmy się tego samego dnia.
Był moim najlepszym przyjacielem - od zawsze i na zawsze. Chociaż czasami potwornie mnie irytował.
Pojawił się właśnie w polonizujący dwiema otwartymi puszkami coli, bo wiedział, że w którymś momencie i tak sięgnęłabym po jego butelkę.
- Musimy zdecydować, co organizujemy na festyn - powiedziałam.
- Wiem - westchnął, targające swoje blond włosy i marszcząc swoją "piegowatą" twarz.-a nie możemy po prostu ustawić kilka kokosów? No wiesz,żeby ludzie próbowali wcelować w nie piłką i rzucić na ziemię?
Pokręciłam głowa z niedowierzeniem.
- Właśnie o tym myślałam....
- Proste.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Niestety, kokosy odpadają. Ktoś inny je wybrał.
- Czemu w ogóle musimy mieć jakieś stoisko? Nie wystarczy, że będziemy ogarniać całą imprezę? Niech inni wymyślą rozrywki.
- Słuchaj, to ty mówiłeś, że członkostwo w radzie szkoły będzie dobrze wyglądać w podaniu na studia.
- A ty się na to zgodziłaś.
- Bo chciałam organizować bal szkolny-podkreśliłam.- Nie miałam pojęcia, że musimy pomagać przy festynie.
- Masakra.
- No. O, słuchaj, a może wynajmiemy to coś, yy, no wiesz....-zamachnęłam się w powietrzu-takie z młotem.
- Maszynę do mierzenia siły?
- Właśnie.
- Nie szkoła już ją zamówiła.
- To nie wiem -westchnęłam.-Prawie nic nie zostało, wszystko jest już zajęte.
Popatrzyliśmy na siebie i powiedzieliśmy równocześnie:
- Trzeba było się zabrać za to wcześniej.
Parsknęliśmy śmiechem, a martinus usiadł przy komputerze i zaczął się kręcić wolno na fotelu.
- Nawiedzony dom?
Posłałam mu ponure spojrzenie-a przynajmniej próbowałam to zrobić. Nie łatwo było złapać jego wzrok, kiedy wirował wokół własnej osi.
- Tinus jest wiosna, nie Halloween.
- To co ?
- Nie. Nawiedzony dom odpada.
- W porządku - bruknął. - W takim razie co proponujesz?
Wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc,nic nie przychodziło mi do głowy. W zasadzie mieliśmy przerąbane.
Musieliśmy na coś wpaść, inaczej wyrzuciliby nas z rady szkoły i za rok nie moglibyśmy wpisać członkostwa w niej do papierów na studia.
- Nie wiem. Nie umiem myśleć kiedy jest tak gorąco.
- To zdejmij sweter, może łatwiej ci pójdzie.
Przewróciłam oczami, a tinus zaczął szukać w Google'u pomysłu na stoisko na wiosenny festyn szkolny. Zaczęłam ściągać sweter przez głowę . Poczułam słońce na gołym brzuchu, więc spróbowałam wyszarpnąć ręce z rękawów, żeby obciągnąć koszulkę, którą miałam pod spodem.
- TINUSS - rzuciłam głosem stłumionym przez materiał-POMOCY!
Spoza swetra dobiegał mnie jego chichot, ale usłyszałam jak wstaje. W tym momencie drzwi pokoju otworzyły się i przez chwile myślałam, że tinus zostawił mnie w tej pułapce, ale sekundę później rozległ się inny głos.
- Dżizas, jeśli chcecie się tak zabawić, to przynajmniej zamknijcie drzwi na klucz.
Zamarłam w bezruchu i poczułam, jak się rumienie.
Martinus poprawił mi podkoszulkę i ściągnął sweter z głowy. Moje naelektryzowane włosy walały się we wszystkie strony. Podniosłam wzrok. Jego straszy brat opierał się o framugę ze złośliwym uśmieszkiem.
- Cześć, Shelly - przywitał się ze mną. Wiedząc, że nienawidzę, kiedy ktoś tak do mnie mówi. Pozwalałam na to martinusowi, ale marcus to inna sprawa. Robił to tylko w jednym celu: żeby mnie wkurzyć. Nikt inny nie śmiał tak do mnie mówić, odkąd w czwartej klasie zrobiłam z tego powodu awanturę Cat. Teraz wszyscy nazywali mnie Elle jako zdrobnienie od Rochelle. Ale za to nikt nie śmiał też mówić do niego „marcus" jak i „mac" oprócz tinusa i ich rodziców. Cała reszta używała jego nazwiska - GUNNARSEN.
- Cześć maci - odpadłam z uroczym uśmiechem.
Zacisnął szczękę, a jego ciemne brwi uniosły się lekko, jakby rzucał mi wyzwanie, czy odważę się znów go tak nazwać. Spojrzałam na niego z niewinną minką, a na jego twarz wrócił seksowny uśmieszek.
Marcus był chyba największym ciachem w historii ludzkości. Poważnie,nie przesadzam. Jego jasne blond włosy wpadały mu w intensywnie czekoladowe oczy. Był wysoki i barczysty. Nos miał lekko skrzywiony, bo nie zrósł mu się dobrze po tym, jak złamał go w bójce. Mac często się bił, ale nigdy nie został zawieszony w prawach ucznia. Od czasu do czasu urządzał sobie z kimś nawalankę, jak zaczęliśmy to określać z tinkiem, ale poza tym szkoła nie mogła mu nic zarzucić: zgarniał świetne oceny i był gwiazdą drużyny futbolu amerykańskiego.
Bujałam się w nim, kiedy miałam jakieś dwanaście, trzynaście lat, ale szybko mi przeszło, bo uświadomiłam sobie, że jest i na zawsze pozostanie poza moim zasięgiem.
A chociaż był nieprawdopodobnie przystojny, zachowywałam się przy nim naturalnie, bo wiedziałam, że nie ma najmniejszych szans, żeby kiedykolwiek zobaczył we mnie kogoś innego niż najlepszą przyjaciółkę jego młodszego brata.
- Wiem, jak działam na kobiety, ale postaraj się nie rozbierać na mój widok, okej?
Parsknęłam sarkastycznym śmiechem.
- Chyba coś ci się przyśniło.
- Tak w ogóle to co robicie?
Przez chwile zastanawiałam się, dlaczego sie tym interesuje, ale postanowiłam to zignorować.
- Musimy wymyślić jakieś durne stoisko na festyn - wyjaśnił tinus.
- Brzmi....beznadziejnie.
- No raczej - rzuciłam,przewracając oczami. - Wszystkie fajne pomysły są już zajęte. Skończymy z czymś w stylu... w stylu... w stylu łowienie gumowych kaczuszek.
Obaj spojrzeli na mnie tak, jakbym nie mogła wymyślić nic gorszego, a ja wzruszyłam ramionami.
- Okej, nieważne. W każdym razie, Tinus, rodzice wychodzą wieczorem, więc o ósmej jest impreza.
- Spoko.
- Aha, Elle, spróbuj nie zrobić dla mnie striptizu przed wszystkimi.
- Przecież wiesz, że nie widzę światła po za martinusem - opowiedziałam słodkim głosikiem.
Mac zaśmiał się cicho. Już stukał w ekran telefonu - pewnie wysyłał znajomym wiadomość o imprezie, tak samo jak tinus. Wyszedł z pokoju sprężystym, kocim ruchem.
Nie mogłam oderwać wzroku od jego zgrabnego tyłka... (XD~aut)
- Może przestaniesz na dwie sekundy wgapiać się w mojego brata, co?-wyśmiał tinus.
Zarumieniłam się i odepchnęłam go.
- Zamknij się.
- Myślałem, że już się z niego wyleczyłaś.
- Wyleczyłam. Ale i tak jest megaciachem.
- Daj spokój. Czasem jesteś obrzydliwa, wiesz?
Usiadłam przy komputerze, a martinus stanął za mną i oparł brodę na czubku mojej głowy. Kliknęłam następną stronę w wynikach wyszukiwania i przewijałam linki, wbijając zamglone spojrzenie w ekran.
Nagle coś przyciągnęło mój wzrok. Zatrzymałam kursor w tym samym momencie, gdy tinus zaczął mówić:
- Zaczekaj...
Oboje przez kilka sekund wpatrywaliśmy się w komputer. Okręciłam się na krześle, żeby być przodem do tinusa. Nasze twarze rozciągnęły się w identyczny uśmiech.
- Budka z całusami!! - zawołaliśmy równocześnie, szczerząc się do siebie jak wariaci.
Martinus uniósł dłoń,a ja przybiłam piątkę.
Zapowiada się świetna zabawa.{1205 słów}
CZYTASZ
I (don't) love you..|M.G
Fiksi PenggemarKiedy Elle postanawia zorganizować na szkolnym festynie budkę z całusami, nie ma pojęcia, że sama w niej usiądzie - ani że swój pierwszy pocałunek przeżyje z aroganckim Marcus'em. Jej życie wywraca się do góry nogami. Czy ten romans przyniesie Elle...