Rozdział 9

279 17 12
                                    

Streściłam Tinusowi przebieg randki, a on uśmiechnął się współczująco.
- Ale czy ty w ogóle chciałabyś iść z nim na druga randkę? Z tego co mówisz, bawiłaś się średnio...
- Właściwie to nie... - wymamrotałam, skubiąc nie-istniejący kłaczek na dżinsach. - Ale już sama nie wiem, Gdyby mnie zaprosił, to pewnie bym się zgodziła... - Au! Za co? -krzyknęłam, kiedy Tintin klepnął mnie mocno udo.
- Jesteś za miła! - skarcił mnie. - Widać, że wolisz się z nim przyjaźnić, a takim zachowaniem dałabyś mu fałszywą nadzieję.
- Nie dałabym mu fałszywej nadziei, tylko... drugą szansę. Przecież bratniej duszy nie znajduje się na pierwszej randce. - Tinus uniósł brew. - Nie zwodziłabym go!
- Zwodziłabyś. Niechcący. Tym, że jesteś zbyt miła
Westchnęłam, kładąc się na plecach w trawie.
- Naprawdę tak ze mną źle?
- Dla Marcusa nie jesteś miła.
- Wiem, ale to Mac. w ogóle to dzięki.-dodałam sarkastycznie. -Mogłeś mi powiedzieć, że to on mnie odwiezie.
- A no tak. Sorry. Ale jakoś się nie pozabijaliście.
- Uwierz mi, miałam ochotę go zamordować. jak spojrzał na Cody'ego, kiedy sie wreszcie pojawił?
Przysiegam, twój brat to najbardziej wkurzający dupek na całej planecie. Tinus parsknął śmiechem. Z gniewnym grymasem wbiłam wzrok w chmury nad głową, Były jak kłęby waty cukrowej na tle błękitu nieba. Patrząc na nie, czułam, jak mój oddech staje się coraz bardziej miarowy. Z jakiegoś powodu uspokajało mnie obserwowanie chmur.
- Przepraszam - odezwał koncu Tinus. - Ale śmieszy mnie, jak się wkurzasz.
- Nie ma sprawy
- W każdym razie czy Cody się do ciebie odzywał od randki?
Była trzecia po południu w sobotę, a Cody nie wysłał mi SMS-a ani do mnie nie zadzwonił. Coś mi mówiło, że on też nie bawił się najlepiej.
- Nie. - odpowiedziałam.
Martinus wzruszył ramionami.
- To nie jest zainteresowany.
- Jak to? Skąd wiesz? Może jest zajęty. Albo udaje niedostępnego czy coś w tym rodzaju.
W jego uśmiechu znów zobaczyłam współczucie.
- Przykro mi, Elle, on po prostu nie jest zainteresowany. Zaufaj mi. Jestem facetem. Rozumiem sygnały, jakie wysyła gatunek męski do dziewczyn.
- W porządku. - Wymamrotałam. - Może faktycznie już się mną nie interesuje. Może trzeba się było przemóc i go pocałować.
- Widzisz, znowu zaczynasz. - mruknął Tintin. - Nie miałaś żadnego obowiązku go całować. Okej, nie było między wami chemii, to nic. Odpuść go sobie kochanie.
-Nie moge się zdecydować, czy twoje rady mi pomagają czy nie.
- Nie jestem dziewczyną. Nie bede rozkładać twojej randki na czynniki pierwsze.
-Przecież przed chwilą słuchałeś, jak ja to robię- mamrotałam.
- No właśnie.
- Okej, chyba masz rację- westchnęłam.-Pewnie teraz w szkole będzie dziwnie. Jak myślisz?
- Tylko jeśli sama będziesz się dziwnie zachowywać.
- No tak. - Nagle poderwałam się z ziemi i usiadłam tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. - Nie mów swojemu bratu, jak kiepsko poszła moja randka, dobrze?
- Po co miałbym to robić? -
No... gdyby cię zapytał. Powiedz, że było spoko. Jeśli będziesz musiał, wyjaśnij, że po prostu między nami nie zaiskrzyło. Ale nie opowiadaj mu wszystkich szczegółów.
- Dobrze... rzucił podejrzliwie Tinus, ale o nic nie zapytał. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać zadowolonej miny Maca, gdyby się dowiedział, jak naprawdę wygladała randka z Codym. Nieważne, z jakiego powodu nie chciał, żebym miała chłopaka - na razie udawało mu się dopilnować, żebym została singielką. Westchnęłam cicho, a potem zamknęłam oczy. Poczułam, jak słońce rozgrzewa mi policzki, a Tinus kładzie się obok mnie. Trwaliśmy tak, rozkoszując ciepłym popołudniem, zbyt zadowoleni i rozluźnieni, żeby rozmawiać.
Caly weekend minął leniwie. Nie chciało nam się nic robić. Obejrzeliśmy kilka filmów, opalaliśmy się, skakaliśmy na bombę do basenu Tinus i ja próbowaliśmy odrabiać zadanie domowe (bez większych sukcesów). Dlatego zupełnie nie byłam gotowa na nadejście poniedziałku. Na pierwszej lekcji miałam chemię. Z Codym. Który nie zadzwonił ani nie napisał przez cały weekend. Nie wiedziałam, czy powinnam się przejąć, że mnie nie polubił i nie chce się ze mną umówić drugi raz, czy raczej mieć to w nosie. Kilka osób spytało mnie już SMS-ami i w szkole, jak poszła randka. Wszystkim odpowiadałam, że w porządku, ale nie wiem, czy się jeszcze spotkamy. A kiedy dopytywali, czy się całowaliśmy, przyznawałam, że nie
Ale teraz musiałam stanąć z nim twarzą w twarz i nie miałam pojęcia, jak się zachować. Tak, Cody był sympatyczny i miło nam się rozmawiało, ale miałam wrażenie, że nie połączy nas nic więcej niż przyjaźń. On najwyrażniej czuł to samo, skoro się nie odezwał w weekend. Powinno mi to przynieść ulge - skoro się zgadzamy w tej kwestii, to chyba nie zrobi się między nami zbyt dziwnie? Odwrócilam się i zobaczyłam, że do mojej szafki podchodzi Dixon.
-O nie! Znów jesteś w spodniach. Tesknię za spódniczką. Seksownie wyglądałaś.
- Bardzo zabawne.
- Wcale nie żartowałem- rzucił ze śmiechem. Przewróciłam oczami i dalej szukałam w szafce pracy domowej na matematykę - W każdym razie wszyscy gadają o twojej wielkiej randce z Codym...
- Dlaczego? Nic ciekawego się nie wydarzyło... Naprawdę.
- Tak, wiem... Ale on pierwszy odważył się z tobą umówić.
Wzruszyłam ramionami, usiłując nie zazgrzytać zębami na myśl o Marcusie i jego nachalnej nadopiekuńczości.
- Cody powiedział wszystkim, że nie chciałaś się z nim całować
- Nie o to chodzi, że... Czekaj, powiedział to wszystkim?To jego słowa?
- No nie, moje. Kilku chłopaków go wypytywało, a plotka szybko się rozniosła po całej szkole. Bo wiesz, wasza randka była wielkim newsem. No i.. teraz wszyscy myślą, że nie chciałaś się z nim całować.
- Po prostu... sama nie wiem...
- Hej, nie musisz się tłumaczyć! -zapewnił mnie Dixon, znów posyłając mi szeroki uśmiech. -Tylko niektórzy będą o tym gadać i zadawać ci pytania, więc przygotuj się na to.
- Dzięki za ostrzeżenie- wymamrotałam.
- Nie ma za co.
Dixon miał racje. Ciagle ktoś do mnie podchodził, pytając:
- Czy to prawda, ze nie pocałowałaś Cody'ego? Dlaczego nie chciałaś się z nim całować?
Za pierwszym razem spanikowałam. Nie chciałam im zdradzać prawdziwego powodu, więc wyrzuciłam siebie coś w stylu:
Nie czułam się najlepiej, nie chciałam go zarazić.
Co za bzdura. Byłam pewna, że wszyscy przejrzeli moje kłamstwo, ale jeśli tak było, nie dali po sobie niczego poznać. Gdy weszłam do sali na chemię, Cody już tam byl. Zawahałam się, czy usiąść obok niego, ale uśmiechnął się do mnie, więc zajęłam miejsce przy nim.
- Cześć - rzuciłam lekko. Wiesz, jeśli bylaś chora w piątek, to mogłaś mi o tym powiedzieć-skomentował
- Wiem, ale czułam się dobrze i nie chciałam odwoływać randki.-Staralam się mówić z przekonaniem. -Przepraszam.
Nic się nie stało.
-No... więc...- odchrząknęłam, a Cody zaśmiał się nerwowo
- Nie chcę wyjść na dupka czy coś takiego, ale... myślałem nad tym i..
- Wolisz, żebyśmy zostali przyjaciółmi?-dokorńczyłam i natychmiast tego pożałowałam, bo uświadomiłam sobie że mógł dokończyć to zdanie inaczej. No nie, czyżbymdy wpakowała się w jeszcze większe kłopoty?
- Yy, tak.. - potwierdził ze speszonym uśmiechem. -Nie obraź się. Po prostu... jakoś do siebie nie pasujemy.
- Spoko - odpowiedziałam radośnie. - Zgadzam się w stu procentach. -Miałam nadzieje, że nie widać, jak mi ulżyło. -Odrobiłeś pracę domową?
- Nie znam odpowiedzi na ósme pytanie.
I tym sposobem moje życie wróciło na zwykłe (niestety) singielskie tory.
Pracowaliśmy nad szyldem na budkę. Litery byly już wycięte, a Tinus wygładził brzegi. Teraz wystarczyło je pomalować i przybić do boksu. W domu miałam jakieś dekoracje zrobiliśmy też plakaty i kilka tablic z ceną. Przez cały tydzień wszyscy mnie pytają, co się wydarzyło między tobą a Codym - powiedział Tintin. Była środa po południu, a lekcje już się skończyły. Musieliśmy się pospieszyć, żeby zdążyć ze wszystkim na piątkowy wieczór
- Nie zdradziłeś im nic obciążającego?
- Nie powiedziałem prawdy, jeśli o to pytasz - zaśmiał się, zanurzając ponownie pędzel w różowej farbie. - Ale nie rozumiem, czemu skłamałaś że byłaś chora.
- Bo latwo w to uwierzyć-bronilam się. - I to pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Okej. Ale wielu chłopaków uważa, że to Mac go odstraszył
- Wyglądał dość groźnie, kiedy czekałam na Cody'ego - przyznałam, robiąc wzorki na literach, które już wyschły.
Martinus wzruszył ramionami. Upłynęło trochę czasu, za nim znów przerwał ciszę.
- Shelly...
- Tak?
- Czy ty się go czasem nie boisz? To znaczy.. wiem, że daleko mu do niesamowitego Hulka, ale potrafi szybko stracić panowanie nad sobą..
- Taki już jest. Dorastałam z nim, więc nie mogłabym się go przestraszyć. Wiem, że niektórych... onieśmiela..
- No tak - skinął głową. Nagle zanurzył pędzel w puszce i opryskał mnie farbą. Różowe kropelki upatrzyły mi twarz, bluzkę, krawat, włosy...
- MARTINUS!!!- wrzasnęłam.
- Sorry!
Sama też złapałam pędzel i nabrałam na niego czarnej farby, gotowa się zemścić, ale w tym momencie coś zimnego i mokrego wyladowało na mojej szyi, bo Tinus znów zaatakował. Wzdrygnęłam się z zaszkoczenia, a pędzel wypadł mi z rąk prosto na bluzkę. Martinus zwijał się ze śmiechu. Skrzywiłam się, czekając, aż się uspokoi.
- Tinus,to nie jest śmieszne.
- Szkoda, że nie widziałaś swojej... swojej miny!- Sciskał się za bok. Złapałam torbę, piorunując go wzrokiem.
- Ggdzie idziesz?
- Do szatni, zmyć to paskudztwo z twarzy - warknęłam.-A ty przestań się śmiać.
Wypadłam z sali jak burza, trzaskając drzwia. Wydawało mi się, że w szatni mam zapasową bluzkę. Mieliśmy iść póżniej na burgery i nie chciałam paradować po mieście, wyglądając jak Picasso.
Zasze uważałam, że szatnie w naszej szkole są bardzo dziwne - znajdowały się w szerokim, otwartym korytarzu, obwieszonym różnymi ogloszeniami, który prowadził do sal fitness z bieżniami i ciężarami, a konczył się wyjściem na boisko. Szatnie dziewczyn były na końcu z lewej, a chłopców z prawej. Gdy weszłam a korytarz, przez drzwi wysypała się cała drużyna futbolowa. Zdążyłam już ściągnąć krawat i rozpiąć guziki w bluzce, bo nie pomyślałam, że mogę nie być sama. Na mój widok chłopcy zwolnili, a ja stanęłam jak wryta.
I wtedy wszyscy rychneli śmiechem, jakby nigdy nie widzieli nic równie zabawnego.
- Co się stało? - zapytał Jason, przygryzając wargę, żeby się opanować.
Malowaliśmy szyld na naszą budkę-wyjaśniłam. - miał puszkę farby. Chyba nie muszę mówić nic więcej.
Jason pokręcił głową. Większość drużyny ruszyła do szatni, wciąż śmiejąc się i oglądając na mnie. Przyłapałam kilku chłopaków na bezwstydnych spojrzeniach na moją rozpieta bluzkę, więc zasłoniłam się ręką.
- Ej!- rzuciłam, okręcając się na pięcie z szerokim uśmiechem. Wolałam obrócić to w żart niż pokazać, jak się wstydzę.
- Aż tak źle wyglądam?
- Wiesz co, ja bym zapłacił, żeby oglądać cię w galerii sztuki - stwierdził jeden z zawodników ze śmiechem. Przewróciłam oczami i odeszłam w stronę szatni dziewczyn, rzucając pożegnanie przez ramię. Nagle ktoś szarpnął mnie w tył za rękę, a potem przytrzymał, żebym nie upadła.
Odwróciłam się, a gdy zobaczyłam, kto to, z mojej twarzy natychmiast zniknął uśmiech
- Co ty wyprawiasz?- syknął Mac. -Elle, nie możesz chodzić półnaga po szkole
- Dzięki, ale będę chodzić po szkole w takim stroju, jak chcę- warknęłam, wyrywając rekę z jego uścisku.-To nic takiego. Dżizas, przecież nie paraduje w bieliźnie.
- Okej,ale... -Przesunał po mnie wzrokiem i rzucił mi surowe spojrzenie.
- Zostaw mnie wreszcie w spokoju! - krzyknęłam, patrząc na niego z wściekłością. - Serio, nie dość, że jesteś nadopiekuńczy, to jeszcze dostałeś jakiejś... jakiejś obsesi na moim punkcie!
-Co się wydarzyło z Codym? Dobrze wiem, że ta twoja "choroba" to kłamstwo.
Rozdziawiłam usta. Czy on mnie szantażował?
- Chyba nikomu nie powiedziałeś?
Uśmiechnął się złośliwie, zerkając na mnie protekcjonalnie
- Ja nie plotkuje kotku. Nic nie powiedziałem. Uznałem, że miałaś dobry powód. To co się stało?
- Nic-wzruszyłam ramionami.
- Coś się musiało stać. Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy kłamiesz. Powiedz mi prawde.
Przygryzłam policzek, zastanawiając się, czy zwierzyć się Macowi czy kazać mu pilnować własnego nosa. Przyszło mi do głowy,że jeśli będe go zwodzić, dojdzie do idiotycznego wniosku, że Cody zrobił coś nie tak. Zastanawiając się nad tym, mimowolnie zauważyłam, jak seksownie wygląda Mac w stroju do futbolu, w ochraniaczach na ramiona i kaskiem pod pachą. Włosy miał lekko wilgotne od potu. Co za ciacho! Postanowiłam mu odpowiedzieć, zanim zauważy, jak się na niego gapię.
- Chciał mnie pocałować na koniec wieczoru, ale ja zamiast tego dałam mu buziaka w policzek. Nie próbował się do mnie dobierać ani nic z tych rzeczy, to była zupełnie normalna sytuacja, a ja zrobiłam z siebie idiotkę, bo odwróciłam głowę. Nic wielkiego się nie stało. Ludzie rozdmuchali to bez sensu. Ja się po prostu wstydzę.
Marcus przyglądał mi się przez chwile, a później zapytał:
- To wszystko? Jesteś pewna?
Odniosłam wrażenie że próbuje powstrzymać śmiech. Prychnęłam, gotowa tupnąć nogą ze złości.
- Tak. Jestem kuzwa absolutnie pewna. Dlaczego tak zawsze dramatyzujesz? Przecież żaden facet z tej szkoły nie zmusi mnie do czegoś, na co nie mam ochoty.
Uniósł brew, jakby chciał powiedzieć, że jestem zbyt naiwna. Wzruszyłam ramionami.
- Mogę już iść zmyć tę głupią farbę z twarzy czy hiszpańska inkwizajcja ma jeszcze jakieś bezsensowne pytania?
Uśmiechnął się lekko.
- Ktoś tu ma focha.
- Jestem cała w farbi, a ty urządzasz mi przesłuchanie bez powodu! Noc dziwnego, że humor mi się zepsuł. Wpadłam do szatni. Spojrzałam na swoje odbicie i... nawet ja musiałam się roześmiać. Wyglądałam jak półtora nieszczęścia! Różowe kropelki skarżyły mi się na włosach i ścierały po twarzy i szyi, tworząc wzór na bluzce...
Mniej było mi do śmiechu, kiedy odkryłam, że farba nie chce zejść.
I kiedy nie znalazłam w szafce ubrań na zmianę. Po mniej więcej dziesięciu minutach niezmordowanego szorowania udało mi się zmyć cześć farby z włosów i wielość z twarzy. Plamy miałam nawet pod bluzką, więc zdjęłam ją i stałam w staniku i spodniach. Nagle drzwi
się otworzyły.
Nie odwróciłam się, myśląc, że to Tinus.
- Elle? Tinus powiedział, że idzie z chłopakami coś zjeść ale jeśli potrzebujesz podwózki do domu... - na mój widok Mac umilkł. Zamarłam w bezruchu przed lustrem, mrugając bezradnie. Czułam piekące gorąco na policzkach. Odwróciłam głowe w nadziei, że nie rumienię się tak mocno jak moje odbicie.
-Co? -rzuciłam gniewnie.
- Nic.
- Nie, co mówiłeś?
- A. A tak, no więc, yy, Tinus idzie z chłopakami coś zjeść, ale powiedział, że jeśli chcesz jechać prosto do domu, to mam cię podwieźć. A biorąc pod uwage, nadal wyglądasz jak Picasso...
Spojrzałam na plamki farby na swoim obojczyku i parsknęłam śmiechem, usiłując pokryć w ten sposób zakłopota, że Mac widzi mnie w staniku. Chodziłam przy nim w bikini, ale z jakiegoś powodu teraz czułam się... inaczej.
- No tak. Powiedz Tinusowi, żeby jechał beze mnie
- Okej. Długo ci to jeszcze zajmie?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Skoro zawieziesz mnie prosto do domu, to mogę wziąć prysznic tam, więc..- wyciągnęłam wilgotną torbę na ramie.- Chodźmy.
Nie cieszyłam się na wspólny powrót do domu. Obawiałam się kolejnego wykładu.
- Jak praca nad budka?- zagaił Mac, kiedy szliśmy przez parking. Zerknęłam na niego podejrzliwie, a on złapał moje spojrzenie i wzruszył lekko ramionami.
-No co? - zapytał.-Nie moge z tobą rozmawiać? W odpowiedzi uniosłam tylko sceptycznie brwi. Znów wzruszył ramionami. - Nieważne. To co, odpowiesz mi czy nie? Westchnęłam, zaciskając na chwilę powieki. Czułam, że powinnam być na niego zła, ale nie umiałam znaleźć żadnego dobrego powodu. Chyba po prostu Mac miał na mnie dziwny wpływ. Tylko jeszcze nie wiedziałam jaki
- Praca idzie dobrze. Mamy jeszcze trochę do zrobienia przed piątkiem, ale damy rade. O ile Tinus nie zacznie znowu malować mnie zamiast liter.
- No cóż, musze przyznać, że do twarzy ci z impresjonizmem.
Stanęłam jak wryta, a Mac przeszedł jeszcze kilka kroków, zanim się zorientował, że nie ide obok niego. Uniosłam brwi.
- Co?
- To chyba był komplement. Marcus Gunnarsen właśnie powiedział mi komplement. Niech ktoś zawiadomi prase. Prychnął sarkastycznie, ale oczy rozbłysty mu rozbawieniem. Uśmiechnęłam się lekko i dołączyłam do niego.
- Przyjdziesz na festyn?-zapytałam
- Tak. Właściwie to nie mam wyboru. To jedno z tych wydarzeń, na którym obecność jest „zalecana". Nauczyciele chcą, żebyśmy wzmacniali ,więzi społeczne" i tego typu bzdury.
- Myślisz, że zajrzysz do budki z całusami? Uniósł jedną brew i spojrzał na mnie wyzywająco.
-  Dlaczego pytasz, Shelly?
- Wszystkie dziewczyny, zwłaszcza te, które obsługują budkę, prosiły, żebym cię namówiła. Szansa na pocałunek z Marcusem Gunnarsen to dla niektórych ekscytująca perspektywa. Uśmiechnął się szerzej.
- Aha. Czyli nie pytasz dla siebie?
Tylko w marzeniach.
- Nie, coś ty
- Słuchaj, niczego nie obiecuję. Jeśli znów będą pytać możesz im powiedzieć, że tego nie wykluczam. A pewnie  będą pytać , w końcu chodzi o mnie.
- Jesteś taki zadufany w sobie -wymamrotałam, kręcąc głową. Stanęłam w miejscu, szukając wzrokiem jego samochodu. Nigdzie go nie widziałam, chociaż Mac wyciągną już kluczki.
- Gdzie twój samochód? - zapytałam, idąc za nim.
- Nie wziąłem dziś.
-To... jak przyjechałeś do szkoły?
- Na motorze.
Jęknełam, zwalniając kroku, a potem całkiem się zatrzymałam, bo zauważyłam lśniący czerwono-czarny motocykl, który Mac przerobił w swojej szopie z jakiegoś grochota. Nie zrozumcie mnie źle, maszyna wyglądała supe lylko ze jeszcze nigdy w życiu nie jechałam na motorze, na samą myśl ogarniało mnie przerażenie.
A teraz nie miałam wyboru - musiałam wsiąść na tę śmiertelną pułapkę na dwóch kołach. I to z marcusem.
- Jeśli zginę na drodze, to będzie twoja wina.
- Nie zginiesz, Elle. Proszę, możesz nawet założyć kask.
- Masz tylko jeden kask? A co, jeśli..
-Nic mi nie będzie -przerwał. - Jeszcze nie rozbiłem tej maszyny. - Poklepał mocno manetki, jakby chciał pokazać, jaka jest wytrzymała.
- A jeśli spadniesz? A jeśli się rozbijemy? Kaski są obowiązkowe z jakiegoś powodu! Chcesz się zabic? -Z każdą sylabą mój głos brzmiał coraz bardziej piskliwie. Ani na chwilę nie spuszczałam wzroku z motocykla. Mój strach rósł z każdą sekundą.
- Martwisz się o mnie, Shelly?- zażartował Mac. Zmrużyłam oczy. Uśmiechał się z roziskrzonymi oczami, przerzucając kask z ręki do ręki. Wyrwałam mu go.
- Nie musisz się bać motoru - powiedział, gładząc go jak ukochanego psa. -On nie gryzie. - On nie, ale z tobą nie wiadomo - mruknęłam pod nosem, ale mnie usłyszał i zachichotal. Wsunął swoją torbę do schowka pod siedzeniem, a później włożył tam też moją Wcisnęłam kask na głowę, zgrzytając zebami. Naprawdę nie chciałam tego robić... ale nie miałam wyjścia. Musiałam jakoś dostać się do domu, zanim dołączę do tintina i naszych kumpli. Chociaż wolałabym iść z nimi w tym stanie niż wsiąść na motor z Maciem. z zapięciem. Kask był ogromny i nie widziałam, co robię. Pachniał cytrusami. Tak jak poduszka Maca. Podobał mi się ten zapach.
Otrząsnęłam się z tych myśli, bo miałam coś pilniejszego do załatwienia: musiałam zapiąć kask, żeby zwiększyć swoje szanse na przeżycie.
-Daj... -Mac wyręczył mnie, muskając moje dłonie swoimi. Gdy jego palce połaskotały mnie w szyje, z jakiegoś powodu zadrżałam. Dziwne... Postanowiłam to zignorować i uznać, że po prostu boje się wsiąść na ten tak zwany pojazd.
- Wygladasz na przerażoną- Mac spojrzał na mnie z tym szczerym uśmiechem, od którego robił mu się dołeczek, a moje serce podskoczyło w piersi. Uwielbiałam ten uśmiech. Wsiadł na motor, a ja ostrożnie usadowiłam się za nim, w myślach dziękując losowi, że nie jestem w spódnicy. Noah siegnął w tył, złapał mnie za ręce i położył je sobie w talii. Zesztywniałam lekko, więc rzucił:
- Rozluźnij się, Elle.
Motor obudził się z ostrym szarpnięciem i ryknął pode mną. Zanim posuneliśmy się choćby o milimetr do przodu, objełam Maca w pasie z całej siły i przylgnęłam do niego najmocniej, jak się dało. Serce waliło mi jak oszalałe. Przez huk krwi w uszach i groźny warkot silnika usłyszałam śmiech Maca.
Ruszyliśmy.
Mialam ochotę wrzeszczeć:
„Zwolnij! Pozabijasz nas!". Jednak kiedy otwierałam usta, moje słowa porywał wiatr. Sunęliśmy drogą przemykając przez skrzyżowania i mijąc ze świstem rzędy samochodów i ciężarówek. Włosy wymknęły mi się spod kasku, a bluzka łopotała z pedem powietrza. Nie słyszałam nic oprócz szumu krwi w uszach, ryku motoru i wiatru. Kiedy Mac wykręcił przed moim domem i raptownie się zatrzymał, nie byłam w stanie się ruszyć. Ręce nadal miałam zaciśnięte na jego płaskim brzuchu, a nogami przywierałam do jego nóg. Mac powoli wyplątał się z mojego uścisku i to mnie otrzeźwiło. Kiedy zsunełam się z motoru, kolana miałam jak z waty. Szarpnęłam klamrę kasku drżącymi palcami. Mac rozpiął go jednym szybkim ruchem, uwalniając moją głowę.
- Włosy ci się naelektryzowały -stwierdził i wyciagnął rękę, żeby je potargać. Skrzywiłam się, próbując wygładzić fryzurę rozdygotanymi dłorńmi- co okazało się niemożliwe. Moje włosy  przypominały ptasie gniazdo. Wiedziałam, że rozczesanie tych kołtunów zajmie mi wiele godzin. Sytuacje pogarszała jeszcze zaschnięta farba.
- Nie udawaj rzucił - opierając się niedbale o motor.
- Nie powiesz mi, że źle się bawiłaś.
- Było strasznie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie podobał ci się wiatr we włosach? Uczucie wolności? I sama prędkość? Pokręciłam głową. - Ani trochę. Nic mi się w tym nie podobało.
- Nawet przytulanie się do mnie?-dopytywał z zawadiackim uśmiechem. -To chyba dało się przeżyc?
- Mac, nigdy w życiu tak się nie bałam. To,jakim jestes ciachem, niczego nie zmienia. Każda sekunda na motorze była koszmarem.
- Uważasz, że jestem ciachem?- Uśmiechnął się szerzej, a ja poczułam że na policzki wpełza mi rumieniec.
- Och, zamknij się. Przecież bardzo dobrze wiesz że nim jesteś.
- Fakt. Ale przyjemnie usłyszeć, że sama to przyznajesz.
- Jesteś też palantem, wiesz? A ja już za nic w świecie nie wsiądę na ten motor.
- Palantem, ale też ciachem?- droczył się ze mną. Spojrzałam na niego spode łba
- Zamknij się już lepiej. Oddaj mi tylko moją torbę. Proszę - dodałam. Przewrócił oczami, ale mnie posłuchał. - Dziękuje. - rzuciłam szorstko i pomaszerowałam w stronę drzwi.
- Hej, Elle?
- Co? - westchnelam i odwrócilam się, mierząc go rozdrażnionym wzrokiem.
- Masz trochę farby... o tu. - Szeroko uśmiechnięty,przesunął sobie palcami po twarzy, żeby pokazać właściwe miejsce. Spiorunowałam go wzrokiem i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Elle? To ty?- zawołał tata, wyglądając z kuchni. Na mój widok wybałuszył oczy.-Co się stało?
  Naprawdę nie chcesz wiedzieć.

              ^^^^^^^^^^^^^^^^
HEJKA KOCHANI!❤️
Przepraszam że nie było rozdziałów ale wiecie szkoła i sprawdziany...
zreszta trochę wena mi uciekła....
ALEEE nie martwcie się wróciła!
I teraz będę częściej wstawiać rozdziały. Mam nadzieję że wybaczycie mi te nie obecność😓 mam nadzieje że rozdział się podoba😏❤️ pozdrawiam moje bby które nie mogły się doczekać😌❤️🤣GabiMMer and Staramartinusa
kckckck was❤️🤧

INFO!
Rozdział ten jest tym co czytaliście pewnie a to dlatego że mądra ja usunęłam info i przez przypadek rozdział z czego wynikło że napisałam go podobnie do usuniętego wiec jutro pojawi się nowy😂

{3511słów}

I (don't) love you..|M.GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz