Rozdział 2 - Problem

493 26 11
                                    

Otaczała mnie ciemność. Rozglądałem się z niepokojem, ale moje oczy nie natrafiły na nic. 

- Zawiodłeś mnie... - szepnął dobrze znany mi głos. - ZABIŁEŚ MNIE! - ryknął. Z mroku wyszedł mężczyzna. Był wysoki, muskularny, a na jego odsłoniętej piersi widniały dziwne czerwone wzory. As miał łysą głowę i długą do pępka rudą brodę zaplecioną w warkocz. 

- Ja...nie miałem innego wyboru. - jęknąłem upadając na kolana. 

- Ty nie miałeś!? - prychnął i powoli podszedł do mnie. - Nie rozśmieszaj mnie. Ten który zawsze ma plan awaryjny, którego nie da się przyszpilić do ściany, nie miał wyboru! Zabiłeś mnie i nigdy ci tego nie wybaczę! 

- Ale...

- Nie ma żadnych ale! Będę nawiedzał cię w snach, nigdy nie zaznasz spokoju! - mężczyzna złapał mnie za szyje i podniósł, a ja zacząłem się dusić. - Ufałem ci, a ty mnie zawiodłeś! Przez ciebie umarłem! 

***

Obudziłem się z krzykiem. Wstałem do pozycji siedzącej. Otarłem z czoła krople potu. 

- Cholera. - syknąłem. Wstałem i poszedłem do łazienki. Oparłem ręce o zlew i spojrzałem na swoje odbicie. Worki pod oczami zdradzały że ostatnio źle sypiam, co było prawdą. Przemyłem twarz wodą i wyszedłem z łazienki. Ubrałem się i spojrzałem na położenie słońca. Wstawał świt. - Przeklęty Fenrir - szepnąłem uśmiechając się. Wyszedłem z pokoju meldując strażnikom gdzie idę.

Wszedłem na arenę potrenować. Tak jak wspominałem stare nawyki. Kiedy byłem na arenie zdjąłem górną część garderoby i rzuciłem ją gdzieś na bok. Podszedłem do manekina i sięgnąłem po dwa sztylety. Były słabo wyważone, ale dawałem radę. Zacząłem ćwiczyć. Nie było to jak ciężkie jak walka z...nim, ale musiało to wystarczyć.

Pov. Thor

- On kurwa żyje. - warknęła Sif chodząc niespokojnie po pokoju. 

- Widziałem. - powiedziałem cicho. Loki żyje. Żył przez te cztery lata i nie dał mi znaku życia. 

- Skoro żył to czemu wrócił dopiero teraz? - spytał Volstagg popijając piwo z kufla. 

- Sam jestem ciekawy. - przyznałem. 

- Na dodatek był...taki obojętny i spokojny. - dodał Hogun.

- Dobra, za dużo myślimy nad tym kretynem. - wtrącił Fandral. - Chodźmy na arenę się rozluźnić. 

***

  - Tym razem to ja walczę z Sif. - powiedziałem. Weszliśmy na arenę, a nam opadła szczęka. Zobaczyliśmy...Lokiego. Był bez koszuli. Na jego ciele widać było stróżki potu, a on sam strasznie sapał. Na jego prawej ręce był dziwny obraz. Od wierzchu dłoni do klatki piersiowej wił się zielono-złoty wąż, który z obu stron miał otwarty pysk. Poza tym wydawało mi się że przybyła mu muskulatura. Nagle przestał walczyć z manekinem, odłożył sztylety, spojrzał na nas obojętnie, po czym podszedł do swoich ubrań. - Od...do kiedy ty ćwiczysz? - wydukałem. 

- Przez cztery lata przebywałem poza granicami Asgardu, a tam lepiej jest umieć to i owo. - odrzekł spokojnie, powoli ubierając czarno-niebieską kamizelkę. Kontem oka spojrzałem na Sif. Miała szeroko otwarte usta i dziwne iskierki w oczach. 

- Co ty masz na ręce? - spytała wolno. 

- To? - spytał i spojrzał na rękę. Uśmiechnął się szczerze. - To tatuaż który zrobiłem sobie na Midgardzie. 

- To ty tam byłeś? - spytałem zaskoczony. 

- Bywało się tu i tam. - powiedział zapinając swój pasek. Okazało się że jego kamizelka nie ma rękawów. - Dużo się robiło żeby przeżyć. - dodał. Sięgając po swój płaszcz. - Zameldowałem strażnikom gdzie będę i o której wrócę, więc oddalę się. 

- Loki czekaj. - mówiąc to stanąłem w przejściu. - Bracie... - szepnąłem.

- Zapomniałeś o jednym Thorze. Nie jesteśmy braćmi. - powiedział.

- Rozumiem że jesteś zły na Thora, ale... - zaczął Volstagg.

- Nie powiedziałeś im? - spytał zdziwiony Loki.

- O czym? - dopytywała Sif.

- Jestem adoptowany. - przyznał spokojnie. - Moim ojcem jest, a raczej był Laufey, którego zabiłem w dzień mojej rzekomej śmierci. W ten dzień dowiedziałem się też prawdy. - mówił to tak spokojnie jakby rozprawiał o pogodzie. 

- Co!? - spytała zaszokowana wojowniczka. - Jesteś lodowym olbrzymem!? 

- Tak. 

- Czemu mówisz to tak spokojnie? - spytałem.

- Zaakceptowałem prawdę. To kim się urodziłem nie definiuje mnie kim mam zostać. - chciałem zapytać o coś jeszcze, ale w tym momencie na arenę weszła jedna ze służek.

- Panie Loki, Wszechojciec wzywa pana. - powiedziała kłaniając się. 

- Nie mów do mnie panie. - Loki podszedł do służki. - Już od dawna nie jestem księciem. Teraz jestem zwykłym człowiekiem. 

- Dobrze p-Loki. - kobieta uśmiechnęła się niepewnie.

- Tak lepiej. Gdzie mnie zatem oczekuje Odyn? 

- W królewskiej komnacie. 

- Dziękuję za informacje.

Pov. Loki

Spokojnie wszedłem do komnaty. Odyn siedział za biurkiem przeglądając różne raporty. 

- Wzywałeś mnie. - powiedziałem. Starzec podniósł na mnie wzrok i odłożył papiery.

- Owszem, usiądź. - poprosił wskazując krzesło na przeciwko niego. - Chciałbym cię zapytać o te cztery lata. Nie, nie pytam cię jako twój władca, ale jako twój przyszywany ojciec. 

- To co działo się przez ten czas... - zacząłem. - Niech pozostanie moją tajemnicą. Był to najlepszy czas w moim życiu. Zwiedzałem świat, poznałem nowych ludzi, pomagałem i zdobyłem nowe umiejętności o których nawet nie śniłem.

- Nic nie chcesz mi powiedzieć? - zapytał z nadzieją.

- Mogę ci powiedzieć że to wszystko mnie zmieniło, chyba na dobre. Zaakceptowałem to kim jestem. 

- Rozumiem. Mam nadzieję że kiedyś zmienisz zdanie, a teraz idź odpocząć, bo wyglądasz jak śmierć. - kiwnąłem głową i wyszedłem z komnaty. Ruszyłem do ogrodu gdzie znajdowały się nawet najrzadsze składniki do eliksirów. Nie jetem alchemikiem i zielarzem, ale wiem to i owo. Może uda mi się zrobić miksturę Słodkiego Snu nazywany także "Ardhill"*. Nie jest to trudny wywar, ale znając moje możliwości może się nie udać. Wszedłem do ogrodu i rozejrzałem się z potrzebnymi ziołami.

Schylałem się po ostatni, kiedy usłyszałem jak ktoś się zbliża. 

- Loki? - spojrzałem za siebie i zobaczyłem Frigge. Zerwałem ostatni składnik i zbliżyłem się do kobiety. 

- Tak? - spytałem.

- Czemu zbierasz składniki na Ardhill? - zdziwiony jej dedukcją podniosłem jedną brew.

- Powiedzmy że...źle sypiam. - przyznałem. 

- Właśnie widzę. - powiedziała kładąc dłoń na mojej twarzy. - Od miesiąca masz problemy ze snem. - wydedukowała. - Mogę ci pomóc, ale muszę znać powód tej bezsenności. - wziąłem głęboki oddech i zdjąłem jej dłoń.

- Na to nie da się pomóc. Mogę tylko próbować się złagodzić objawy. 

--------------------------------------------------------------------------------------

Ardhil* - eliksir słodkiego snu, stworzony na potrzeby książki.

Rodzina | Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz