Rozdział 12 - Musiałem to zrobić...

256 20 1
                                    

Pov. Thor

Rozmawiałem z moimi towarzyszami na temat naszego zwycięstwa, nagle coś dziwnego błysło w namiocie śmiercionośnych. Momentalnie poderwaliśmy się i pobiegliśmy w stronę anomalii. Wbiegliśmy do namiotu. Na ziemi leżał Loki, nad nim stał Fenrir. Spojrzałem na Morana. Nabrał normalnych, ludzkich kolorów, a na środku jego czoła, lśnił dziwny złoty klejnot. 

- Co się stało? - spytałem.

- Loki oszalał. - skwitował wilk, po czym ugryzł kamizelkę mojego brata i przeniósł go na pryczę. - Kiedy Los nas zwerbował. - zaczął, odwracając się do nas. - Dał nam wszystkim bransolety z pięcioma klejnotami. Każdy z nich symbolizuje nas i każdy z nich przechowuje wspomnienia. Loki uważając że "jest mu to winien" postanowił zachować się iście kretyńsko. Wczepił Moranowi jego wspomnienia i tak jakby go ożywił. Oczywiście nie mógł poczekać aż znajdzie jakieś źródło mocy. Zamiast tego wykorzystał swoją moc przez co teraz jest ledwo żywy. - wytłumaczył. 

- Co z nim? - spytała Sif.

- Tak jak mówiłem, ledwo żyje. Musi odnowić swoją moc. 

- Co możemy zrobić? - dopytywała.

- Jedyne co możemy to poić go eliksirami odnawiającymi jego energię magiczną.

Pov. Loki

Leżałem na czymś miękkim. Powoli otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w swojej komnacie. Nie wiem ile czasu minęło od walki na polach Vanaheimu. Wstałem z łóżka, ale szybko oparłem się o ścianę. To zaklęcie strasznie mnie wykończyło. Wolno wyszedłem z komnaty. Nadal kręciło mi się w głowię, ale miałem ważniejsze sprawy na głowie. Szedłem przez korytarze, aż w końcu trafiłem na Fenrira.

- Co ty tu robisz? - spytał gniewnie. - Miałeś jeszcze odpoczywać. - powiedział podchodząc do mnie.

- Nie mam czasu na... - nie dokończyłem. Po moim ciele przeszła fala bólu, przez co upadłem na pysk wilka. Fen lekko mnie popchnął i złapał mnie zębami za kubrak, po czym rzucił na swój grzbiet. 

- Co ja się z tobą mam. - szepnął. Położyłem się na jego miękkim futrze.

- Ile czasu minęło? - spytałem.

- Cztery dni. 

- Co mnie ominęło?

- Nic specjalnego. Były ataki nieumarłych, ale nie tak masywne jak tamten. 

- Wojna szarpana?

- Pewnie tak . - odpowiedział. Z tego co zauważyłem niósł mnie do kwater drużyny Thora. 

Wszedł do komnat i postawił mnie na ziemi. Czułem się już trochę lepiej. 

- Loki! - krzyknął gromowładny, po czym przytulił mnie. - Bałem się że już się nie obudzisz! - wolno poklepałem go po plecach.

- Thorze...dusisz... - blondyn puścił mnie i spojrzał na mnie.

- Wybacz.

- Nic się nie stało. Co z Moranem? 

- Czuję się znakomicie. - usłyszałem. Thor przesunął się w bok, a ja zobaczyłem mojego starego przyjaciela. Opierał się o ścianę i uśmiechał się zawadiacko. - Za to ty wyglądasz jak gówno. - dodał śmiejąc się. Podszedłem do niego i przytuliłem. 

- Ja...tak bardzo cię przepraszam... - szepnąłem. 

- Nie masz za co. - powiedział odwzajemniając uścisk. - Mówili mi co się z tobą działo. - powiedział go po czym puścił mnie. - Prosiłem cię o to. Doskonale wiesz że przy moich ranach długo bym konał. Nie mam ci za złe.

***

Następnego dnia czułem się o wiele lepiej, więc zaproszono mnie na naradę, jako Dowódcę Śmiercionośnych. Wszedłem do sali gdzie czekali Odyn, Thor, Sif, Fandral, Vostagg, Hogun, Fen i Moran.

- Możemy zaczynać. - powiedział Wszechojciec. - Z informacji jakie zdradził Wojownik Śmierci, głównodowodzącym jest Yaris, mój...mój brat... - po sali przeszły szmery. - Kiedyś rywalizowaliśmy o tron. Nasz ojciec postanowił że ten kto wygra pojedynek ten zostanie królem. Była to...dość kontrowersyjna decyzja. Jak się pewnie domyślacie, wygrałem to starcie, ale...Yaris...zmarł. Mój ojciec pochował syna w Vanaheimie. Przed śmiercią Yaris przeklną mnie i powiedział że wróci, by się zemścić. 

- Pamiętasz co mówił? - spytałem.

- Jakby to było wczoraj. Powiedział "Przeklinam cię na gwiazdy i na świat po którym stąpałem. Powrócę, powrócę i zabiję cię tak jak ty zabiłeś mnie.", po tych słowach...jego serce przestało bić. 

- Słowa mają potężną moc. - zacząłem. - Możliwe że te słowa przywróciły go do życia. Jeśli  wymówione były z nienawiścią. Członkowie twojego rodu mają ogromną siłę.  - wytłumaczyłem.

- Wiemy z kim walczymy, teraz tylko jak z nim walczyć? - spytał Fen.

- Właśnie, Moranie? - mówiąc to spojrzałem na wojownika. 

- Z tego co pamiętam, Yaris chciał zmienić wszystkich Śmiercionośnych w swoich generałów, zwłaszcza ciebie. - powiedział wskazując na mnie. - Z nami po swojej stronie, wygrał by każdą bitwę, a przez ten cały czas zebrał ogromne wojsko. 

- Czyli pewnie chcę odzyskać tron Asgardu. - wydedukował Fen.

- Chce wojny...to będzie ją miał! - mówiąc to uderzyłem pięścią w stół. - Zadarł z siłami o których nie ma pojęcia. Śmiercionośni wracają do gry... - nagle usłyszałem jak Fandral zaczyna piszczeć. Wyszedłem z pomieszczenia i wsunąłem na środkowy palec pierścień Śmiercionośnych. - Potrzebuję was, przybądźcie do mnie. - szepnąłem. 

Rodzina | Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz