Rozdział 2

26 7 4
                                        

"Krążyłam wokół ogromnego pałacu raz znajdując się w gorących promieniach słońca, raz znikając w lodowatym cieniu. Doskonale znałam ten budynek. Pachniał stęchlizną i starocią. Od dawna nikt w nim nie mieszkał. Często się mu przyglądałam i za każdym razem byłam nim zafascynowana, jednakże nigdy nie ośmieliłam się wejść do środka. Było w nim coś przerażającego, coś co zatrzymywało mnie przed mosiężnymi drzwiami. Teraz też przed nimi stałam i zadzierałam głowę w górę by zobaczyć bogate zdobienia. Wśród gęstych zarośli usłyszałam wołający głos mojej mamy. To znak że czas już wracać do domu. Odwróciłam się, ale nie byłam w stanie zrobić kroku, czułam że obce dłonie wciągają mnie do środka i mimo że próbowałam się wyrwać, dłonie przytrzymywały mnie coraz mocniej i mocniej. Widziałam jak zostaję wyciągnięta do domu a drzwi zatrzaskują się przed moim nosem, zamykając jedyną drogę ucieczki i ostatnie promienie słońca"

Zerwałam się z łóżka ciężko oddychając.

- To tylko sen, tylko sen - powiedziałam uspokajająco do siebie, przymykając powieki. Nabrałam w płuca rześkiego morskiego powietrza i spojrzałam na godzinę. 12:00. Zdecydowanie za późno jak na moje standardy. Głowa pulsowała ogromnym bólem. Podniosłam swoje zwłoki z łóżka i ruszyłam na desperackie poszukiwanie kawy. Gdy zbliżyłam się do kuchni poczułam zapach świeżo parzonej kawy. Co tu się wyczynia? Spojrzałam zza ściany, ale nikogo nie zauważyłam, wiec ostrożnie weszłam do środka. Nikogo tutaj nie było, jednak kawa i prawie gotowe śniadanie dawały do myślenia. Oparłam się o blat jedną ręką i rozejrzałam po pomieszczeniu w poszukiwaniu wskazówek mimo że intuicja podpowiadała mi kto za tym stoi

-Dzień dobry księżniczko - usłyszałam pomruk przy uchu i mimowolnie się wzdrygnęłam. Złapałam z blatu nóż kuchenny i odwróciłam się przystawiając go do szyi mojemu niezapowiedzianemu gościowi.

- Christopher - wysyczałam mrużąc oczy - co tutaj robisz? Czy nie nauczyli Cię że nie wchodzi się bez pukania?

- Hej hej hej, spokojnie z tym nożem, jeszcze mi krzywdę zrobisz. - powiedział szczerze rozbawiony całą sytuacją.

- O to jakoś szczególnie się nie martwię. Zastanawia mnie czemu zjawiasz się w moim domu pomimo zakazu

- Jak zwykle milusia. - Westchnął - wiesz że ludzie kiedy rozmawiają, nie grożą sobie nożem? Ot taki paradoks. Wiec może go odłożysz i sobie spokojnie porozmawiamy przy porannej, a właściwie popołudniowej kawce. Hmm ... co ty na to ?

- Nie mam najmniejszego zamiaru z tobą rozmawiać. Wypad z mojego mieszkania ! - ryknęłam mu prosto w twarz.

- Zapomnij - syknął i chwycił mój nadgarstek wykręcając go. Nie spodziewałam się takiego ruchu z jego strony. Nóż wypadł mi z ręki, a chłopak przyparł mnie do ściany trzymając moje nadgarstki.

- Potrzebne ci to było? Nie mogliśmy po dobroci?

- Widocznie historia lubi się powtarzać wczoraj było tak samo. Czego ode mnie chcesz? - warknęłam. Miałam ogromną ochotę napluć mu w twarz jednak powstrzymałam się, wiedząc że nie jestem w dogodnej dla siebie sytuacji, teraz to on przejął kontrolę.

- Doskonale wiesz czego chcę. Wisisz mi przysługę i właśnie po nią wróciłem - spojrzałam przerażona w jego oczy. Zielone tęczówki pociemniały z wściekłości w którą go wpędziłam. Miał rację, wiszę mu przysługę i wcale nie będzie ona kolorowa. Poczułam że chłopak zwolnił uścisk i wyrwałam swoje dłonie z jego uścisku. Najspokojniej w świecie roztarłam nadgarstki i nalałam sobie kawy, siadając przy kuchennej wyspie.

- W takim razie co mogę dla ciebie zrobić - westchnęłam

- Zostaniesz na powrót moją partnerką - kiedy zauważył, że nabrałam powietrza, żeby zaprotestować, szybko mnie uciszył i dokończył zdanie - Rada już się zgodziła, a wręcz błagała, żebyś wróciła Powietrze uszło z moich płuc jak z balonika. Wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami, nie wiedząc co mam powiedzieć.

Fall in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz