Rozdział 11

14 4 0
                                    

Wstaliśmy o świcie i zeszliśmy na śniadanie, jakie przygotowała dla nas Shila. Ogromny stół został zastawiony od jednego końca na drugi, tak że pomiędzy dania nie dało się palca włożyć. Obok nas latały wróżki podobne do Li. Natomiast moja przyjaciółka dumnie siedziała przy stole napawając się obecnym luksusem. 

Gdy nasze brzuchy już pękały w szwach podniosłam się ze swojego miejsca i spojrzałam na królową. 

- Bardzo dziękujemy ci za gościnność - powiedziałam z uśmiechem - jednak musimy ruszać dalej.

- To ja ci dziękuję. Bez ciebie nie nauczyłabym się ponownie kochać. Gdybyś potrzebowała pomocy w dalszej drodze pomyśl o mnie, a zjawi się mój jednorożec, który będzie walczył dla ciebie, albo przekaże mi wiadomość, jeśli tego sobie zażyczysz. 

- Jestem ci bardzo wdzięczna - skinęłam w jej kierunku delikatnie głową i odeszłam od stołu. Nasze konie stały już osiodłane. Wskoczyliśmy na siodła i ruszyliśmy dalej. Do następnego przystanku dzieliły nas dwa dni drogi. 

- Li ... co wiesz o królu Edgarze? 

- To potężny władca pegazów. Mag o czarnej duszy, wybranek Estymy. 

- Ty tak na poważnie ? - spojrzałam na nią, na co pokiwała głową. 

- Tak. Edgar i Estyma kochali się, powiedziałabym nawet bardzo. Chcieli połączyć królestwa, jednak Shila im w tym przeszkodziła, wyzwalając w Edgarze jego mroczną część duszy. 

- Czy wszyscy w tym królestwie są powiązani w jakiś sposób z Estymą? - westchnęłam 

- Estyma jest bardzo znana. Pomijając fakt, że jej ziemie utrzymały się najdłużej pod jej władzą, jest bardzo przekonującą osobą. Praktycznie większa część naszej populacji ją zna - powiedziała

- Zapowiada się ciekawe spotkanie.

Kiedy zapadł zmierzch, rozłożyliśmy prowizoryczny obóz na polanie. Rozpaliliśmy ognisko i ustawiliśmy warty. Pierwszą obrałam ja. Najpierw wzbiłam się wysoko w powietrze przeczesując okolice, w poszukiwaniu czegoś niepokojącego, jednak kiedy nic nie wypatrzyłam wylądowałam niedaleko ogniska i wdrapałam się na drzewo. 

Otuliłam się płaszczem i przysiadłam na gałęzi, wtapiając się w las. Chris i Li dawno już spali kiedy w krzakach po drugiej stronie polany coś zaczęło się ruszać. Spięłam mięśnie i mocniej chwyciłam łuk. 

Gdzieś w ciemności usłyszałam cichy syczący szept : 

- Cassandro, chodź tutaj ... 

Wstałam z gałęzi i poszybowałam cicho na środek polany. Krzaki znowu się ruszyły, więc wycelowałam łuk w ich stronę i ruszyłam cicho w kierunku dźwięku. Spojrzałam w krzaki i zauważyłam małą wiewiórkę, która powodowała ten dźwięk. Odetchnęłam głęboko ze zdenerwowania. 

Kiedy chciałam się odwrócić w stronę Chrisa i Li poczułam na brzuchu i ustach silne dłonie które złapały mnie i pociągnęły w stronę lasu. Zaczęłam się szarpać spanikowana. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do linii drzew kiedy moje ciało zareagowało samo przypominając sobie wszystkie techniki walki. Zasadziłam napastnikowi siarczystego łokcia w brzuch i kiedy zwinął się z bólu i jego uścisk zelżał wyciągnęłam sztylet z buta i wbiłam w ramię mężczyźnie. W końcu mnie puścił, a ja obracając się wymierzyłam idealnego kopniaka w jego głowę. Widać był na tyle mocny, że facet padł na ziemię jak kłoda. Niewiele myśląc wyciągnęłam kawałek liny, którą zawsze przy sobie nosiłam,związałam mu ręce i zaczęłam się wydzierać :

- Li , Chris ... wstawajcie - jednak odpowiedziała mi głucha cisza. 

Odwróciłam się w stronę ogniska, jednak miejsca w których spali były puste. Moje serce zaczęło kołatać w piersi, ze zdwojoną siłą. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 30, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Fall in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz