Rozdział 5

8 5 0
                                    

- Cholera jasna - mruknęłam pod nosem jednocześnie naciągając cięciwę łuku i celując w szperacza ukrytego za krzakami. Mimo że patrzył w moją stronę, wiedziałam że jeszcze mnie nie zauważył.

Strzała pomknęła z cichym światem i utkwiła prosto między oczyma wilka.
Zsunęłam się najszybciej jak umiałam z drzewa i pobiegłam do jaskini, przy okazji szukając oznak szperaczy i innego szajsu który może  nas śledzić.
Wpadłam pędem do jaskini prawie potykając się o własne nogi.

- Christopher wstawaj natychmiast ! - zaczęłam szarpać go za ramię.
Chłopak usiadł i przetarł dłonią oczy, jednak widząc moje przerażenie momentalnie wytrzeźwiał.

- Co się stało? 
Zignorowałam jego pytanie i w zabójczym tempie zaczęłam zacierać ślady i siodłać konie.

- Cassi co się dzieje? - zapytał tym razem ostrym tonem 

- To nie czas na tłumaczenia, właśnie zabiłam szperacza. 

- Cholera- zerwał się na równe nogi, trochę za szybko i musiał podtrzymać się ściany. 

- Chris musisz znaleźć w sobie siłę, nie możemy zostać w tym lesie ani chwili dłużej. Nie wiem ile widział szperacz, a wiesz ze to kwestia godziny i wszyscy będą wiedzieli. Na razie mamy szansę uciec, póki panuje mrok. Później jesteśmy zgubieni. 

I ja i on wiedzieliśmy ze musimy dokonać rzeczy niemożliwej. Wydostać się z lasu w mniej niż dziewięć godzin, gdzie optymalny czas waha się w przedziale od jednego do dwóch dni. I jeśli wyjechalibyśmy od razu mielibyśmy godzinę przewagi nad innymi stworami. 

Chłopak w miarę zwinnie wskoczył na siodło, a ja tuż za nim. Wygalopowaliśmy z jaskini i ruszyliśmy najszybciej jak mogliśmy na północ. Po godzinie znacznie oddaliliśmy się od naszej byłej kryjówki, wiec pozwoliłam zwolnić tempa naszym koniom, które i tak były wytrzymałe utrzymując takie tempo przez tak długi czas. Popatrzyłam w niebo, próbując rozeznać się w terenie. Jeszcze tylko trochę i wyjedziemy z tego zakichanego lasu. Co dziwne na razie nigdzie nie widziałam nikogo, kto mógłby nas gonić. Oczywiście cieszyło mnie to, ale było zbyt podejrzane, żeby mogło być piękne.

I oczywiście nie mogłam się mylić. Gdy cudem dotarliśmy do granicy lasu przed świtem, zauważyłam rozłożone obozowiska wszystkich istot mieszkających tutaj.
Oni wiedzieli że prędzej czy później się tu zjawimy, a teraz nie było odwrotu. Byłam prawie pewna że za nami zmierzają dodatkowe oddziały.
Znaleźliśmy się w pułapce. 

- Christopher stój - szepnęłam do drzemiącego chłopaka - spójrz przed
siebie. 

- Cudownie. Poranna kawka z naszymi dobrymi znajomymi. To właśnie lubię. Na śniadanie niespodzianka. - prychnął cicho

- Musimy się pospieszyć, za nami już pewnie idą tropiciele.
Chłopak zamyślił się na chwilę i dostrzegłam błysk w jego oczach. Kiedy wytłumaczył mi swój plan nie wiedziałam czy najpierw mam zejść na zawał czy zacząć się histerycznie śmigać. 

- To się nie może udać. 

- Nie przekonasz się dopóki nie spróbujemy, albo wymyśl lepszy sposób. - wiedziałam, że innego sposobu nie ma, więc westchnęłam tylko cicho - To jak, zaczynaj to swoje czary mary i wszystko będzie dobrze.

Westchnęłam i cicho zabrałam się do pracy. Ukryć magię przed innymi magami to jedno, a odszukać jej pokłady w swoim ciele to drugie. Czułam ją, ale mój dostęp do niej był ograniczony. Udało mi się przemienić nasze konie w wiewiórki co nie było trudne, ale wykończyło mnie na tyle, ze nie dałam rady nic więcej zrobić. 

Fall in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz