Liam
— SKU-RWY-SY-NIE!
Nie zdążyłem nawet zareagować, zanim czerwony nóż motylkowy wbił się w blat stołu, zaledwie kilka centymetrów od mojej ręki. Paradoksalnie byłem na to przygotowany.
— Cześć, Jack — rzuciłem spokojnym tonem, podnosząc wzrok na chłopaka i uśmiechając się lekko na widok jego jaskrawozielonych włosów i pewnego siebie uśmieszku. Cały Jack Fleans, zresztą już wam o nim mówiłem.
Nie?
No więc Jack był moim kumplem od przedszkola, co oznaczało, że znałem go nawet dłużej niż Cole'a, Simona i Denise, chociaż chodził po tym świecie o rok krócej do nas. Kiedy byliśmy młodsi, cały czas trzymaliśmy się razem, byliśmy praktycznie nierozłączni. Ale później zacząłem nabierać przypuszczeń — dość uzasadnionych, pragnę zaznaczyć — że poziom inteligencji Jacka w owym przedszkolu pozostał, a w każdym razie dość szybko do niego wrócił. Dowodem mógł być wspomniany wcześniej nóż, nadal wystający z blatu. I to, że miał w zwyczaju wysławiać się, jakby miał zwarcie obwodów.
No i, tak przy okazji, był najlepszym przyjacielem Margo. Jak do tego doszło? Nie wiem.
— Coo-tam? — zapytał chłopak, jak gdyby nigdy nic, siadając naprzeciwko mnie i zabierając jedną z moich kanapek. — Jak życie, przyjacielu?
Przewróciłem oczami, bo zacząłem się już domyślać, do czego zmierzała ta rozmowa. Czerwone ostrze wciąż sterczało z blatu, ale żaden z nas nie wydawał się tym specjalnie przejmować, chociaż parę osób siedzących przy sąsiednich stolikach co jakiś czas zerkało w naszą stronę.
— Nie, nie pijemy dzisiaj u mnie — zaznaczyłem od razu. Właściwie to nigdy nie piliśmy u mnie, ponieważ nie należałem do osób, które często imprezują, ale dla Fleansa każdy powód był dobry. Szkolna drużyna wygrała mecz? Trzeba to opić! To nie była nasza drużyna? Trzeba to opić! W sumie jednak nie było żadnego meczu? Za późno, już kupiłem piwo!
— No daj spokój! — Jack odchylił się do tyłu na krześle. — Nie o to mi chodzi. Jakieś fajne synki? — Uderzył mnie w ramię, co prawdopodobnie miało być przyjacielskim gestem, ale i tak trochę zabolało.
— Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem gejem? — spytałem rozbawiony, kończąc jeść ostatnią kanapkę, zanim Jack zdążył się do niej dorwać.
— Jesteś pewien?
— Całkowicie.
Jak na zawołanie, gdy tylko wypowiedziałem to słowo, obok mojego stolika przeszła Veronica. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i pomachała do mnie dwoma palcami, bo pozostałymi trzymała plastikową tacę. Bez wahania zerwałem się z krzesła.
— A-tyy do-kąd? — zawołał za mną zaskoczony Fleans, a kiedy nie odpowiedziałem, wyciągnął swój nóż i pobiegł za mną przez stołówkę, na szczęście składając wcześniej broń i chowając ją do kieszeni bluzy. — Mówię do ciebie, ciemna maso!
— Cześć, Ronnie — powiedziałem, zatrzymując się kilka kroków przed blondynką.
— Cześć — Znów się uśmiechnęła, odgarniając z twarzy pasmo jasnych włosów. Zakodowałem w pamięci, żeby kiedyś zdobyć się na odwagę i zrobić to za nią. Tylko może kiedy w pobliżu akurat nie będzie Jacka. Dziewczyna niepewnie spojrzała na mojego kumpla, a kiedy dotarło do mnie, że powinienem ich sobie przedstawić, wyciągnęła do niego rękę, bo najwyraźniej uznała, że musi sobie sama poradzić.
Ipkiss, idioto!
— Veronica — przedstawiła się, a jej głos zabrzmiał wyjątkowo melodyjnie jak na kogoś, kto tylko wypowiedział swoje imię.
CZYTASZ
Where Do Broken Hearts Go? ✔
Kurzgeschichten"Ludzie mówią, że przyjaciele nie niszczą się nawzajem. Cóż oni wiedzą o przyjaciołach?" ~ Game Shows Touch Our Lives/ The Mountain Goats * * * Liam goni za marzeniem. Nie myśli o konsekwencjach, idzie przez życie tanecznym krokiem idioty, podczas...