31. Ten Jeden Z Marszem Pogrzebowym

139 83 32
                                    

Denise

Ustalmy fakty. Każda ławka ma do kompletu dwa krzesła, a to obok mnie było puste. Zwykle zajmował je Cole, bo z całej grupy tylko z nim miałam te zajęcia, ale nie siedzieliśmy razem od dłuższego czasu. Wydawało mi się to smutne, ale nagle przestało, kiedy podniosłam wzrok i zauważyłam wchodzącego do sali Petera i odruchowo się uśmiechnęłam. Może to było dziwne, a może nie i tylko mi się tak wydawało, ale naprawdę go polubiłam. Zwykle potrzebowałam na to czasu, ale może... Może powinnam przestać odcinać się od świata? 

Może powinnam zacząć zauważać innych chłopaków poza Liamem Jospehem Ipkissem? Był zabawny, przystojny... Nie znałam go zbyt dobrze, ale kiedy przymknęło się oko na fakt, że nie był Liamem, całkiem dobrze nam się rozmawiało.

Podniosłam rękę i pomachałam do bruneta, który od razu odwzajemnił gest, również szeroko się uśmiechając. Jakby czytając mi w myślach, wskazał na krzesło obok mnie, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, na wolne miejsce opadł nagle Cole, jakby ktoś wystrzelił go z katapulty pod wyjątkowo dziwnym kątem — miał potargane włosy, przyśpieszony oddech i zdenerwowaną minę.

— Cześć — wykrztusiłam zaskoczona. — Co się stało?

— Po prostu, kurwa, siadaj. Błagam.

Wytrzeszczyłam oczy, ale faktycznie usiadałam, posyłając Peterowi przepraszające spojrzenie i wciąż zdziwione spojrzenie. Poczułam ucisk w żołądku, bo naprawdę chciałam z nim trochę pogadać. Niby nie był częścią paczki, niby musiałam mu tłumaczyć, kim są Margo i Simon, ale może nawet było w tym coś fajnego. Dawno nie rozmawiałam z kimś, kto nie znał mnie na wylot i kogo mogłam dopiero odkryć.

— Co się stało? — spytałam znowu, skupiając się już całkowicie na Cole'u. — Wyglądasz na zdenerwowanego.

— Jesteś nadludzko spostrzegawcza — oznajmił zgryźliwie, na co zrobiłam urażoną minę, bo przecież nie miał powodów, żeby tak mnie traktować. Chłopak westchnął. — Dobra, przepraszam. Chowam się przed... przed kimś — dokończył po krótkim wahaniu.

— Przed kim? — Zmarszczyłam brwi. Kto mógł być tak przerażający, by wystraszyć Cole'a Richardsa? Jedynymi osobami bardziej nieustraszonymi i pewnymi siebie byli chyba tylko Margo i Jack, z tym że ten drugi po prostu nie ogarniał konsekwencji żadnego ze swoich czynów, a to właśnie myśl o konsekwencjach zwykle budziła w ludziach lęk. Margo natomiast chowała strach tak głęboko w sobie, że w końcu sama przestała go zauważać.

— Nieważne.

— Powiedz albo wypierdalaj z mojej ławki — powiedziałam kategorycznym tonem. Nieważne, że była to też jego ławka.

Ciemnowłosy spojrzał na mnie z ukosa, po czym wywrócił oczami. 

— Gdyby twoje cycki były tak duże jak wścibski nochal, byłabyś niezwykle atrakcyjną kobietą.

— Pierdol się — rzuciłam w odpowiedzi, teraz naprawdę zirytowana. Odwróciłam się w stronę tablicy i z hukiem otworzyłam podręcznik, przez co siedzący przed nami Dean i Alice obejrzeli się przez ramię. 

Wy też się pierdolcie, pomyślałam.

— Ej no, przecież wiesz, że żartowałem! — Cole zaśmiał się lekko i objął mnie ramieniem. — Masz uroczy nosek, gnomku. Może być?

— Tak lepiej — przyznałam, ale dalej starałam się skupić na lekcji, a przynajmniej sprawiać takie wrażenie. 

— Serio, nie gniewaj się. Jestem wredny i za to mnie kochasz, ale naprawdę jesteś ładna.

Where Do Broken Hearts Go? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz