Denise
Do: Mango
Co to było?Wysłałam wiadomość, po czym schowałam telefon do kieszeni i mocniej otuliłam się kurtką. Nie było aż tak zimno, ale miałam ochotę ukryć się w środku własnego ubrania i stać się niewidzialna. Kiedy zaryzykowałam spojrzenie przez okno do środka kawiarni, zauważyłam Liama i Margo, siedzących teraz po zupełnie innej stronie, jak najdalej od wejścia. Przy naszym starym stoliku.
Peter wyszedł z Gremium kilka minut później. Na zewnątrz było szaro i chłodno, ale do wytrzymania.
— Powiedziała, że nie ma jak nam zapakować napoi... Ale potem dodała, że nie chce stracić szklanek ani klientów i przelała je do butelek. — Podniósł do góry butelkę po wodzie, teraz wypełnioną czymś jasnym, pewnie moim shake'em. — Ciekawe miejsce.
— Dzięki — powiedziałam, biorąc od niego napój. Ciasta były w jednym pudełku, więc chłopak uparł się, że sam je poniesie. — I przepraszam za... to. — Nie bardzo wiedziałam, jak mam nazwać to, co się przed chwilą stało. — Teraz mi głupio.
— Aj tam, aj tam. Takie rzeczy się zdarzają — oznajmił i wzruszył ramionami. — Widzisz frajera, chowasz się za ciastem, on przez pięć minut stoi w progu, a potem zza winkla wyskakuje jakaś laska w kapeluszu bossa mafii i trzeba wyjść oknem. Normalka.
Spojrzałam na niego z ukosa, ale Peter faktycznie nie wyglądał na zdenerwowanego. Raczej na... zmartwionego?
— Mówię serio. — Szturchnął mnie ramieniem. — Nie przejmuj się. Ale gdybyś chciała pogadać...
Westchnęłam. Razem ruszyliśmy przez parking.
— To chyba jest trochę skomplikowane — palnęłam.
— Okej. A gdzie właściwie idziemy? — spytał, biorąc łyk kawy z butelki. Vanessa miała świetne pomysły. — Zaczyna padać — zauważył i wyciągnął rękę przed siebie.
— Cholera — mruknęłam w odpowiedzi.
— I kto tu przeklina?
Zerknęłam na niego, ale na widok szerokiego uśmiechu odpowiedziałam tym samym.
— Em... Możemy pójść do ciebie, jeśli to dalej aktualne — odezwałam się po krótkim namyśle. Czytałam sporo książek, w których tego typu rozwiązania na pierwszej randce okazywały się fatalnymi pomysłami, ale Peter nie wyglądał na maniaka z siekierą.
— Pewnie. — Wzruszył ramionami. — Jeśli nie obawiasz się, że dołączę cię do mojej kolekcji poćwiartowanych zwłok, które trzymam w piwnicy — dodał, jakby czytał mi w myślach, na co parsknęłam śmiechem. — A tak poważnie, to raczej nie jest to miejsce na najbardziej romantyczną randkę w historii. Ale, oczywiście, zapraszam. Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte.
— Cóż za gościnność w stosunku do obcych. A co jeśli to ja zamierzam cię zamordować, a później zarobić na twoich organach?
— Bardzo chętnie dodam trochę wkładu własnego do oszczędności na twoje studia.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, kiedy zatrzymaliśmy się obok zielonego Jeepa. Był porysowany w dwóch miejscach, a w tylnych drzwiach miał spore wgniecenie, ale poza tym wyglądał nieźle.
— Fajne auto — zauważyłam. Blake otworzył przede mną drzwi od strony pasażera.
— Rodzice mi pożyczyli za względu na okazję — mruknął, spuszczając wzrok na swoje buty. Chyba nie odebrał moich słów jako komplementu, przez co momentalnie zrobiło mi się głupio. Znowu. — Chciałem po ciebie przyjechać, ale w środku jebie tymi cytrynowymi ustrojstwami.
CZYTASZ
Where Do Broken Hearts Go? ✔
Short Story"Ludzie mówią, że przyjaciele nie niszczą się nawzajem. Cóż oni wiedzą o przyjaciołach?" ~ Game Shows Touch Our Lives/ The Mountain Goats * * * Liam goni za marzeniem. Nie myśli o konsekwencjach, idzie przez życie tanecznym krokiem idioty, podczas...