Rozdział 4

151 25 4
                                    

Obok kanapy leżał pijany w trzy dupy Gerard a na stole stało z kilkanaście butelek po piwie i puste opakowanie po papierosach. Wow, nawet nie wiedziałem że mamy w domu tyle alkoholu. No cóż, chyba mądrze by było zobaczyć co się z nim stało i czy w ogóle żyje. Przyłożyłem policzek do jego nosa i uznałem, że oddycha, więc zacząłem go budzić.
- Gerard... Geeeeraaard... Gerard, kurwa mać! - Trzasnąłem go w policzek po czym chłopak otworzył oczy i zaczął się nieprzytomnie rozglądać po pomieszczeniu.
- Co... Gdzie ja... Kim ja jestem? Kim ty jesteś? - Wybełkotał przy okazji chuchając mi w twarz smrodem alkoholu.
- Jesteś u siebie w domu na podłodze, nazywasz się Gerard a ja to Frank. Pamiętasz już może dlaczego do chuja wafla schlałeś się gdy wyszedłem po zakupy? - Jego zielone oczy zaszły łzami.
-Lindsey... - Czerwonowłosy nagle zaczął płakać.
- Co Lindsey? Teraz się uspokój i idź spać, jutro pogadamy jak wytrzeźwiejesz - Dopiero teraz zauważyłem że rzeczywiście odkąd wróciłem z zakupów jej nie ma.
- Frankie, śpij ze mną - poprosił chłopak.
- C-co? Nie, jesteś pijany, ja... Nie - Zmieszany zacząłem się plątać w mojej wypowiedzi.
- Proszę, Frankie, ja... Ja się boję, tak bardzo cię proszę... - Gerard przytulił się do mojego boku i zaczął histeryzować jeszcze bardziej. - Mój kochany przyjacielu, nie zostawiaj mnie, nie opuszczaj... Frank...
- No dobrze, Gee - ostatecznie zgodziłem się i wstałem by iść po wodę dla nas obojga. - Idź już do sypialni, zaraz się do ciebie położę.
- Nie opuszczaj mnie, czekaj... - Chłopak dalej był przylepiony do mojego boku i szedł za mną.
Gdy już się napiliśmy kazałem Gerardowi się przebrać w piżamę a sam udałem się do łazienki aby zrobić to samo. Po powrocie do pokoju zauważyłem, że mój współlokator już leży w łóżku, więc po prostu położyłem się na drugim końcu materaca i starałem się zasnąć. Ciągle jednak słyszałem płacz zielonookiego i czułem, jak nieustannie się wierci.
- Hej, wszystko okej? - Przysunąłem się do niego i stuknąłem go w ramię.
- Nic nie jest okej... - Odpowiedział chłopak pociągając nosem.
- Jutro porozmawiamy, dobrze?
- Mhm... Nie odsuwaj się, zostań tu, blisko mnie.
Przystałem na propozycję Gerarda i zostałem koło niego. Gdy już odlatywałem w krainę snu, poczułem jak obejmuje mnie od tyłu w pasie i przyciąga jeszcze bliżej siebie.
- Lubię cię, Frankie... - Szepnął.
- Mhm... Ja ciebie też, Gee - Mruknąłem. Po tej nocy byłem już pewny moich uczuć do Waya.

***
Następnego dnia obudziłem się z głową na klatce piersiowej czerwonowłosego. Ten jednak nie spał ale uważnie przyglądał mi się.
- Cześć - powiedziałem. - Nie śpisz już?
- Obudziłem się dopiero kilka minut temu - odrzekł ziewając. - Ale nawala mnie łeb.
- Ja na twoim miejscu bym się nie dziwił po tym co wczoraj odjebałeś.
- I to dlatego śpimy w jednym łóżku? Błagam, nie mów mi tylko że zrobiłem wczoraj coś głupiego.
- Oprócz upicia się, klejenia się do mnie i płakania to nie.
- O mój Boże... - Gerard ukrył twarz w dłoniach. - Przepraszam, już ci wszystko wytłumaczę. Ale jeszcze jedna rzecz... Czy my... No wiesz o co mi chodzi... Z racji tego, że śpimy razem...
- Haha, nie - zaśmiałem się. - A co, chciałbyś?
- Może - odpowiedział chłopak uśmiechając się. - No dobra, wstajemy!
Jednak zanim zdążył podnieść się z łóżka opadł na nie z powrotem i jęknął.
- Wiesz co? Dzisiaj wyjątkowo będę miły i przyniosę ci śniadanie do łóżka - zaproponowałem.
- I jeszcze papierosa i kawę.
- I co, może jeszcze papućki i telewizorek? - Gerard się zaśmiał na moją odpowiedź. - Dobra, będziesz miał to wszystko ale na razie tu leż i opowiesz mi co się stało z Lindsey.
Zostawiłem chłopaka w łóżku i poszedłem do łazienki się ogarnąć a potem do kuchni zrobić śniadanie. Usmażyłem mu jajecznicę i zrobiłem kawę, obok położyłem też tabletki na kaca. Na papierosa wyjdziemy sobie później na balkon, akurat jest ładna pogoda to zawsze się złapie jakiegoś świeżego powietrza. Ze śniadaniem w rękach skierowałem się do sypialni.
- Proszę - powiedziałem podsuwając mu jedzenie pod nos.
- Uuu, wygląda smacznie.
- No dobra, a teraz jedz i opowiadaj.
- Ech... No więc - zaczął Gerard. - Gdy wyszedłeś Lindsey zaczęła się do mnie kleić ale jak jej powiedziałem, że dzisiaj nie chcę to zrobiła aferę, zaczęła się drzeć i powiedziała, że jesteś bezdomnym żulem więc powiedziałem żeby cię nie obrażała i że z nią zrywam a ona wściekła się jeszcze bardziej i powiedziała że pożałuję. No to zacząłem pić. Dużo pić. Resztę chyba znasz.
- Zerwałeś z nią... - zdziwiłem się. - ...bo mnie obraziła?
- N-no tak... Chyba bez sensu jest być z osobą która nie toleruje moich przyjaciół.
- Jesteś uroczy, Gee - uśmiechnąłem się.
- "Gee"... Podoba mi się to zdrobnienie - zarumienił się chłopak. - W ogóle pamiętasz może mniej więcej o której dzisiaj kończą pracę twoi rodzice?
- Yyy... Późno raczej, pamiętam że w czwartki wracali wieczorami.
- No to jedziemy po twoje rzeczy. Wziąłeś klucze od domu jak uciekałeś?
- Ej ej, czekaj chwilę - ostudziłem jego zapał. - Czujesz się na siłach aby prowadzić samochód? Rodzice mieszkają na drugim końcu miasta.
- Jasne, czuję się lepiej - zapewnił mnie zielonooki. - No, może trochę boli mnie głowa, ale to nic. Masz te klucze?
- Nie, ale zawsze mamy zapasowy klucz pod wycieraczką.
- No dobra, to szykuj się i lecimy.
Po dojechaniu do mojego starego domu zajrzeliśmy pod wycieraczkę. Na szczęście klucz spokojnie tam leżał a po wejściu do środka zauważyliśmy że rzeczywiście nikogo nie było. Mogliśmy szybko pójść do mojego pokoju i zabrać wszystkie rzeczy, oprócz mebli oczywiście. Wzięliśmy też kilka siatek z szafki w korytarzu żeby mieć w co wsadzić moje własności. Uwinęliśmy się z tym dosyć szybko. Po wszystkim zamknęliśmy drzwi wejściowe i położyliśmy klucz na jego miejsce. Wsiedliśmy w samochód i odjechaliśmy do siebie.
Było tego wszystkiego dużo. Gerard obliczył, że we dwóch będziemy musieli zrobić z 4 kursy. Chodziliśmy więc tak po schodach z siatami, a że mieszkaliśmy na 5 piętrze bez windy po wniesieniu wszystkiego byliśmy bardzo zmęczeni. Uznaliśmy, że za taką ciężką pracę fizyczną przyda nam się nagroda w postaci papierosa i opierdalania się na kanapie przez resztę dnia.
Była już 14 więc na obiad zamówiliśmy sobie pizzę. Martwiła mnie jeszcze jedna rzecz. Gdy Gerard był pijany, mówił mi że się boi. Czego mógł się bać? I dlaczego zaczął pić, a nie na przykład rysować czy śpiewać? Mam nadzieję, że nie zrobił sobie krzywdy tak jak ja w przeszłości...

'Cause The Hardest Part Of This Is Leaving You //FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz