Rozdział 7

146 18 19
                                    

POV Frank

Na lewo był tylko długi korytarz i dużo drzwi, zapewne do innych pokojów. Każde miały inny kolor. Dziwne. Lindsey ma tak pewnie, żeby wiedzieć kto gdzie siedzi, bo mogę się założyć, że to nie pierwszy raz gdy odwala coś takiego. Normalnie wolałbym tam nie zaglądać, ale muszę znaleźć jakiś telefon. O Boże, tak bardzo bym chciał, żeby obok mnie był teraz Gerard. Tak bardzo mi go brakuje, jego ciągłego narzekania, tego, jak się czasem uśmiecha, jak mnie przytula... Nie czułem nigdy niczego podobnego do drugiego człowieka. Czy to miłość? Tak, chyba tak.

Postanowiłem wejść do pokoju z niebieskimi drzwiami. Zamknięte. No trudno. Fioletowe natomiast były otwarte, a w zamku siedział klucz. Wszedłem do środka wcześniej biorąc klucz i zamykając drzwi za sobą. Pomieszczenie wyglądało identycznie jak lokum, w którym się obudziłem. Pod ścianą, tym razem w kolorze fioletowym, stało krzesło i biurko, a na nim leżał telefon. Ale ja mam szczęście! Szybko dorwałem się do komórki i wykręciłem numer do Gee.

- Halo? - Gdy usłyszałem jego głos prawie krzyknąłem z radości.

- Gee, to ja, Frank, Lindsey mnie porwała i teraz siedzę w takim pokoju z fioletowymi ścianami - zacząłem chaotycznie opowiadać chłopakowi o mojej sytuacji. - Przyjeżdżaj szybko, uratuj mnie i...

- Frankie?! - Po drugiej stronie Way aż gotował się ze szczęścia. - Matko Boska Częstochowska, nawet nie wiesz jak się cieszę! Właśnie siedzimy z Rayem w samochodzie, tak myślałem, że to ta sucz...

Żołądek podszedł mi do gardła kiedy usłyszałem szczęk zamka i dźwięk otwieranych drzwi. Pewnie miała drugi klucz.

- Tu cię mam, ty kaleko życiowa! - O nie. Lindsey. - Mało ci? Widzę, że lubisz jak cię boli.

- Co tam się dzieje? - Usłyszałem przestraszony głos Gerarda dochodzący z głośnika telefonu. - Frank, wszystko okej? Za 5 minut będę!

- Przyjedź tu jak najszybciej! Gee, ratuj mnie! - Ledwo zdążyłem wykrzyczeć te słowa do komórki a dziewczyna wyrwała mi smartfon z ręki i trzasnęła nim o ziemię. Urządzenie rozleciało się w drobny mak.

- Och, mały Frankie od razu dzwoni do swojego kochasia? - Zadrwiła Ballato a po chwili się uśmiechnęła. - Wiesz co? Mam tutaj takiego kolegę, też jest gejem, może chciałby się z tobą... Zapoznać.

- Co? N-nie, ja... - Zląkłem się jeszcze bardziej i zacząłem się wycofywać po ścianę. - Nie jestem gejem.

- Nie?! To dlaczego do jasnej cholery kochasz Gerarda?! - Kobieta wyjęła z kieszeni pudełko szpilek. - Nie zaprzeczaj, to widać. On ciebie zresztą też. Ale tylko ja mogę być jego dziewczyną a nie jakiś pedał jak ty!

Oczy zaszły mi łzami. Skąd ona do kurwy nędzy wie, że bardzo się przejmuję wyzwiskami i przemocą psychiczną? Poza tym, czy wspomniała o tym, że Gerard mnie... Kocha? Nie, nie ma takiej opcji, musiała się pomylić. Kto by kochał takiego śmiecia jak ja?

- Po co ci te szpilki?

- Po to - Lindsey podeszła do mnie wbiła mi jedną z nich w ramię. Syknąłem z bólu. Ponowiła torturę jeszcze kilka razy a potem wyjęła ostrza z mojego ciała i schowała z powrotem do opakowania.

- Zaraz zawołam tego chłopaka, o którym ci wspominałam, na pewno mu się spodobasz - uśmiechnęła się złośliwie. - Jesteś tak niski i mały, że trudno będzie ci się wyrwać. Zaraz wracam.

'Cause The Hardest Part Of This Is Leaving You //FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz