Rozdział 2

235 29 11
                                    

Przede mną kucał właśnie przystojny chłopak ze sklepu.
- C-co ty tu robisz? Kim jesteś i jak mnie znalazłeś? - Wydusiłem.
- Widziałem cię w markecie, wydałeś mi się interesujący no i jakoś tak wyszło - powiedział z uśmiechem nieznajomy. - Jestem Gerard. Dlaczego tu siedzisz? Opowiedz mi o sobie.
- No ja przepraszam kurwa bardzo, widzę cię pierwszy raz w życiu i mam ci opowiedzieć o sobie? Na dodatek śledziłeś mnie tylko dlatego, że "wydałem ci się interesujący". Idź się leczyć, psycholu!
- To może ja zacznę...
- WYPIERDALAJ STĄD CWELU! - Wrzasnąłem, wstałem i z całej siły wypchnąłem intruza na zewnątrz opuszczonego domu.
- Chciałem tylko być miły... - Odpowiedział Gerard zza drzwi.
- Jesteś głuchy czy głupi?! - Krzyknąłem i z powrotem usiadłem pod ścianą.
Z biegiem czasu zacząłem żałować, że wyrzuciłem Gerarda. Może mógłby mu pomóc? Wyglądał na niewiele starszego. No i był przystojny, bardzo przystojny. Dziwne, że zainteresował się kimś pokroju Franka Iero. Po godzinie grzania tyłka na brudnej podłodze postanowiłem podnieść się i zrobić coś pożytecznego. Zrobiłem sobie bułkę z masłem, wziąłem butelkę wody i poszedłem się przejść zobaczyć czym mógłbym się zająć w najbliższym czasie. Po wyjściu ujrzałem migoczący neon jakiegoś klubu, na którego wcześniej nie zwróciłem uwagi. Już było jasne, że pójdę tam upić się w trupa a potem obudzić się w rowie. Dalej było mi przykro z powodu rodziców, a
jak wszyscy wiemy alkohol to najlepszy sposób aby przynajmniej na chwilę zapomnieć o problemach.
- Najmocniejsze co macie - Wyłożyłem pieniądze na blat i zacząłem pić do nieprzytomności. Po ósmym napoju urwał mi się film, jednak obsługa lokalu raczej długo nie zapomni co się wydarzyło tamtejszej nocy. Po szarpaninie z ochroniarzem ostatecznie zostałem wyrzucony z lokalu. Chciałem wrócić do "domu", jednak w moim stanie było to zbyt ciężkie i zanim zrobiłem dwa kroki upadłem na ziemię i straciłem przytomność.

Obudziłem się po południu z ogromnym bólem głowy. Nie leżałem jednak na chodniku ani w rowie, ale w miękkiej i ciepłej pościeli. Gdy skojarzyłem te fakty natychmiastowo otrzeźwiałem i otworzyłem szeroko oczy. Byłem w kompletnie nieznanym sobie miejscu. Pościel, w której spałem miała kolor zielony w różowe kwiaty, a naprzeciwko mnie stało drewniane biurko z porozwalanymi na nim rysunkami. Rolety były odsłonięte, przez co musiałem mrużyć oczy. Ściany pomalowane zostały na czerwono a meble były ciemne. Kiedy już obejrzałem całe pomieszczenie, do pokoju wszedł zapewne właściciel domu.
- Hej, jak się spało? - Spytał wesoło czerwonowłosy.
- To znowu ty! Wytłumacz mi wszystko, co ja tu robię, kim jesteś i czego ode mnie chcesz a potem sobie stąd pójdę - zażądałem.
- No dobrze. Zacznijmy od początku. - spoważniał Gerard. - Wracałem o jakiejś 4 nad ranem z urodzin mojego kolegi i zobaczyłem jakiegoś człowieka leżącego na poboczu. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że to ty, więc wziąłem cię do siebie.
- Czy ty jesteś normalny? Najpierw mnie śledzisz bo ci się spodobałem a potem zabierasz mnie do siebie. Człowieku, czy ty słyszysz co ty mówisz? Poza tym dalej nie wiem kim jesteś - stwierdziłem.
- Może jakieś "dziękuję"? No więc, jak już mówiłem nazywam się Gerard. Mam 21 lat, lubię rysować i śpiewać i mieszkam tu sam.
- Em... Dziękuję za uratowanie mnie. Mam na imię Frank, mam 17 lat i lubię grać na gitarze. Uciekłem z domu i aktualnie mieszkam w jakiejś melinie. Tyle wystarczy? - Odparłem opryskliwie.
- Nie ma sprawy - roześmiał się Way. - Możesz tu zostać ile chcesz, pójdziemy tylko po twoje rzeczy, bo z tego co widziałem jakieś wziąłeś ze sobą gdy uciekałeś.
- Taa... Po co w ogóle mnie ratowałeś? Mogłeś mnie zostawić w tym rowie i jakoś bym sobie poradził. Nie jestem przecież nikim szczególnym.
- Mam co do ciebie dobre przeczucia, Frank. Wydajesz się być spoko - uśmiechnął się czerwonowłosy.
- A ty wydajesz się być dziwny.
- Normalni ludzie są nudni, nie sądzisz? Poza tym, ty też nie wyglądasz na zwyczajnego - trafnie zauważył chłopak. - Palisz?
- Jasne. Właśnie chciałem się ciebie o to zapytać.
I tak spędziliśmy dobre pół godziny karmiąc swoje płuca dymem i rozmawiając o sobie. Przełamałem się co do Gerarda i byłem już mniej nieufny. Po zjedzonym śniadaniu postanowiliśmy pojechać jeszcze do opuszczonego domu po moje rzeczy abym mógł się na stałe zadomowić u Waya. Chciałem także pojechać do domu rodziców po wszystkie swoje rzeczy w czasie gdy ojciec i matka będą w pracy. Nie miałem zamiaru już nigdy do nich wracać.
- Gerard?
- Tak?
- Naprawdę mogę tu zostać ile chcę?
- Jasne, nie przeszkadza mi to, zdążyłem cię polubić, nie myliłem się z moimi dobrymi przeczuciami.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem na początku, po prostu się bałem, teraz też się boję ale mam już więcej zaufania. Po prostu... Niezbyt lubię poznawać nowych ludzi, okej? - Skrzywiłem się.
I tak spędziliśmy cały tydzień w ciągu którego zdążyliśmy się lepiej poznać i zakolegować. Poznałem nawet przyjaciół Gerarda, którzy okazali się tak samo weseli jak zielonooki. Dowiedziałem się też, że Way śpiewa w zespole zwanym My Chemical Romance. Spodobała mi się ich muzyka i gdy tylko mogłem chodziłem na próby aby posłuchać ich więcej.

***
Czy ta akcja przypadkiem nie toczy się zbyt szybko?

'Cause The Hardest Part Of This Is Leaving You //FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz