Nie Powinna.. #18

129 7 1
                                    

Ross unika tematu mojej rodziny.
Dalej czuje pustkę, a ten sam sen nawiedza mnie każdej nocy.
Rodzinka, krzyk i nicość.

Dzisiejszego dnia obudziłam się ponownie cała spocona. Wstałam umyłam się i przebrałam.
Ostatnio wybieram ciemniejsze kolory.
Czerń zaczął przeważać w moich outfitach, ale zawsze dodaje coś co musi dopełnić strój.
Zeszłam na śniadanie, blondyna nie było.
Rozejrzałam się po kuchni i zaczęłam robić jedzenie.
Zrobiłam najprostszą rzecz czyli zwykle płatki kulurydziane z mlekiem truskawkowym.
Po zjedzeniu posiłku poszłam do salonu i włączyłam telewizor.
Zauważyłam, że blondyn oprócz unikania tematu o mojej rodzinie zaczął unikać też mnie.
Muszę przyznać, że trochę mnie to dotknęło.

*Kilka godzin później*

Siedziałam w swoim pokoju i nagle usłyszałam trzask drzwi.
Wstałam na równe nogi i poszłam sprawdzić co się dzieje.
W przedpokoju stał zdenerwowany Ross

-Co się stało?- zapytałam i wpatrywałam się w niego.

-Nie ważne- powiedział szorstko i wszedł do swojej sypialni.

Poszłam za nim, gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam go siedzącego na łóżku z twarzą schowaną w dłoniach. Naprawdę musiało stać się coś bardzo poważnego.

-Ross powiedz co się stało- usiadłam obok niego. - Ross-

-Nic do jasnej cholery! - krzyknął i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Po chwili usłyszałam jak odjeżdża.

Zamurowało mnie.
Naprawdę nie mam pojęcia co mogło się zdarzyć, ale coś serio poważnego, skoro tak agresywnie zareagował.
Powolnie wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś obiadu, posiłku.
Otworzyłam lodówkę i wzięłam z niej mleko i jajka, później z szafek wyciągnęłam resztę potrzebnych składników na zrobienie naleśników.
Strasznie miałam na nie ochotę, chociaż z moimi zdolnościami do gotowania nie wiem czy ich nie zepsuje, przypale na patelni.
Pierwszy naleśnik mi się nie udał, drugi, trzeci... i tak do piątego.
Ale szósty wyszedł mi niemalże idealnie. Zrobiłam jeszcze kilka, oczywiście udanych.
Duma przepełniała moje serce.
Wyjęłam słoik czekoladowego kremu i pokroiłam banana.
Posmarowałam naleśnika i dodałam wcześniej pokrojony owoc.
Zrobiłam pierwszy gryz i od razu go wyplułam.

-Fuuuu! - krzyknęłam, nie mogąc uwierzyć jak spieprzyłam zwykle naleśniki.

Spojrzałam na pozostałe i z wielkim bólem je wyrzuciłam. Tak bardzo się napracowałam, żeby je zrobić i wszystko poszło na marne, ale co mogłam źle zrobić.
Przejrzałam wszystkie składniki, może któryś był zepsuty.
Mleko, jajka były w porządku, a ich najbardziej się obawiałam, chociaż gdyby były zepsute czułabym to.
Nie zastanawiając się już więcej na ten temat, wyjełam chleb i zrobiłam tosty z tym samym nadzieniem co miały być naleśniki.
Po kilku minutach mój brzuch już bolał z przejedzenia.
Położyłam się na kanapie w salonie i zasnęłam.

"-2 miliony za małą, tyle możemy zaoferować. - powiedział jakiś mężczyzna.

-2 i pół - targował się mój ojciec.

-2 albo meczcie się dalej z długami. - rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Bell powiedz coś, zgadzasz się? - spojrzał na moją matkę.

-Myślisz, że zgadzam się na sprzedanie własnego dziecka?! - rozpłakła się- Myślisz, że chce ją sprzedać. Lily nie jest przedmiotem, a jednak musimy to zrobić. Musimy sprzedać nasze maleństwo. Chociaż ona nie powinna cierpieć za nasze błędy. Nie powinna.... "

KupionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz