Podniosłam się, jednak ciebie obok mnie nie było.
Odszedłeś?
Cisza. Nie odpowiedziałeś. Dlaczego? Nie rozumiem.
Stałam na zakrwawionej drodze, ciecz zabrudziła moje białe trampki. Ciebie wciąż nie było. Moje dłonie trzęsły się, a oddech był nie codziennie płytki. Włosy powiewały w nieładzie, a podarte ubrania zwisały na moim smukłym ciele.
Czy ta krew jest moja?
Spojrzałam na dłonie, tylko lekkie zadrapania. Na nogach, a konkretnie kolanach również tylko zdarta skóra. Głowa też raczej cała.
Skąd ta krew? Tracę zmysły czy co?
Chwilę się zamyśliłam. Spojrzałam tępo przed siebie, lecz ciebie tam nie było.
Gdzie jesteś?
Znów cisza. Rozbrzmiewała ona we mnie głośniej niż krzyk.
Co się wydarzyło?
Nie mogłam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Tracę zmysły.
Nie mogę tu zostać, muszę się gdzieś schować. Jeszcze pomyślą, że komuś zrobiłam krzywdę. Przecież ja nie jestem do tego zdolna, prawda? Wierzysz mi? Przecież tam byłeś, obiecałeś... Czy to tylko moja interpretacja?
Zaczęłam sobie przypominać drobne szczegóły. Jednak to nie było nic konkretnego.
Ruszyłam przed siebie, potrzebowałam schronienia. Było już późno i ciemno, więc przemieszczanie się niezauważoną było proste. Skręciłam w kilka pobocznych alejek i dotarłam. Ale gdzie? Nie wiem.
Miejsce wydawało mi się znajome, a jednocześnie obce. Bez ciebie czuję się taka... taka pusta, bezwartościowa, samotna, obca w tym świecie. Czułam się źle.
Stanęłam pod zniszczonym budynkiem. Z jego ścian odpadał tynk z graffiti, a czerwone drzwi były w tak tragicznym stanie, że wcale nie były tam potrzebne. Okna powybijane, a dach dziurawy. Jednak coś mnie ciągnęło do tego miejsca.
Czy to ty? Chcesz, abym tam weszła?
Nie odpowiedziałeś. Dlaczego?
Ostrożnie zbliżyłam się do głównego wejścia, rozważnie chwyciłam za zimną, metalową klamkę. Myślałam, że jeśli to zrobię może wrócą jakieś wspomnienia. Myliłam się. Poza zimnym dreszczem nie odczułam nic więcej. Ostrożnie je uchyliłam. Dawno nikt tu nie był, bo drzwi strasznie skrzypiały i z trudem udało mi się je ruszyć. Przeszłam przez próg, po czym znalazłam się w zimnym i ciemnym pomieszczeniu. Niegdyś musiał być jasny i ciepły.
Włożyłam rękę do kieszeni mojej kurtki i wyciągnęłam z niej benzynową zapalniczkę.
Nacisnęłam kilka razy i płomień tańczył rozświetlając półmrok, który tam wcześniej panował.
Gdzie jesteś? Potrzebuje cię.
Czułam pustkę, cały czas. Bez ciebie nie ma mnie. Nie jestem już sobą, bez ciebie nie umiem żyć. Byłeś ze mną odkąd pamiętam, dlaczego odszedłeś?
Zapalniczka może nie dała dużo światła, ale za to emanowała przyjemnym ciepłem. Może ta noc nie była najzimniejsza, ale do ciepłych też bym jej nie zaliczyła.
Weszłam do kolejnego zrujnowanego pomieszczenia. Był to salon, poznałam go po kominku i dziurawych, zniszczonych kanapach. Podeszłam do omurowanego paleniska, było tam jeszcze trochę drewna. Podpaliłam je i usiadłam naprzeciwko. W jednej ze ścian znajdowało się wielkie okno, które ukazywało kolejne budynki nie różniące się niczym od tego. Przez nie wpadały do pomieszczenia promienie światła księżyca, co dawało przyjemną, tajemniczą aurę, która w tych okolicznościach wcale nie powinna do niej należeć.
Czyj jest ten dom?
Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Przez ciemność nie mogłam nic zobaczyć. Tylko różne kurtyny czerni.
Wstałam na równe nogi i wzięłam do ręki zakurzone zdjęcie stojące w ramce nad komunikiem. Fotografia przedstawiała rodzinę: kobietę, mężczyznę i dziecko.
Co się tu stało? Dlaczego wszystkie domy w tej okolicy są w takim stanie?
Odłożyłam ramkę na miejsce i ruszyłam rozejrzeć się po reszcie domu. Wyszłam na przedpokój, gdzie na środku stał mały, okrągły stoliczek z uschniętym kwiatem. Kiedy chciałam już wejść po popękanych schodach na górę, usłyszałam zbliżające się w moim kierunku głosy grupki osób.
Szybko zmieniłam plany i weszłam do małego, mało widocznego miejsca. Po panującym tam smrodzie i wystroju wywnioskowałam, że to toaleta. Spojrzałam w rozbite lustro i ujrzałam siebie. Złamaną, popękaną i brudną. W tym momencie bardziej utożsamiałam się z lustrem, niż sobą.
- Mówię wam, że widziałem dym. Ślepy jeszcze nie jestem – nieznajomi zbliżali się coraz bardziej, jeden z nich próbował już otworzyć drzwi.
- Ślepy może nie, ale przy zdrowych zmysłach również niekoniecznie. – powiedziała jedna z nich kpiącym głosem, a reszta zaczęła rechotać.
Po krótkim czasie udało im się dostać do pomieszczenia, a ja utknęłam w potrzasku. Znowu to przytłaczające uczucie bezradności.
Banda udała się do salonu, gdzie paliło się w kominku. Na szczęście nic tam nie zostawiłam, więc będę mogła się po prostu stąd ewakuować. Plan prosty, a wykonanie to już inna sprawa.
Wcale cię już nie potrzebuję! Poradzę sobie sama.
Zostawiłeś mnie, a ja jestem samowładnym organizmem i muszę sobie radzić.
Ostrożnie otwarłam drzwi i w ciemności ruszyłam ku wyjściu na dwór. Stawiałam ostrożnie kroki, gdy nagle już pod koniec jeden z paneli zaskrzypiał.
Cholera! To się nie dzieje! Gdzie to kurwy się podziałeś?! Miałeś mnie chronić!
Stanęłam w bezruchu. Jednak to zwróciło ich uwagę.
- Słyszeliście to? – wyszeptał jeden z mężczyzn.
- Tak, ja też to słyszałam. – odezwała się ciemno skóra kobieta.
- To pewnie tylko szczury, albo inne robactwo. Szkoda czasu. – mruknął młody chłopak.
- Alfred, idź z nożem to sprawdzić. – rozkazała jakaś kobieta.
- Ale czemu ja? – spytał Alfred, jeśli dobrze wnioskuję.
- Bo jestem tu szefem i daje ci takie zadanie, którego ty masz nigdy więcej nie kwestionować! – burknęła – Rozumiemy się?
- T-tak... - pokornie ruszył z zamiarem wykonania zadania.
Cholera, zauważy mnie! Co robić?
Zaczęłam panikować, chaotycznie rozglądałam się wciąż stojąc w bezruchu. Mężczyzna powoli szedł w moim kierunku, jednak jeszcze mnie nie dostrzegł. Postanowiłam wybiec i tak też zrobiłam. Powoli podniosłam mały kamyczek z kupy gruzu i rzuciłam nim w kierunku przeciwnym do trasy ucieczki. Kamyk uderzył o podłogę, mężczyzna ruszył za hałasem, a ja zaczęłam biec.
- Eliza! Ktoś tu był! Ucieka! – zaczął krzyczeć Alfred.
Wyznaczyła kilka osób i kazała mnie złapać. Powodzenia.
Wyskoczyłam z progu budynku jak poparzona, a nogi same mnie niosły przed siebie. Adrenalina zawładnęła mną i zmęczenie nie miało prawa dojść do głosu.
Gdzie jesteś?
Biegłam tak długo, aż nie zgubiłam śledzących mnie. Kiedy się zatrzymałam upadłam na ziemie ze zmęczenia. Dopiero teraz poczułam ból i ujrzałam mocno zakrwawioną nogę. Coś musiało mnie zranić, gdy biegłam. Leżałam tak chwilę sapiąc. Nie mam siły, ale muszę wstać. W końcu każdy radzi sobie jak może. Prawda? Potrzebowałam rady, ale ciebie tu nie ma. Dlaczego?
CZYTASZ
In My Mind || PL✅
Storie breviZamknięta w smutnej rzeczywistości, bez możliwości wyjścia. Czy czujesz to samo co ja? Czy czujesz lęk? Powinniśmy się bać, jesteśmy tylko ludźmi. Sami sobie jesteśmy największymi katami, nasze myśli to one nas zniewalają. Brutalna prawda to tylko p...