Rozdział 4

4 1 0
                                    

Tym razem znajdowałam się na srebrzysto - szarej łące. Miejsce wydawało się znajome, lecz nie do końca takie jak je zapamiętałam. Było inne. Zimne, ciemne, mroczne... Zepsute, tak ja wszystko w mojej głowie.

Nagle znikąd przede mną pojawiła się kobieta. Piękna, młoda ciemno włosa dziewczyna.

- Czy jesteś zgubiona? Nie możesz się odnaleźć. – zabrzmiał głos kobiety. - Ocalę cię przed samą sobą. Czas zmieni wszystko w tym piekle. – odezwała się do mnie uwodzicielsko.

Znałam ją. Byłyśmy razem, pamiętam. Byłyśmy idealną iluzją miłości i pożądania.

Znów się odezwała z lekkim uśmiechem szczęścia pomieszanego z bólem.

- Byłaś miłością mojego życia, mrokiem, światłością. Wszystkim co miałam, a ty tak po prostu odeszłaś dla innego. Zabiłaś mnie. – powiedziała z żalem.

- Nie chciałam tego dla ciebie. Ale to co miałyśmy nie było prawdziwe. – powiedziałam kładąc moje dłonie na jej policzkach. – Przykro mi.

- Jest ci przykro?! – Krzyknęła i odtrąciła moje dłonie.

Naprawdę było mi przykro, nie chciałam jej cierpienia. Nie chciałam nikogo cierpienia, chyba...

- Posłuchaj. – odezwałam się. - Kolejne życie, kolejna miłość. Kolejne zabójstwo, kolejny narkotyk. Kolejny dotyk, kolejny smak... Dobrze wiesz, że nie byłyśmy sobie pisane. Nigdy nie wierzyłaś, że przeżywa się tylko jedną prawdziwą miłość. Uzależniłyśmy się od siebie, niczym narkotyk i tyle. Nic więcej między nami nie było. – tłumaczyłam z bólem.

Widziałam cierpienie w jej czekoladowych oczach. Nie mogłam na nie patrzeć, więc odwróciłam wzrok. Spojrzałam na szarą poplamioną czarnymi plamkami trawę. Nie rósł tu ani jeden kwiat, ani jedno drzewo, a na niebie nie świeciła ani jedna gwiazda. Tak samotne miejsce, a ja przez lata pragnęłam w nim żyć. Samotnie, co ja myślałam. Krzywdziłam ludzi i to miała być moja kara. Zasłużyłam na nią.

Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk kobiety.

- Zdobyłaś ten lek, którego potrzebuję. – odezwała się obojętnie kobieta.

- Jaki lek? – nie rozumiałam o co jej chodzi.

- Nie udawaj. – zaśmiała się sztucznie i złapała mnie za ramię.

- Jesteś moją religią, zawsze byłaś. Jesteś tym jak żyłam. Nie pozwolę ci odejść. Już nigdy więcej. – uśmiechnęła się do mnie i przytuliła.

Nie odwzajemniłam uścisku, potrzebowałam się stąd wydostać jak najszybciej. Za nim będzie za późno, nim stracę resztkę siebie.

- Muszę odejść. – powiedziałam delikatnie odpychając ją od siebie. – ale ty to wiesz. Proszę pozwól mi odejść.

Mówiłam błagalnym tonem, ale na niej nie robiło to większego znaczenia. Spoglądała mi głęboko w oczy, jakby szukała czegoś w nich. Prawdy? Szczerości?

Westchnęła i zrobiła krok do tyłu.

- Zmieniłaś się. Nie jesteś już tą samą osobą. – powiedziała smutno.

- Dobrze wiesz, że nigdy nie byłam dla cienie odpowiednia. Wpajałam ci kłamstwa, w które ty wierzyłaś bo mnie kochałaś. – po tych słowach zapanowała głucha cisza. – Ja nigdy nie byłam zdolna do miłości, nadal nie jestem. Lubiłam uzależniać od siebie ludzi i ich wykorzystywać. Wybacz. – powiedziałam ze skruchą.

Dziewczyna ewidentnie nad czymś myślała. Nie chciałam jej przerywać, więc tkwiłam w milczeniu i bezruchu.

Była ubrana dokładnie tak samo jak wdziałam ją ostatnim razem. Szara, luźna koszulka, czarne rurki i podarte trampki. Było dość chłodno, czy nie było jej zimno?

- Czy nie jest ci zimno, chcesz moją kurtkę? – spytałam, na co ona zrobiła wielkie oczy.

- Słucham? – powiedziała chcąc się upewnić czy nie ma omamów.

- Jesteś w samej koszulce, musi ci być zimno. – powtórzyłam.

Ściągałam wyblakłą, czarną kurtkę z siebie i podałam kobiecie. Po jej minie wywnioskowałam, że była w nie małym szoku. Postanowiłam wyjaśnić jej wszystko.

- Posłuchaj. – zaczęłam przykuwając jej uwagę na sobie. – Wybacz, że cię zraniłam. Dawna ja była chora, zawładnięta przez swoje demony i zamknięta w własnym umyśle. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Pozwól mi odejść i uwolnić się od demonów przeszłości. Znaleźć nowe życie, poznać smak szczęścia. Tego wszystkiego pragnę również dla ciebie, bo zasługujesz na kogoś lepszego. Jeśli tu zostanę obie będziemy nieszczęśliwe.

W między czasie dziewczyna założyła kurtkę. Z jej oczu wyczytałam, że jest poruszona tym co powiedziałam. Jestem podłą manipulantką. Znów kłamię, by wyjść cało z sytuacji.

Uwolnij mnie od demonów w mojej głowie. Uwolnij mnie od miłości mojego życia. Uratuj mnie, uratuj...

Musiałam to zrobić. Musiałam sprzedać siebie, by ocalić moją duszę. Diabeł jest szybki by pokocha zagubionych w bólu. Nie mogę sobie pozwolić na kolejną utratę mojej drogi. Nie mogę jej znów zgubić.

Dziewczyna podeszła do mnie na tyle blisko bym poczuła, że pachnie kwiatami, które tam nie rosły. Wiedziałam co ma zamiar zrobić jednak nie zrobiłam nic co miało temu zapobiec.

Złożyła delikatny pocałunek na moich ustach, a potem kolejne. Odwzajemniłam je. Czułam jak dogania mnie przeszłość i stare błędy. Pocałunek smakował poczuciem winy i smutnymi wspomnieniami. Czy to samo co ja zrobiłam Rafaelowi? Jego też wykorzystałam i zabiłam.

Stałyśmy takchwilę dopóki nie przerwał nam szorstki, męski głos. Gwałtownie oskoczyłyśmy odsiebie i ku naszym oczom ukazała się sylwetka ogromnego mężczyzny. 

In My Mind	|| PL✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz