Rozdział 6

3 1 0
                                    

Weszłam do przestrzennego pomieszczenia, w którym nie było nic oprócz wysokiego i wąskiego lustra na środku. Drzwi za mną zamknęły się i po chwili zniknęły. Odczułam niepokój. W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie. Czy tu spotkam najgorsze z wymyślonych przeze mnie kreatur?

Ruszyłam powolnych krokiem do lustra. Dokoła mnie nie było nic, tylko otaczające mnie szare ściany. Trochę klaustrofobicznie. Mimo, że nie cierpiałam na tą chorobę poczułam silny ucisk w klatce piersiowej.

Stanęłam przed zwierciadłem, a w jego odbiciu ujrzałam siebie. Z rąk spływała mi krew, a na ustach namalowany był zadowolony, złowieszczy uśmiech. Obraz nie był prawdziwy moje ręce były czyste, a mimika twarzy była obojętna.

- O co tu chodzi? – krzyknęłam do sufitu mając nadzieję, że ktoś z góry mi odpowie. Jednak tak się nie stało.

- O ciebie. – zaśmiała się moja postać w lustrze. – cały czas chodzi o ciebie, czyż nie? Wszystko kręci się tylko wokół ciebie egoistyczna idiotko.

Stałam jak wryta nie wiedząc czy to co się wydarzyło było prawdziwe. Nie mogłam się ruszyć, moje nogi skamieniały.

- Czy, czy... - chciałam coś powiedzieć jednak nie było mi dane.

- Tak, jestem tobą. – powiedziała moja podobizna. – Sama jesteś sobie największym wrogiem, więc czemu się tak dziwisz.

Zaśmiała się lustrzana ja. Próbowałam ułożyć to sobie jakoś w głowie, ale moje myśli plątały się jak słuchawki w kieszeni.

Po tym co przeszłaś jeszcze się dziwisz? Dasz rade, musisz. To ostatnie drzwi...

- Och, kochana te mowy motywacyjne zupełnie do nas nie pasują. – powiedziała.

- Skąd wiesz co myślę? – burknęłam, już oprzytomniona.

- Bo jestem tobą, a ty mną. – odpowiedziała wyraźnie znudzona i zniecierpliwiona.

Zrobiłam dwa kroki do tyłu i odwróciłam się plecami do lustra. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym ciągle nic nie było. Zawiodłam się, gdyż nie wiedziałam co zrobić by się wydostać.

- Zapewne chcesz wiedzieć co zrobić by się wydostać, czyż nie? – uśmiechnęła się podle.

- Ale jesteś spostrzegawcza. – odpowiedziałam złośliwie sama sobie.

- Jeśli poprosisz mogę ci powiedzieć, ale ostrzegam jest to nie wykonalne. – znów chichotała.

Przysięgam, że w całym moim życiu tyle się nie śmiałam co ona. Jeśli jeszcze raz usłyszę jej rechot to rozbiję to jebane lustro. Muszę się stąd wydostać, nie ma rady.

- Mów. – rozkazałam.

- Jeszcze czego? – okazała nie zadowolenie. – poproś.

Westchnęłam i zrobiłam to co kazała z niechęcią.

- A więc musisz wybaczyć sama sobie. – znów uśmiechnęła się.

No przecież nie wytrzymam, nie dość, że muszę patrzeć na ten krzywy ryj to jeszcze słuchać chichotania. Zabije się.

- Że co? – spytałam zirytowana.

- Wybacz sama sobie. – odpowiedziała już znudzona.

Stałam chwilę zamyślona w bez ruchu. Zastanawiając się jak obejść lub ostatecznie wykonać zadanie. Beznadzieja, nic nie przychodziło mi do głowy. Jedyne o czym myślałam to jak bardzo nie na widzę siebie z lustra i siebie w rzeczywistym wydaniu. Świetny początek.

Nie wykonalne... Jak niby mam to zrobić? Gdzie jesteś? Pomóż mi, proszę...

- Jego tu już nie ma. – powiedziała smutna lustrzana sylwetka. – Zniszczyłaś go.

- Nie wierzę ci. – powiedziałam obojętnie, tak naprawdę ukrywając rozpacz.

- Dobrze obie wiemy, że zostaniesz tu na zawsze, bo wybaczenie sobie to jedyne czego nie umiemy.

Ma racje, lustrzana ja ma racje. Nie potrafię tego zrobić, tego nie potrafię.

Osunęłam się na zimną ziemię i usiadłam chowając głowę w dłoniach. Chciało mi się płakać, ale nawet na to nie miałam już siły. Dopiero teraz poczułam zmęczenie, które przedtem się nie ukazywało. Pokonanie demonów to nie lada wyczyn. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

Byłam okropną osobą, nadal nią jestem. Zniszczyłam tyle istnień, tyle pięknych rzeczy. Zniszczyłam sama siebie. Nie, jestem chora to choroba zniszczyła mnie. Ale to dlatego, że byłam zbyt słaba. Zbyt bezradna. Nigdy już nie będę słaba!

Ponownie spojrzałam w lustro na postać przedstawiającą mnie.

- Byłam zimna, byłam bezlitosna, ale krew na moich rękach śmiertelnie mnie przeraża. – szepnęłam sama do siebie.

- Nie! – krzyknęła lustrzana ja. – Jesteśmy przcież ponad to!

Wystraszyła się, co dało mi znak, że idę w dobrym kierunku. Podniosłam się z podłogi i podeszłam bliżej do lustra.

- Nie rób tego, będziesz żałować. – desperacko wypowiadała się lustrzana dziewczyna.

- Za cały blask, który zgasiłam. Za wszystkie niewinne rzeczy, w które zwątpiłam. Za wszystkie siniaki i łzy, które spowodowałam. Za wszystkie rzeczy, które zrobiłam przez te wszystkie lata. Za wszystkie iskry, które zgasiłam. Za wszystkie perfekcyjne rzeczy, w które zwątpiłam. Będę dobra, będę dobra. I będę kochała świat tak, jak powinnam. Będę dobra. Za wszystkie czasy, kiedy nie mogłam. – mówiłam, a łzy płynęły po moich policzkach licznymi strumykami niczym wodospady.

- Przestań! – krzyknęła, a lustro rozbiło się na tysiące małych kawałeczków. Na jego miejscu pojawiły się drzwi, białe.

Poczułam ciepłe powietrze oplatające moje nogi.

- Będę dobra. – powtórzyłam i chwyciłam za klamkę z zamiarem jej naciśnięcia. Moja ręka zesztywniałą i okazała się nie zdolna do wykonania tej czynności.

Wszystko przez co przeszłam, to całe piekło. Sama sobie to zrobiłam, bo się nienawidziłam. Nienawidziłam osoby, którą widziałam codziennie w lustrze. Nie chciałam nią być, chciałam byś kimś innym. Myśleć inaczej, czuć inaczej, żyć inaczej... A tak naprawdę potrzebowałam tylko pomocy, o którą nie potrafiłam poprosić. Już nigdy więcej nie pozwolę sobie na doprowadzenie się w taki stan. Nigdy więcej... Będę dobra.

Moja dłoń nacisnęła na klamkę i po raz ostatni przeszłam przez drzwi mojej wyobraźni, jednocześnie zostawiając przeszłość za sobą.

In My Mind	|| PL✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz