Rozdział I

114 13 9
                                    

-Proszę, powiedzcie, że to już niedaleko. -powiedziałam już chyba poraz piąty, znudzonym głosem wzdychajac. Opierałam sie głową o szybę dość starego pociągu. Mogłam to stwierdzić po tym, że zamszowe tapicerki siedzenia były obdarte od użytkowania. Jechaliśmy już z 3 godziny, a ja miałam chorobę lokomocyjną i mimo, że wzięłam tabletki, to czułam mdłości.

-Co ty taka zniecierpliwiona, Leila? - zapytała mnie Madie unosząc wzrok z książki i poprawiając palcem wskazującym swoje okulary w czarnej oprawce. - Pytałaś już chyba z tysiąc razy i cały czas odpowiadaliśmy, że jak dojedziemy do się dowiesz czy to niedaleko. - uśmiechnęłam się bo ten tekst mnie rozbawił.

-Ty koczkodanie, nie chcesz mi powiedzieć, to nie. - udawałam obrażoną. Ta tylko wróciła do przerwanej czynności, kręcąc z politowaniem głową i przewijają następną kartkę.

Znudziło mi się patrzenie przez szybę, więc postanowiłam posłuchać muzyki. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam poplątane kable. No przecież jak je wkladalam były ładnie zwiniete. Ironia losu lubi ze mnie kpić. W końcu udało mi się je rozwinąć, dlatego podłączyłem je do telefonu, puszczając playlistę z rapem/trapem. W tych czasach to już nie można nazwać tego rapem. Wcisnęłam się bardziej w fotel zamykając oczy i wczuwając się w rytm muzyki. Zasnęłam.

***

-Wstawaj debilko, pociąg zaraz z tobą odjedzie! - krzyczała Claudia, szturchajac mnie za ramię. Przerwała mi taki piękny sen o tym, że byłam w krainie fastfoodów. Otworzyłam powoli oczy, przyzwyczając się do światła dziennego. Odkleiłam się od fotela, rozprostowując obolałe kości. Na nieszczęście zasnęłam tak, że noga mi zdrętfiała. Boże, ona jest teraz taka giętka jak jakaś parówka, help...

Spojrzałam przez duże okno i moim oczom ukazał się billboard z napisem HOLIDAY COTTAGES- THIS WAY ze strzałką w prawą stronę. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzała zza drzew kilka drewnianych dachów. Czyli to mały obiekt, a dziewczyny mi kłamały, że to wielki kompleks z prestiżowymi domkami. Szczerze nie miałam nic wiedzieć o tym, gdzie mnie zabierają na wakacje, ale siłą od nich to wyciągnęłam.

-Jenyyy, dziewczyno, ty masz ruchy! - do przedziału w pociągu niczym z Harrego Pottera weszła Amy i pociagneła mnie za rękę. Zdążyłam chwycić rączkę mojej ciemno różowej walizki. Dziewczyna mnie puściła i wyskoczyła ze środku lokomocji, zostawiając mnie.

Musiałam jakoś stąd wyjść, więc podniosłam walizkę, jakby była dzieckiem. Zeszłam najpierw z pierwszego schodka, potem drugiego i... Bam. Nie było go, ja za to wylądowałam na betonowych kaflach. Usłyszałam głośny śmiech moich przyjaciółek. Podniosłam głowę na dziewczyny siedzące na ławce peronowej i niemogące wytrzymać że śmiechu. Oj oj, nie posisiajcie się zaraz. Podniosłam się i zobaczyłam moja walizkę która pękła przy samym zamku. Fajnie... Zaraz potem ujrzałam zdarte kolano, z którego leciała stróżka brunatnej krwi. Jeszcze fajniej...

-Wszystko w porządku? - dziewczyny zamilkły, ja stałam jak wryta i cała spięta, słysząc jego naturalnie zachrypniety głos. Tylko nie on... Powoli się odwróciłam w prawo, nie ukrywając zniechęcenia jego osobą. Zdziwił się gdy mnie zobaczył, bo nie wiedział z kim właśnie rozmawia. - Woods. -wymamrotał szorstkim tonem ze zdziwieniem gdy mnie zobaczył.

-Evans.- mój odwieczny wróg stał właśnie przede mną z przewieszoną na plecach gitarą i wpatrywał się we mnie tym swoim bezuczuciowym, twardym wzrokiem. Jak ja go nie trawie.

- Co ty tu robisz? Chcesz mi zniszczyć wakacje? - nie szczędził sobie jadu w głosie.

-Gdybym wiedziała, że ty tu jesteś, nie przyjeżdzałabym tutaj. Może powiesz jeszcze, że przyjechałeś z tymi twoimi koleszkami. - w swoim głosie można było wyczuć złości, wręcz nią przesiąkałam.

-A żebyś się zdziw... - nie dokończył bo za jego plecami, gdzieś dalej ktoś krzyknął.

-Oliv... O kurde, kogo tu przywiało?- zapytał luzacko, ale mogło się w jego głosie usłyszeć zawiedzeni moją osobą. To był Aiden, a raczej AIDS, bo tak go nazywałam. Stał oparty o czarnego jeepa Olivera. Obok niego jeszcze Liam i Nick, ale oparci o czarne BMW. Nie no, więcej ich matka nie miała? - Panna Leila Woods.

-We własnej osobie. - opuściłam z irytacją ręce, robiac grymas. Nawet nie wiedziałam, kiedy je skrzyzowałam na piersi.

-Co ci się stało w kolano? - zapytał arogancko Aiden, będąc już przy nas i patrząc się na moje kolano.

-Idiotka wypadła z pociągu. Chciałem jej nawet pomóc, bo na pierwszy rzut oka miała fajną dupe, ale gdy zobaczyłem kto to, to ugh. - wzdrygnął się brunet. Na jego słowa, Rivera prychnął śmiechem.

Chłopacy chodzili razem z nami do trzeciej klasy liceum i wszystkie ich nienawidziliśmy z wzajemnością. Liam był rok starszy, co nie znaczy, że mądrzejszy, wręcz przeciwnie. Nie zdał w drugiej gimnazjum, więc dołączył do naszej klasy. Chłopacy, jak to oni przeciągneli go na swoją stronę i sprawili, że również przestał za nami przepadać. A wydawał się taki wporządku, ahh, szkoda. Od tamtego czasu nigdy się nie rozłańczali, byli jak bracia dla siebie, ale do czasu... Ich łańcuch się przerwał, ale nie wiem jaki był tego powód. Po szkole krążyły różne plotki na ten temat, ale chłopacy każdej zaprzeczali. Udało im się to jednak naprawić.

Z dziewczynami miałyśmy podobną sytuację, że nasza przyjaźń wisiała na włosku, tylko, że to było przeze mnie. Działo się to jak miałam 15 lat, ale wolę o tym nie rozmawiać, a bynajmniej nie teraz. Za bardzo mnie to dotknęło...

-Nie dziwię Ci się stary. - zaśmiał się Liam, który nie wiem jak i skąd się tu wziął. Chyba się tepnął jak w Minecrafcie. O jejku, ile ja się nagrałam w tą grę, ale kiedy to było? Lata temu.

-Ej, ej uważaj se!- warknęła z boku Ruda,czyli Claudia, bo taką miała ksywke. Zaraz po tym pojawiły się obok mnie Amy i Madie.

-Kurwa, jeszcze wy! - przeciągnął poirytowany Oliver, patrząc z rezygnacją w niebo. - Boże, widzisz, a nie grzmisz. - szepnął sam do siebie, ale było to bardzo dobrze słychać.

-Bo plastik nie przewodzi prądu. - szepnął Aiden, ale było to słyszalne.

-Słuchajcie, dziewczyny, nie będziemy tracić czasu na tych apodyktycznych dupków. A.. I ty Liam, myślałam, że jesteś chociaż odrobinę mądrzejszy od nich. - powiedziałam wskazując na chłopaka, który stał teraz na przeciwko mnie.

-Ej, ale ja jestem mądry. - odezwał się z wyrzytami i pewnością siebie. Ja już nie chciałam tracić nerwów przez nich, wiec się odwróciłam i zebrała moją walizkę w kupę i podniosłam. Musiałam ją niestety nieść, bo się rozpruła.

A więc witamy na stacji piekło, bo normalnie, to tu nie będzie...

§§§

Starałam się, mam nadzieję, że jest ok.☺️💕

Buziaki 💋

It's Just a SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz