Rozdział IX

37 3 2
                                    

To nie tak, że jestem słabym kierowcą, nie potrafię jeździć, a prawko ledwo zdałam, bo naprawdę nie miałam absolutnego pojęcia dlaczego policja każe nam się zatrzymać. Jechałam jak najbardziej przepisowo, pasy miałam zapięte, światła zapalone więc nie miałam pojęcia do czego mieliby się przyczepić. Byłam taka spieta, że ściskałam kierownicę tak, że aż knykcie mi pobladły.

-Wszyscy do bagażnika! Mam pomysł, ty Woods przesiądziesz się na moje miejsce jak się zatrzymamy. To będzie szybka akcja. - krzyknął zdenerwowany Evans, ale chłopacy sprawnie rzucili się do tyłu, dyskretnie, żeby jadący z tyłu policjanci nie widzieli cieni w szybie. Dziewczynom najwidoczniej nie spodobało się ciśnięcie w piątkę w małym bagażniku, bo gdy tylko cała trójka tam weszła to z ich ust wydobywały się nieprzyjemne epitety.

Kilka metrów dalej zauważyłam pobocze więc postanowiłam, że tam właśnie się zatrzymam. Jestem ciekawa co ten idiota wymyślił, ale bez żadnego słowa, prawie upadając na twarz przecisnęłam się między kierownicą, a tym palantem 'przypadkowo' wbijając mu łokieć w rzebra.

-Zapnij pasy przygłupie. - powiedziałam, sama to robiąc. Ten tylko wytknął w grymasie język zaraz go chowając, gdy zgromiłam go spojrzeniem, ale posłusznie wykonał polecenie. W tym samym momencie przez przyciemnioną szybę zapukał policjant.

-Witam, starszy aspirant komendy powiatowej w Baker Town.- lekko się ukłonił i rozejrzał po samochodzie. - Niezłe autko.

Przepraszam, to wszystko?

-Dzień dobry wieczór. - uderzyłam się mentalnie w czoło. Jak ten czasem coś pierdolnie. Dobra, to jeszcze można mu wybaczyć, bo jest zestresowany, a widzę to po jego spiętych barkach i szybko poruszającej się klatce piersiowej. Sama wcale nie byłam lepsza. Ze stresu miałam ochotę rzygnąć mu na deskę rozdzielczą. Co się jeszcze dzisiaj wydarzy. - Coś się stało? Właśnie jedziemy z dziewczyną do szpitala, nie za dobrze się czuje.

-A co panience jest?- równocześnie spojrzeli na mnie i oczekiwali odpowiedzi, ale odpowiedziała im cisza, a ja przerażona patrzyłam się to na policjanta, to na idiote Evansa.

-Jest w trzynastym miesią... tygodniu ciąży. - opowiedział myląc się, ale to poprawiajając. Czy ten człowiek czasem myśli nad czym co mówi? I czy on czasem nie jest rąbnięty na łep mówiąc o cholernej ciąży. - Sam Pan widzi, prawda. Kochanie, spokojnie, niedługo dojedziemy do szpitala i zrobią Ci badania.

Wzdrygnęłam się na jego słowa, bo nie dość że tak przesładza, to na dodatek tłumaczy jak jakiemuś małemu dziecku. I to jego dyskretne dopierdzielenie mi o mojej wadze. Dzięki, naprawdę. Może i miałam te swoje sześćdziesiąt osiem kilogramów, ale jak mam dietę w MC to co się dziwić. Wysoka też wybitnie nie byłam, bo moje niepełne sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu nie grzeszyło w porównaniu do takiego Olivera Evansa ze wzrostem solidnej brzozy.

-Będziemy państwa eskortować. Ach i niech zmieni pan tylne światło, bo nie działa poprawnie. Narazie tylko upomnienie. - powiedział policjant, a z bagażnika ktoś prychnął śmiechem. - Co to było?

-To ja, zbiera mi się na wymioty, lepiej ruszajmy. - policjant kiwnął głową i odszedł, a ja spojrzałam na Evansa z mordem w oczach, gdy ten zamykał okno.

- Poczekaj, zanim coś powiesz. - Powiedział unosząc ręce w obronie.

-Nie, to ty poczekaj ty idioto! Czy ty w ogóle myślisz tym swoim zakutym łbem?! - pacnelam go w czoło.

-Nie musisz mnie zaraz trykać! - oddał mi tym samym.

-Ty też nie musiałeś mnie tryknąć! - uderzyłam go z pieści w ramię.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 05, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

It's Just a SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz