"Z przykrością podjęłam tą decyzję..."

32 2 0
                                    

Powoli zmierzałam w stronę trzypiętrowego domu, który pięknością nie grzeszył. W zasadzie...był to naprawdę obskurny dom ze zniszczoną elewacją, bazgrołami na ścianach i pleśnią w niektórych miejscach. Ze spuszczoną głową przeszłam obok grupki mężczyzn stojących przed drewnianymi drzwiami wejściowymi. Żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi. Z resztą to normalne, kiedy jest się człowiekiem. Wilkołaki po prostu tak nas traktują. Jesteśmy dla nich jak nic nie warte śmiecie, które sprzątają pokoje, zamiatają podłogi, gotują, piorą i Bóg wie, co jeszcze.

Obolałymi nogami pokonywałam kolejne stopnie wdrapując się na pierwsze piętro. Cały dzisiejszy dzień zajmowałam się ogrodem. I mimo, że naprawdę lubię rośliny...to wdrapywanie się na drzewa i przycinanie gałęzi zdecydowanie przerosło moje możliwości.

W drodze na kolejny poziom domu minęły mnie dwa młode wilki. Jednym z nich był mój młodszy brat. Tylko przelotnie zerknął w moją stronę. Nie przyznawał się do mnie. Po tym wszystkim, co dla niego zrobiłam...nawet nie raczył powiedzieć głupiego "cześć". Ani razu nie stanął w mojej obronie, kiedy inne wilkołaki tworzyły na moim ciele kolejne blizny.

W jednej sekundzie wszystkie wspomnienia wróciły do mnie z taką wyrazistością, jakby wydarzenia, które teraz odtwarzały się w mojej głowie, działy się wczoraj.

Trzymałam dziesięcioletniego chłopca za rękę ciągnąc go w stronę domu. Był bardzo wesoły, jak na taką brzydką i ponurą pogodę. Na skraju lasu, skąd widać było naszą posesję, stanęłam jak wryta. Drzwi naszego mieszkania były otworzone na oścież. W niektórych miejscach widoczna była czerwona maź spływająca po ścianach. Zza rogu wychylił się jakiś zakapturzony człowiek błyskający czerwonymi ślepiami. Nie myśląc dłużej ściągnęłam z siebie ubrania, wcisnęłam je bratu do rąk i w ciągu ułamku sekundy zmieniłam swoją postać. Kazałam Graysonowi wsiąść na mój grzbiet pokryty długą, białą sierścią, która lekko lśniła wśród gęstych drzew. Chłopak chyba załapał o co chodzi, więc już po chwili biegłam, ile sił w łapach, aby stworzenie, które zabiło naszych rodziców, nie dorwało i nas. Dziesięciolatek miał na tyle drobną posturę, że bez większego problemu mogłam swobodnie się poruszać.

Powoli traciłam siły. Na szczęście nic nas nie goniło, więc zatrzymałam się, pozwoliłam Graysonowi zejść i z ubraniami w pysku wślizgnęłam się za krzaki, aby zmienić swoją formę. Narzuciłam na siebie dżinsy i bluzę. Wróciłam do brata i spojrzałam mu głęboko w oczy. On wiedział. Wiedział, co właśnie się stało, więc nie musiałam mu tłumaczyć. Bez słowa skinęłam głową, aby ruszył za mną. Długo trwała nasza męcząca wędrówka.

Po kilku godzinach znalazł nas wilkołak patrolujący teren. Zaprowadził nas do osady, w której stacjonowała jego wataha. Zabroniłam Graysonowi mówić, że jestem wilkiem. On też był, ale jego pierwsza przemiana jeszcze nie nastąpiła. Nie uchronię go przed tym.

Starszyzna długo rozmawiała, co zrobić z moim bratem, od którego ewidentnie dało się wyczuć wilkołaczą krew. Ja maskowałam swój zapach za pomocą naszyjnika w kształcie półksiężyca. Po tym jak stwierdzono, że jestem nic nie wartym człowiekiem, wysłano mnie do pani Smith, starszej kobiety, która wychowała mnie i parę innych dziewcząt. Mojego brata przygarnęła wilcza rodzina. Nie miałam z nim żadnego kontaktu. Zdaje się, że on nawet nie chciał go mieć.

Zapukałam delikatnie do drzwi mojej opiekunki. Po cichym "proszę" weszłam do środka.

-Ogarnęłam cały ogród. Mam już wolne?- zapytałam błagalnym tonem siwej, starszej pani.

-Tak, na dziś tak.- powiedziała smutno.- Avril...z przykrością podjęłam tą decyzję, ale...zostajesz przeniesiona do innego sektora.- odrętwiała spojrzałam na kobietę, która w jednej chwili stała się dla mnie taka obca.- Kochanie...nie miałam innego wyjścia.... Pozostałe dziewczęta nie potrafią nawet czytać! Ty jedyna sobie poradzisz!- pani Smith podeszła do mnie powoli i złapała moje ramiona delikatnie nimi potrząsając.- Tylko ty masz na tyle twardy charakter, aby nie dać się zgnieść.- uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.

-Dziękuję pani, za wszystko...-przytuliłam mocno siwą kobietę.- Mogłaby pani pożegnać ode mnie mojego brata?

-Oczywiście, skarbie.- skierowałam się do wyjścia. Nie czułam żadnych emocji. Może to i lepiej...- Wyjeżdżasz jutro rano. Razem z kilkoma magami i wilkami.

-Będę gotowa.- szepnęłam i ruszyłam do pokoju, który dzieliłam z resztą dziewczyn.

Ze spuszczoną głową przeszłam przez próg i zważywszy na to, że moje współlokatorki jeszcze nie skończyły swojej roboty, udałam się do łazienki, aby zafundować sobie gorący prysznic. O ile dotrze do nas ciepła woda...

Zrzuciłam z siebie ubranie i spojrzałam w lustro na swoje plecy. Kilka kresek układało się w sieć blizn. Aż strach wspomnieć, za co oberwałam. Weszłam pod prysznic i po chwili po moim ciele spływały zimne kropelki. Delektowałam się tą chwilą, prawdopodobnie ostatnią w tym miejscu. Do umycia ciała użyłam zwykłego mydła w kostce, a na włosy nałożyłam własnoręcznie robiony szampon. Po ukończeniu wszystkich czynności wytarłam swoje ciało ręcznikiem, który bardziej przypominał szmatę do ścierania podłóg.

Poczułam okropne pieczenie na ramieniu. Zerknęłam na swoje znamię w kształcie małej gwiazdki. Strasznie piekło. To reakcja mojego organizmu na zbyt długie przebywanie w ludzkiej postaci. Ostatnio zmieniłam się w wilka może dziewięć miesięcy temu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po niecałej sekundzie stałam na środku naszej okropnej łazienki na czterech łapach. W popękanym lustrze odbiła się moja krucha sylwetka. Byłam drobnym wilkiem z błyszczącymi szarymi oczami i białą, długą sierścią, której końcówki w niektórych miejscach mieniły się blado błękitnym kolorem, co w zasadzie nie jest normalne u wilkołaków. Jednak ja nie byłam zwyczajna. Byłam władczynią dwóch najsilniejszych żywiołów- ognia i wody. Te umiejętności odziedziczyłam po rodzicach. Mój brat niestety nie. Wilkołacza krew płynie w nas ze względu na dziadka, który był wilkiem.

Mój ludzki wygląd zupełnie odstawał od tego, co przed chwilą opisałam. Zresztą nie minęło dużo czasu, a już mogłam oglądać swoją człowieczą wersję. Długie, falowane, rude włosy delikatnie opadały wzdłuż mojego kościstego ciała. Delikatne piegi idealnie kontrastowały z moją bladą cerą, a grube rzęsy podkreślały moje oczy, które mieniły się głębokim błękitem. Byłam strasznie wychudzona, ale czego można się spodziewać po trzech niepełnych posiłkach tygodniowo.

Narzuciłam na siebie ogromną bluzkę służącą mi za piżamę, którą kiedyś podwędziłam z pralni jakiemuś wilkołakowi. Położyłam się na jednym z łóżek ustawionych pod oknami w długim rzędzie. Materac był poplamiony i moim zdaniem nie nadawał się już do użytkowania. Za to koc, którym się przykryłam, należał w pełni do mnie i był bardzo przyjemny w dotyku. Przyniosłam go ze sobą z domu. Mojego rodzinnego domu.

Przywykłam już do warunków, jakie nam tu zapewniali, więc nie miałam problemu z zaśnięciem. Z resztą po takim męczącym dniu, sen był błogim uczuciem, które dawało mi chwilę wytchnienia od przerażającej rzeczywistości. Bo tylko w mętnych barwach wyobraźni czułam się bezpieczna...

~Płomień Nadziei~ [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz