"Nikt nie będzie mnie poniżał!"

16 1 0
                                    

Avril

Po kilku dniach stacjonowania w szpitalu byłam wykończona. Wypijałam sześć kubków kawy dziennie. Po domu chodziłam jak zombi, za to byłam coraz bliżej znalezienia lekarstwa dla słabnącego mężczyzny.

Hunterowi zdecydowanie nie podobało się to, czym postanowiłam się zająć, ale miałam to głęboko gdzieś. Uczepiła się mnie ta cała Harley. Patrzy na mnie, jakbym wymordowała jej pół rodziny. Zoe opowiedziała mi o niej, co nie co i wspólnie doszłyśmy do wniosku, że ta wredna blondyna jest po prostu zazdrosna o Huntera. Dla jej własnego dobra lepiej byłoby, gdyby się do niego nie zbliżała.

Poznałam za to syna Zoe. Ma dopiero dwa miesiące, ale jest naprawdę przeuroczy. Nazywa się Hector i zazwyczaj pilnuje go Alex, mate Nathana, która z nudów zajmuje się domem głównym i dziećmi, które w nim mieszkają. Rodzice chłopca są cały czas zajęci, co bardzo nie podoba się Zoe.

Usiadłam przy stole w kuchni i oparłam głowę na rękach. Przymknęłam oczy dosłownie na sekundę...

Harley 

Wstąpiłam w odwiedziny do domu głównego i poszłam do kuchni. Courtney, moja przyjaciółka, powinna już przygotowywać śniadanie z innymi dziewczynami. Jednak zamiast niej zastałam tą zołzę, która chyba spała na siedząco. Parsknęłam śmiechem widząc jej worki pod oczami. Jakim cholernym cudem przyszły główny alfa wpoił się w to...w to coś?

Wzięłam do ręki bitą śmietanę w sprayu i ozdobiłam jej twarz. Krzaczaste brwi, długa broda, wąsy i piękne, białe włosy. Hah! Normalnie święty Mikołaj!

Gruba warstwa kalorii na twarzy Avril spowodowała, że dziewczyna zaczęła się przebudzać. Szybko czmychnęłam za drzwi i wybiegłam roześmiana przed dom. To będzie ciekawe.

Alex

Zeszłam z Zoe do kuchni, żeby przygotować śniadanie. O mało co nie zderzyłyśmy się z mate Huntera. Poprawka, rozwścieczoną mate Huntera.

-Zajebię tę sukę!- wrzasnęła. Dopiero teraz zorientowałam się, że całą jej głowę pokrywa bitą śmietana. Spojrzałyśmy z Zoe po sobie i szybkim ruchem złapałyśmy Avril, która właśnie chciała dokonać morderstwa.

-Ile kaw dziś wypiłaś?- zapytałam wyrywającej się dziewczyny nie mogąc dłużej jej utrzymać.

-Pogadamy później.- syknęła wyswobadzając się z naszych objęć. Z tego nie wyniknie nic dobrego.

Poleciałyśmy za rudowłosą, ale kiedy dobiegłyśmy na dziedziniec dwie wilczyce już krążyły w kółko przygotowywując się do ataku.

-Kurwa! Gdzie Hunter do cholery!- zaczęłam się martwić. O Avril. Harley kandyduje na wojskową, więc... Cholera...

Avril 

Nikt nie będzie mnie poniżał! Zwłaszcza ta przerośnięta gnida. Jak ona śmiała tak mnie ośmieszać?!

Warknęłam na wilczycę dużo większą ode mnie, obnażając kły. Dookoła nas zebrało się spore zbiorowisko.

Poziom mojego gniewu wzrastał, a ja nie mogłam go już powstrzymać. Końcówki mojej sierści z błękitu zmieniły swój kolor na gorący czerwień i po chwili płonęły one złowrogimi płomieniami. Słyszałam jak niektórzy głośno wciągali powietrze.

Harley delikatnie się skuliła. Wykorzystałam ten moment i skoczyłam prosto na nią. Udało mi się przygasić trochę ogień tak, aby nie przeniósł się na ciało mojej rywalki. Wilczyca zręcznie uniknęła mojego ataku, jednak hacząc łapą o nierówną kostkę straciła na chwilę równowagę, co było mi na rękę, ponieważ przewróciłam ją na plecy i przyłożyłam rozwarty pysk do jej przedniej kończyny delikatnie się w nią wgryzając.

Chwilę później poczułam parę rąk po moich bokach i zostałam odciągnięta od swojej ofiary. Chciałam zaatakować napastnika, jednak natrafiłam na te oczy. Z wyrazu twarzy Huntera nie dało się wyczytać żadnych emocji. Po prostu pozwoliłam się podnieść i jak szczeniak otarłam się przepraszająco o tors chłopaka, który niósł mnie do domu głównego. Zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. Po prostu działałam pod wpływem impulsu.

Chłopak postawił mnie na ziemię i wskazał głową drzwi do łazienki w naszym pokoju. Jak zbity pies ruszyłam w kierunku pomieszczenia i szybko zmieniłam się w człowieka.

Rozejrzałam się dookoła. Moje oczy natrafiły na bawełniany, biały szlafrok. Narzuciłam go na siebie i...cholera! Jakie to jest mięciutkie! Wtuliłam się w puchaty materiał i wyszłam.

Hunter stał obok komody i z zawzięciem wpatrywał się w ramki ze zdjęciami. Kiedy usłyszał moje kroki odwrócił się i spojrzał na mnie, po czym zmarszczył brwi.

-Tak masz zamiar iść na śniadanie?- pokazał palcem na mój strój.

-Nie masz zamiaru mnie pouczać?-nie powiem, zdziwiło mnie jego zachowanie. Przez te kilka dni poznałam go na tyle, że wiem, jak lubi mieć wszystko pod kontrolą.

-A gdybym cię pouczał, posłuchałabyś?

-Jak ty dobrze mnie znasz...-powiedziałam sarkastycznie zabierając z garderoby rzeczy od Zoe.

Mój mate czekał na mnie przy drzwiach. Już miałam wychodzić, kiedy on wyciągnął do mnie rękę. Wytrzeszczyłam oczy, ale po chwili namysłu chwyciłam jego dłoń. Jego twarz wykrzywiła się w lekkim uśmiechu. Pociągnął mnie za sobą do jadalni, gdzie razem z innymi mieszkańcami domu głównego zjedliśmy śniadanie.

Sprzątałyśmy naczynia ze stołu razem z Zoe, Alex i Courtney, kiedy do kuchni wbiegł Chris, wysoki, niebieskooki szatyn, z małym chłopcem na rękach. Hector śmiał się radośnie, kiedy jego tata delikatnie go podrzucał.

-Alex, weź go! Muszę lecieć!- powiedział zdyszany Chris wciskając dziecko brunetce. -Pa kochanie!- pocałował Zoe w usta.- Wrócę późno! -i tyle żeśmy go widziały.

-Zoe, dziś nie mogę go pilnować... Hunter wysłał mnie, abym pomogła przy plantacji roślin u innej watahy. Bardzo rzadki okaz, a przydaje się do leków i ziół, więc... -nasza młoda opiekunka jest również magiem ziemi. Jest silnie związana z roślinami i naturą. Z tego co słyszałam, to oprócz niej na naszym terenie jest tylko władca powietrza.

-Eh...Choć skarbie...- blondynka przejęła swojego synka, który był nadzwyczaj spokojnym dzieciakiem.- Co ja mam teraz zrobić? Muszę iść do szpitala...- jęknęła. Courtney zniknęła z naszego pola widzenia. Z całą pewnością nie jest duszą towarzystwa.

-Ja mogę ogarnąć szpital...-powiedziałam cicho bojąc się negatywnej odpowiedzi.-Może nie jestem lekarzem, ale sporo się nauczyłam przez kilka lat obserwacji...

-Poważnie?!- pisnęła.- Ratujesz mnie!

-Agh?- Hector chyba nie ogarnia sytuacji. Zaśmiałyśmy się, na co chłopiec również się rozweselił.

Pożegnałam się z dziewczynami wcześniej zabierając od Zoe klucze od szpitalnych pomieszczeń. Wyszłam z domu, jednak po kilku krokach zatrzymał mnie silny uścisk na nadgarstku. Gwałtownie się odwróciłam gotowa do ataku. Hunter zaśmiał się melodyjnie z mojej reakcji.

-A ty gdzie się wybierasz?- zapytał niebezpiecznie się do mnie zbliżając.

-Muszę zastąpić Zoe w szpitalu.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą patrząc mu prosto w oczy.

-A już myślałem, że będziemy mieć czas dla siebie....-w jego głosie pobrzmiewała nuta niezadowolenia.

-Wrócę dziś wcześniej.-w końcu trzeba przełamać pierwsze lody.

-Na taką odpowiedź liczyłem...- wyszeptał tuż obok mojego ucha wywołując u mnie gęsią skórkę.

Nie mogę się doczekać wieczora...

~Płomień Nadziei~ [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz