Treto 1808, Dillanya
Lotius
Sześć różnobarwnych, świetlistych kul przesuwało się powoli ponad dużym, dębowym stołem w sali jadalnej naszego zamku. Ich blask odbijał się w szklanych wazonach wypełnionych kwiatami, w ramkach ze zdjęciami ustawionych na starym, od lat już nieużywanym kominku oraz w szybach wysokich okien. Kule wznosiły się i opadały, tańcząc w powietrzu i zataczając coraz większe kręgi.– Nie przy stole, Sariso – powiedziałem nieuważnie, sięgając po filiżankę z kawą i nie odrywając wzroku od gazety. Byliśmy już po śniadaniu i jak zwykle o tej porze zajmowałem się przeglądem porannej prasy.
– Ćwiczę przed Dayeno Gyodar. – Księżniczka uśmiechnęła się i mrugnęła do siedzącej naprzeciwko niej Grishy.
Mała roześmiała się radośnie, z zachwytem spoglądając na unoszące się przed jej twarzą kolorowe kule i wodząc za nimi zielonymi oczyma.
– To nie należy do twoich obowiązków – stwierdziłem. – A jeżeli chcesz przygotować się do Święta, to radziłbym ci raczej poćwiczyć Pieśń na Otwarcie.
Szesnastolatka skrzywiła się z niechęcią i dotknęła palcem wskazującym lewej ręki jednego z wyczarowanych przez nią tęczowych obiektów. Kula natychmiast przybrała kształt niewielkiego motyla, zachowała jednak swój blask i barwy, przez co owad wyglądał, jakby zrobiony był z kryształu. Grisha zaklaskała, wciąż szeroko się uśmiechając.
– Spójrz, jakie to piękne. – Następczyni tronu delikatnym ruchem dłoni uniosła motyla nieco wyżej, nie pozwalając młodszej dziewczynce na jego schwytanie.
Niecierpliwie potarłem palcami sklejone kartki, a gdy wreszcie udało mi się przewrócić stronę gazety, przebiegłem wzrokiem nagłówki, równocześnie zastanawiając się, czy nie zapomniałem o żadnym istotnym szczególe organizacji święta. Zajmowałem się tym od śmierci Cateriusa, a więc było to już piętnaste Dayeno Gyodar, nad którym sprawowałem pieczę. Bez dodatkowego wynagrodzenia i wciąż bez tytułu wakira, który uzyskać miałem dopiero po koronacji Sarisy, zatem za kolejne siedem lat.
– Teraz zrób kolibra! – zawołała głośno Grisha, ale pochłonięty myślami nawet jej nie upomniałem.
Sarisa rzuciła szybkie spojrzenie w moim kierunku, a widząc, że nie zamierzam interweniować, pozwoliła sobie na spełnienie prośby siostry.
Bez słowa przyglądałem się, jak następna kula rozciągnęła się, a potem raptownie skurczyła, przekształcając się w maleńkiego, połyskującego piórkami ptaszka. Westchnąłem i przerzuciłem kolejną stronę gazety. Gdyby tylko moje podopieczne wiedziały, jak trudne było moje życie... Wciąż bez przywilejów, za to z całą masą obowiązków, wykonywałem chyba najbardziej niewdzięczną pracę w naszym kraju. Przejęcie stanowiska opiekuna księżniczek i przełożonego królewskiej służby może i było poważnym awansem, lecz bynajmniej nie wiązało się ze znaczącym wzrostem zarobków. Za to ogrom obowiązków był wręcz przytłaczający. Lubiłem moją pracę, ale w okresach takich, jak tygodnie poprzedzające nasze największe święto, bywało naprawdę ciężko. Obchody Dayeno Gyodar, czyli Święta Bogów, trwały siedem dni i choć obrzędy odprawiano w całym kraju, to w stolicy świętowano z największą pompą, a Sarisa musiała uczestniczyć we wszystkich związanych z tym wydarzeniach. A ja razem z nią.
Wymieniając w myślach nazwiska kolejnych strażników mających chronić Sari podczas Uroczystości Otwarcia, na wpół świadomie gładziłem zmarszczkę na białym obrusie okrywającym długi jadalniany stół. Święto rozpoczynało się już wieczorem, a do tego czasu planowałem jeszcze zrobić szybkie porządki w papierach, by po wolnym (przynajmniej dla większości Dilów) tygodniu móc natychmiast ponownie rzucić się w wir pracy. Wiedziałem, że już nazajutrz po Ceremonii Zamknięcia mogłem spodziewać się telefonów od Fytiusa Zinta i Gerreta Filerno – przedstawiciela Związku Fabirów Największych Miast Dillanyi. Zint i Wielka Trzydziestka (jak nazywałem ich w myślach) z pewnością będą domagać się ustalenia jak najwcześniejszego terminu spotkania w celu omówienia planowanych zmian w ustawie o izbach uzdrowicielskich. Już na samą myśl o tym zaczynała boleć mnie głowa.
CZYTASZ
Córka królowej (Upiory Andemonium tom I)
FantasíaLotius dążył do perfekcji. Siryan marzył o miłości. Aves pragnął sprawiedliwości. A ona była kluczem, dzięki któremu każdy z nich mógł osiągnąć swój cel. Kiedy od sprowadzenia Sarisy do Dillanyi mija dziesięć względnie spokojnych lat, wydaje się, że...