× Zwyczajna rozmowa ×

15 5 2
                                    

Zauważyłam, że co drugi rozdział dodaje moje rysunki bohaterów opowiadania, więc trzymajmy się tej zasady

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zauważyłam, że co drugi rozdział dodaje moje rysunki bohaterów opowiadania, więc trzymajmy się tej zasady.
Tym razem macie tu Nialla. (Śmieszne bo w tym rozdziale jest wspomniany tylko dwa razy) No więc powiem o nim taką małą ciekawostkę: Lubi malować paznokcie, ale tylko na czarno muahahah

--------------------------------------------------

Staliśmy tak chwilę, ale mój brat wcale nie rezygnował.
-Bracie, proszę.
Eh...
-No... dobrze...- Chwyciłem go za rękę.

Widziałem jak Jason uśmiechnął się triumfalnie, a Niall podbiegł do nas i dotknął naszych rąk.
Zamknąłem oczy.
Poczułem jakby coś zaczęło mną szarpać, ale nadal nie otwierałem oczu. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i nogi się pode mną ugieły.
Otworzyłem oczy.
Znajdowałem się przed drzwiami do domu. Zanim się zorientowałem, Jason już je otwierał.
Wszedłem pomału do środka. Wnętrze domu było bardzo bogate. Ściany pomalowane na jasno pomarańczowo i miejscami beżowo, meble były pięknie ozdobione, na ścianach wisiały wymyślne abstrakcyjne obrazki, na komodzie leżały fotografie. Na suficie był zawieszony złoty żyrandol. Moją uwagę szczególnie przyciągnął dziwaczny zegar który zamiast normalnych liczb, wskazywał jakieś skomplikowane runy.
Niall usiadł na sofie która była pokryta krwisto czerwoną płachtą i wbił swoje długie, czarne paznokcie w materac. Wyglądał na mocno zestresowanego.
Jason podszedł do lśniących, dębowych schodów i zawołał:
-Anthonine! Zejdź na dół, proszę!Po zaledwie kilku sekundach z góry zbiegła drobna, może z dziesięcioletnia blondynka. Miała piegowatą twarz i szare oczy.

Agh... Zapomniałem o tej małej, piekielnej wywłoce...
Anthonine to moja bratanica, przyrodnia siostra Nialla.
Jak? Otóż... Siostra Alfreda, nowego partnera Jasona (o którym wspomniałem na samym początku), urodziła to dziecko, ale opiekują się nią właśnie Alfred i Jason.
Alfred jest dosyć łagdny i nie denerwuje się tak często jak Jason. Jest bardziej matczynym typem, przez co często jest postrzegany jako kobieta.

Jason jest dla swej córki "wzorem do naśladowania", więc od razu wiadomo że to nie jest dobre dziecko. To bardziej mały diabeł w ciele dzieciaka.
-Tak tatusiu?- Dziewczynka uśmiechnęła się i mówiła przesłodzonym tonem.
-Idź zrobić kawę dla wujka, dobrze?
Dziewczynka pokiwała głową i spytała:
-Z mlekiem, z cukrem, rozpuszczalną, mocną?
-Mocna, bez cukru, mało mleka. -odpowiedziałem.
-Już się robi!- Anthonine pobiegła do kuchni.
-Czekaj, czekaj, czekaj... Dobrze wiem jak wygląda twoja mocna kawa. Pewnie znowu wsypiesz całą kawę do filiżanki i będziesz zadowolona! Idę tam z tobą. - Niall wstał i również wyszedł z pokoju. Ani razu na nas nie zerknął. Nie wiem co się stało...
-Grzeczne z niej dziecko, nieprawdaż?- Jason zmierzył mnie wzrokiem i oczekiwał potwierdzenia. Niestety na darmo.
-Nie wydaje mi się. Ona słucha tylko ciebie. Kiedyś, gdy ciebie nie było, strąciła na mnie grube książki z półki i później się śmiała. To nie jest zbytnio kulturalne.
Jason posłał mi takie spojrzenie jakby właśnie chciał mnie zabić wzrokiem.
-Hahah... Właśnie to miałem na myśli!- Po tych słowach Jason podszedł do stołu, odsunął jedno krzesło i wykonał ręką ruch który miał mi zasugerować, abym usiadł.
A więc usiadłem i oparłem rękę o stół.
Mój brat nadal stał i trzymał ręce z plecami. Nie lubię tego, ponieważ w każdej chwili może skrzyżować palce u rąk.
A szczerze mówiąc przyznam, że jeszcze nie spotkałem tak bardzo perfidnego i przebiegłego kłamcy jakim jest właśnie Jason Ivenston.
Lekko zażenowany spytałem:
-No więc... W jakim celu mnie tutaj zawlokłeś?
-Chcę z tobą zwyczajnie porozmawiać. Jak brat z bratem.
-Ty nigdy nie chcesz ze mną ot tak porozmawiać, zawsze masz jakieś intencję. Albo chcesz się chwalić, albo mnie wykorzystać.
-Tylko że teraz mam zamiar porozmawiać o tobie.
Nadal coś mi tu nie pasuje.
-Teraz nagle zacząłeś się mną interesować?
-Wydaje mi się że trzeba będzie zacząć cię kontrolować.
Teraz przesadził.
-Kontrolować?! Co ty sobie wyobrażasz?! Mam je*ane 59 lat! Poza tym to raczej ja muszé kontrolować ciebie!
-Chodzi mi o to, co ze sobą robisz, Carol.
Dziwił mnie jego spokój. Doznałem ogromnej chęci, aby zrobić coś, żeby Jason zaczął się bać.
Jak ja bardzo chcę zobaczeć strach w jego szkarłatnym oku...
Mój brat najwyraźniej to usłyszał. Bo podniósł brwi i uśmiechnął się dziwacznie, ale nie skomentował tego.
-Mam wszystko pod kontrolą!
-Dobrze wiesz ze to nie jest prawda. Posłuchaj mnie,- Jason wreszcie usiadł na przeciwko mnie i zrobił się bardziej poważny.- Każdy z nas został obdarzony pewną, różną i spicyficzną umiejętnością. Ja potrafię odczytywać myśli, a ty... Regenerować się. Ale zrozum, mimo że wszystko co sobie zrobisz nie wpływa na twoje zdrowie od razu, w pewnym momencie ból może cię ogłuszyć.
Ból... Ogłuszyć...
Starałem się do myśleć czy to miała być w przenośni, czy dosłownie.
-Ale-kontynuował- To że nic ci się nie dzieje nie oznacza że masz nad tym kontrolę. Dobrze wiesz, że jest całkowicie inaczej! Przecież ty kompletnie nie kontrolujesz tego co robisz kiedy masz kryzys! A teraz, skąd te kryzysy się biorą? Od śmierci tej twojej Tatiany zacząłeś odrącać od siebie ludzi, nawet twoje własne dzieci. Wmawiasz sobie, że nikogo nie potrzebujesz, a to nie prawda.
Mój brat na chwilę zamilkł, licząc że coś powiem. Ale ja milczałem jak grób. Pogubiłem się, gdy tylko Jason wspomniał o mojej dawnej żonie.
O Tatianie Markov.
-One biorą się z twojej wymuszonej zabawy w samotnika. Ludzie dużo razy mi mówili, że ty po prostu jesteś nie stabilny i oszalałeś na- tu ułożył palce w znak cudzysłowia- "starość".
-A niech idą do diabła.- czułem się ogromnie podirytowany, mimo że powinienem się wstydzić.
-Ciągle myślisz o swojej żonie hm? Tęsnisz za nią...- Jason wstał i triumfalnie unosząc głowę podszedł do mnie.- Położył mi rękę na ramieniu.- Kochałeś-
W tym momencie nie wytrzymałem. Nie dając mu dokończyć, uderzyłem go mocno w rękę którą trzymał na moim ramieniu.
-TY NIE POTRAFISZ WSPÓŁCZUĆ!!- wrzasnąłem.- Więc natychmiast przestań udawać, że cię to k*rwa obchodzi!
Jason nie odzywał się. Schylał się lekko w stronę ziemi i trzymał się za rękę, która jeszcze chwilę temu była na moim ramieniu. W pewnym momencie wyprostował się. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale wydawało mi się, że czerwone oko płonęło. Po chwili bez żadnego ostrzeżenia, gwałtownie chwycił mnie za gardło. Jeszcze mogłem oddychać, ale czułem że z każdą sekundą, ręka zaciska się coraz mocniej.
-Chciałem ci tylko pomóc.- Mój brat próbował zachować spokój, ale z niezbyt satysfakcjonującym efektem.
Zacząłem się śmiać. Nie wiedziałem dlaczego, ale śmiałem się, mimo że Jason najwyraźniej właśnie zaczął mi grozić ze mnie udusi. Hahah...
-Z czego się śmiejesz?!
-Role się odwróciły!
-Przestań!
-Wpierw ty przestań mnie dusić.- Jason wziął rękę z mojej szyji.- Oo... Teraz lepiej... Wiesz co tak mnie śmieszyło?
-Nie mam pojęcia.- Jason pierwszy raz wyglądał na mocno zażenowanego.
Role się odwróciły.
-To, że choćbyś nie wiadomo jak bardzo chciał komuś pomóc. Zawsze wychodzi tak jak zwykle!- Wtedy trochę spoważniałem. -Nie wszystko zawsze jest takie łatwe, Jason.
-Chcesz mi przez to powiedzieć, że mam się teraz męczyć z wbiciem ci do głowy jednej rzeczy?
-Tego nie powiedziałem.
Jason warknął i zaczął drapać się w szyję.
-Przepraszam. Trochę mnie poniosło.
HA! Teraz ja jestem górą.
-No, ty też nie jesteś idealny, więc nie pozwalaj sobie...
-Może i nie jestem idealny, ale na pewno mądrzejszy od ciebie.- Jason uśmiechnął się jadowicie i zaśmiał się.
Dobrze że wszystko skończyło się zwyczajnymi przekomarzankami.
-Chciałbyś.-również uśmiechnąłem się.
Może on naprawdę chcę mi pomóc...
Ale... Nadal mu nie ufam.

W tym momencie do pokoju weszli Niall i Anthonine.
Nagle oboje przypomnieliśmy sobie że przez te pół godziny naszej rozmowy, przepełnione argumentami, pytaniami i wrzaskami, ani razu ich nie zobaczyliśmy. Nie doczekałem się także mojej kawy.
-Co wy tam tak długo robiliście? Mieliście przynieść wujkowie kawę!- spytał Jason.
-Aa, miałem trochę problemów z główką mojej kochanej siostrzyczki- Niall był trochę wnerwiony, ale również rozbawiony.- ale teraz kawa jest już gotowa.- Anthonine, która tez była w wspaniałym humorze podała mi kawę.-Przynieś jeszcze tą dla taty i dla mnie.
Moja bratanica poszła do kuchni i przyniosła kolejne dwie kawy. Usiedliśmy wszyscy przy stole.
Udało nam się trochę porozmawiać, chyba trzy razy kłóciłem się zawzięcie z bratem, Niall trochę powkurzał, Anthonine się pośmiała...
Mogę powiedzieć, że nie było aż tak źle, jak się z początku zapowiadało.
Moja rodzina jest naprawdę dziwna, ale przynajmniej zgrana.
Czas płynął bardzo szybko.
-Dobrze, ja chyba już muszę się zbierać...- Wstałem- Kompletnie straciłem poczucie czasu, moje córki pewnie zastanawiają gdzie jestem... Ciekawe czy chociaż odwiedziły mnie kiedy leżałem w szpitalu...
-A więc, do zobaczenia, bracie!- Jason podał mi rękę a ja odwzajemniłem uścisk. Wtedy on pociągnał mnie delikatnie za rękaw koszuli i szepnął:
-Mam nadzieję że zrozumiałeś co chciałem ci przekazać w naszej rozmowie.
-Hm? Znaczy... Tak. Chyba tak...
-Masz sobie kogoś znaleźć.
-W sensie...
-Tak.
-Okej? Okej. Teraz się żegnamy.- Niall wkroczył pomiędzy nas i kazał przybić mu jakiegoś tam "żółwika". Anthonine skinęła delikatnie przede mną. Skierwowałem się w stronę drzwi. Ostatni raz spojrzałem na moją rodzinę i wyszedłem z tego domu. Na dworze było ciemno, to w końcu prawie dziewiąta wieczorem. Poszedłem spacerem do mojego mieszkania cały czas rozmyślając o słowach mojego brata i o... Hectorze...

--------------------------------------------------

Zrobiłam sobie przerwę, ten tydzień był dla mnie naprawdę męczący gdgdhd Ale proszę, macie tu kolejny rozdział! Mam nadzieję że wam się spodoba. Wam, moim praktycznie nieistniejącym czytelnikom #smutność (bo skoro #radość, to dlaczego nie #smutność)

To pa!




1507 słów hee hee

× shooted smoker × Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz