× Prawdziwy zdrajca ×

17 3 0
                                    

Tak dla jasności- w mediach dodałam piosenkę (z zajebistym teledyskiem), aby urozmaicić "waszą" wiedzę na temat Carola. Głos w tej piosence to jego voice claim, czyli po prostu Carol ma taki głos i koniec kropka. No i to jest po rosyjsku B) Ten język jest piękny.

--------------------------------------------------

-Może lepiej chodźmy gdzieś usiąść, wtedy opowiesz mi to dokładnie. Chodź.- powiedział Hector, po czym poszedł do salonu, a ja za nim.

Kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie przy mahoniowym stole w jego salonie, zacząłem opowiadać. Hector z każdą kolejną chwilą robił się coraz bardziej zaniepokojony, aż w końcu, gdy opowiedziałem mu już wszystko, nie wytrzymał. Wstał, zacisnął pięści i krzyknął:
-IDIOTA!!
-Zgadzam się.- mruknąłem beznamiętnie.
-Czekaj, wiesz może chociaż dlaczego on to zrobił?
-Nie...
-Może ktoś go do tego zmusił?
Zaśmiałem się szorstko.
-Jego nie da się do niczego zmusić. Torturuj go ile wlezie, ale on nigdy nie powie ani nie zrobi tego, co dla niego niewygodne.
-Ah tak...
-No, dla niego jest tylko jedno wytłumaczenie. On po prostu jest obłudnym, bezwartościowym śmieciem.
Zapadła chwila milczenia. Zdziwiło mnie to, ponieważ byłem pewny że blondyn będzie miał do mnie nawałnicę pytań, a on tylko zastanawiał się nad czymś. Postanowiłem zapytać go o to, po co tu przyszedłem.
-Mam jedno pytanie.
-Tak?
-Jason mówił mi kiedyś, że z nim rozmawiałeś.
-Co? Ah, tak, kiedyś...
-Powiedz wszystko co on mówił.
Ah... To nawet nie była rozmowa... Cóż... Któregoś dnia, dziesięć, może jedenaście lat temu, kiedy zwyczajnie przyjmowałem pacjentów, nagle znienacka dowiedziałem się o jakimś poszkodowanym w wypadku samochodowym mężczyźnie który podobno miał zostać aresztowany za podróżowanie bez paszportu po wielu krajach, ale pierwsze trzeba było go zbadać. No, okazało się że to był właśnie on, Jason Ivenston. Kiedy dowiedziałem się że to twój brat, chciałem cię o tym poinformować, ale on się na to nie zgodził. Zachowywał się trochę jakby... Nie wiem... Przedawkował kofeiny? Był drażliwy i nie potrafił usiedzieć na miejscu. Gadał do siebie, raz usłyszałem jak mówił coś o swoim synu, jakby... Jakby się go bał.
-Bał?- zapytałem, ponieważ w całej tej opowieści to słowo zdziwiło mnie najbardziej. Dlaczego Jason miał by się bać Nialla, który w gruncie rzeczy był zwyczajnym tchórzem?
-Tak mi się wydawało... To naprawdę mnie zaskoczyło, ponieważ te... Dwadzieścia siedem lat temu, kiedy asystowałem pielęgniarce podczas narodzin Nialla, Jason był bardzo uradowany z tego że ma syna, a wtedy... Był nawet przerażony.
-Może on nie bał się jego, tylko o niego, bo skoro mówisz że to było dziesięć-jedenaście lat temu, to to było zaraz po zamordowaniu żony Jasona Cassie, czyli wtedy kiedy mój brat zostawił Nialla...
-Nie wiem, mam wrażenie że nie o to chodziło...
-W takim razie wszystko kompletnie mi się pomieszało.- westchnąłem opadając głową na stół.- Nie mam już siły.
Włosy opadały mi na oczy, więc nie widziałem Hectora, ale nagle uslyszałem skrzypnięcie krzesła i poczułem jak jego ręce oplatają moją szyję i jak blondyn wtula się we mnie głaskając moją głowę.
Zapadło milczenie. Ale nie te niezręczne, tylko przyjemne. Czułem ciepły oddech muskający mą szyję co jakiś czas. Po chwili poczułem także, jak blondyn delikatnie zassysa skórę na mojej szyji, a jego ciało przylega niebezpiecznie blisko mnie. Niesamowite uczucie. Poprawiłem włosy i kątem oka popatrzyłem na mężczyznę. Haha... Znowu sprawił, że się uśmiechnąłem. Kiedy zrobił mi już kilka malinek, postanowiłem trochę się ogarnąć i chociaż sprawdzić godzinę.
-Cholera... Już późno... Powinienem lecieć...- powiedziałem, wstając.
-A ja z tobą.- Hector, wyprostował się i widać było, że nie chcę słyszeć odmowy. Ja jednak nie mogłem na to pozwolić.
-Nie... Nie możesz... Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało.
-Ja też! A znając twoje kryzysy, żadna sytuacja nie jest do końca bezpieczna. Będę z tobą.- blondyn mocno chwycił mnie za rękę ze stanowczym wyrazem twarzy.
-Masz rację, ale-
-Idę z tobą!
-Heccy-
-Idę!
Najwyraźniej nie miałem szans z jego upartym charakterkiem.
-Eh... Chyba nie mam tu nic do gadania... Ale wiedz, że jakby co, to będę bronić cię całym ciałem, choćby nie wiem co się działo! I musisz to uszanować.
-Mam nadzieję że nigdy nie będzie tego "jakby co"...- westchnął Hecc.
Potem blondyn poszedł się ubrać, a kiedy był już gotowy, oboje wyszliśmy z domu i pobiegliśmy do samochodu. Kiedy już jechaliśmy ulicą (ja oczywiście prowadziłem), Hector zagadnął:
-Hej Carol... A co jest w tej teczce którą trzymasz na tylnym siedzeniu?
-Aa... Czemu pytasz?
-Bo piszę na niej "MAG-08" a to przecież nazwa polskiego pistoletu.
O nie. Zorientował się.
Nienawidzę takich niezręcznych pytań...
-N-no...
-Co ty planujesz?
-Wziąłem go na wszelki wypadek.

× shooted smoker × Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz