× Trzeba odpocząć... ×

26 5 3
                                    

Na dworze było ciemno, to w końcu prawie dziewiąta wieczorem. Poszedłem spacerem do mojego mieszkania cały czas rozmyślając o słowach mojego brata i o... Hectorze...

Czy ja faktycznie mam coś to Hectora?
I... Czy on... Ma coś... Do mnie...
Aghh... Jakie coś?! Nawet nie potrafię się pożądnie wysłowić!
Szlag...

Kiedy dotarłem do domu, w drzwiach już stała moja siedemnastoletnia córka, Amanda. Długie, falowane włosy, koloru czystego, jasnego fioletu, szarawe oczy, i oczywiście, jak to w naszej rodzinie się zdarza, piegowata, blada twarzyczka. Miała jeden plaster na nosie. Niedawno przewróciła się i złamała nos, więc teraz zawsze przylepia na swój środek twarzy kawałek miękkiego materiału. Była ubrana w puchaty, biały szlafrok. Ona...przypomina swoją matkę. Naprawdę, jest łudząco do niej podobna. Tylko oczy ma inne... Takie... Smutne.
Oczywiście, zawsze panikuję bez powodu. Jak tylko do niej podszedłem, zaczęła się rozgadywać i robić awanturę.
-Tato! G-gdzie ty tyle czasu byłeś? Ze szpitala podobno wypuścili cię o siedemnastej, a jest dwudziesta pierwsza!
-Odwiedziłem wujka.
-Ale mógłbyś chociaż dać jakiś znak życia! W szpitalu odwiedzaliśmy cię chyba z trzy razy na dzień, ty nie wstawałeś... Myśleliśmy że zapadłeś w śpiączkę!
-Co znaczy, my?
-Jak to co znaczy? My czyli ja, Annie, Jasper, Jace, Evelyn... Twoje dzieci, pamiętasz?!- Amanda naprawdę się zdenerwowała.
-Spokojnie, dziecko.
-Ale... My się o ciebie martwimy, tato... I też przeżywamy śmierć mamy, ale nie musiałeś się posuwać do próby samobójczej! Co by było ze mną, z małą Annie, gdybyś zginął?
-Próby samobójczej? O nie nie nie, to nie było tak jak myślisz!
-To jak było?

No właśnie Carol, jak było?

O nie... Znowu to się dzieje...
Ignorować, czy coś z tym zrobić?

-To... Skomplikowane... Po za tym, jestem bardzo zmęczony.- Chwyciłem się za głowę, aby wyjść przekonująco.
Młoda kiwnęła głową i powiedziała:
-A więc, połóż się do swojego łóżka i odpocznij.

Wystarczy jej powiedzieć, że jest się zmęczony, a od razu z tej drobnej dziewczyny wyparuję cała złość. Zawsze tak jest.

Poszedłem więc do góry, do mojego pokoju. Moja pierwsza myśl kiedy już tam wszedłem, to gdzie są moje papierosy.

Tak, jestem mocno uzależniony od palenia. Nie wiem jak to w ogóle możliwe, że nawet o tym nie myślałem, ale najwyraźniej przez ostatnie dni miałem tyle wrażeń, że całkowicie zapomniałem o moim nałogu.

Grey się odzywał. Domyślałem się, że będzie próbował odzyskać kontrolę nad tym ciałem, kiedy nadarzy się odpowiedni moment. To chyba jedyna rzecz która nas łączy; zawsze pierwsze obmyślamy plan działania, a później go wykonujemy. Nigdy nie postępujemy pochopnie.

No... Może prawie nigdy...

W pewnym momencie przypomniałem sobie, że papierosy przecież trzymam w moim płaszczu w którym zwykle chodzę wszędzie. Podeszłem do szafy, otworzyłem ją i wyjąłem elegancki, czarny płaszcz. Wyjąłem z jednej z jego kieszeni (których miał dość sporo) paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Wziąłem papierosa i zapaliłem. Poczułem ulgę. Usiadłem przy biurku i wpatrywałem się w kłęby dławiącego dymu wydobywającego się z moich ust. Zupełnie jakby moja dusza ulatywała przez jedną, małą szparkę. Dlatego czułem ulgę.

Zwaliłem z siebie ten niewidoczny ciężar.

Wypaliłem papierosa i wrzuciłem go do popielniczki stojącej na moim biurku, obok lampki.

× shooted smoker × Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz