Rozdział 14

41 3 0
                                    

Mijają godziny. Kroki słychać dalej. Oboje odchodzimy od zmysłów. W pewnym momencie słyszymy jak osoba, która chodzi po korytarzu staje dokładnie przed drzwiami pomieszczenia, w którym jesteśmy. Nasze serca z każdą sekundą biją coraz szybciej. Julek podchodzi do wyjścia. Nagle nieznajomy atakuje go, zostaje ranny. Już po nas...

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że to tylko zły sen. Zasnęłam na ramieniu Julka. Jesteśmy strasznie słabi, bez jakiegokolwiek źródła wody i jedzenia. Kroki nie ustają. Oby mój sen nie okazał się prawdą. Nie mogę do nikogo zadzwonić, bo narobię hałasu, a to jest teraz najmniej potrzebne. Dopiero po paru minutach wpadłam na pomysł wysłania wiadomości. Tylko, czy mam ją wysłać do Adama? Może mnie oleje. Napiszę do Marcina.

O - Marcin! Pomocy! Jesteśmy z Julkiem uwięzieni w opuszczonym szpitalu. Ktoś jest w środku i nie możemy wyjść! Błagam ratuj!

Chłopak odpisał od razu.

M - Co?! Czekaj, zbieram ekipę i idziemy po was.

Szybko powiedziałam Julkowi o wiadomości. Zaczęłam mieć iskierkę nadzieji. Może jednak uda nam się wyjść.  Teraz tylko czekać aż przyjdzie Marcin.

*15 minut później*

Słyszymy nadjeżdżający samochód. Mam nadzieję, że to nasze wsparcie. Trzymałam Julka za rękę i starałam się zachować spokój, mimo, że w mojej głowie ciągle krążyły czarne myśli. Usłyszałam strzały pistoletu. Bałam się, że ten obcy mężczyzna zaatakował Marcina. Jednak po chwili w schowku pojawił się brunet i wyciągnął nas. Zobaczyłam, że na ziemi leży jakiś mężczyzna. Wychodzi na to, że to Marcin go zastrzelił. Byłam tak wystraszona, że nie umiałam wydusić słowa.

Po kilkunastu minutach wróciliśmy do ośrodka. Cała się trzęsłam ze strachu. Adam podbiegł do mnie, wziął na ręce i zaniósł do pokoju. Marta biegła za nami.
Chłopak położył mnie na łóżku i owinął kocem. Zaczął mnie wypytywać o wszystko ale nie byłam w stanie rozmawiać. Obróciłam się na drugi bok, żeby zrozumiał, że ma wyjść. Wziął Martę i poszli. Moje myśli były skupione głównie na Julku. Mam nadzieję, że nic mu nie jest.

Obudziłam się po trzech godzinach. Dopiero dotarło do mnie co się tak naprawdę stało. Marcin zastrzelił człowieka. Postanowiłam, że wrócę do szpitala. Muszę mu pomóc.

Wyszłam z budynku, tak żeby nikt mnie nie usłyszał. Co chwilę zatrzymywałam się i myślałam, czy dobrze robię ale w końcu stwierdziłam, że muszę mu pomóc.
Gdy dotarłam na miejsce stanęłam przed wejściem do szpitala. Spojrzałam się na ogromną i zniszczoną budowlę. Zamknęłam oczy i chwyciłam za klamkę. Starałam się poruszać bardzo cicho i ostrożnie. Dotarłam na miejsce, gdzie o mało nie straciliśmy życia. Jednak to co zobaczyłam strasznie mnie zdziwiło. Nie było nikogo. Nawet śladu krwi. Nagle usłyszałam za sobą kroki...

CDN...

Spełnione marzenie | YoutuberzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz