Zapadał już zmrok. Każdy powoli zbierał się do domu. Będąc w kamieniołomie, jak to mamy w zwyczaju, graliśmy w walki kurczaków. W całym "turnieju" pierwsze miejsce zajęli Stan i Eddie. Ja natomiast nie mogłam przestać myśleć o Richiem. Czy on na prawdę coś do mnie czuje? Może nigdy się tego nie dowiem, a może dowiem się tego szybciej niż się spodziewam. Kiedy doszłam do domu porozmawiałam chwilę z Marylą. Była bardzo zmęczona, więc szybko położyła się spać. Też próbowałam zasnąć, ale w mojej głowie co chwilę rodziły się nowe pytania. Usiadłam na parapecie i obserwowałam gwiazdy. Pomyślałam, że bardzo dobrze byłoby je widać z kamieniołomu. Wpadłam na pomysł, żeby się tam udać. Po cichu otworzyłam okno i przez nie wyszłam. Spojrzałam w górę i ujrzałam mrok wiszący nad moją głową, pokryty milionem świateł. Wszytko było takie tajemnicze, zakryte ciemną szatą. Latarnie oświetlały mi drogę. Wszędzie pustki, nikogo nie ma. Jedyne czego teraz potrzebuję to spokój lasu. Po dojściu na miejsce usiadłam na brzegu klifu. Wpatrywałam się w piękno nocy. Blask księżyca posrebrzał muskaną delikatnym wiatrem wodę. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
↓Richie↓
Mój umysł z każdą sekundą wariował co raz bardziej. Czy Cam robi to wszystko, żeby mnie nie urazić? Wtedy w kawiarni nie wiedziałem co mam robić. Tak trudno było mi oderwać wzrok od jej pięknych oczu. Miałem uczucie jakby reszta świata nie istniała. Później już nie myślałem nad swoimi czynami. Po prostu złapałem ją za dłoń. Czułem przepływ napięcia po całym moim ciele. Było to bardzo miłe uczucie. Zamiast iść prosto do domu postanowiłem się zawrócić, posiedzieć w samotności i oczyścić umysł. Będąc juz na miejscu bardzo się zdziwiłem. Zauważyłem Camilę wpatrującą się w taflę wody.
- Camila?
- Richie? Co ty tutaj robisz?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. Chciałem przemyśleć parę spraw... Mam teraz wielki mentlik w głowie.
- Ja tak samo. Może się dosiądziesz?
Z chęcią przyjąłem propozycję. Głucha cisza rozpostarła się wokoło. Jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało.
- Pięknie tu, prawda? - spytała z zadumą. Zachwycona wbiła wzrok gdzieś daleko w górę. Blask księżyca oświetlał jej twarz. Wyglądała jak bogini.
- Nawet bardzo - odpowiedziałem i położyłem się na plecach po czym ona też to zrobiła. - Próbowałaś kiedykolwiek odszukać różnych konstelacji?
- Nie, nie jestem dobra w takich rzeczach.
- Popatrz, tu jest Mała Niedźwiedzica, a tuż obok znajduje się Wielka Niedźwiedzica. Niedaleko powinien być Pegaz. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że możemy stworzyć własne konstelacje.
- A ty stworzyłeś już jakąś?
- Kiedy byłem mały potrafiłem wymyślać ich nawet kilkanaście jednego wieczoru. Jest jednak jedna, która zapadła mi w pamięć. Hm... O, mam już. Widzisz te siedem gwiazd? Po połączeniu wyglądają jak latawiec.
- Rzeczywiście. Spójrz! Te gwiazdy wyglądają jak nuta.
- Widzę, że załapałaś o co chodzi. No to masz swoją pierwszą konstelację.
- Może nie będzie ostatnią, ale na pewno moją ulubioną. Przypomina mi pierwszy wieczór nad kamieniołomem. Niby głupia gra w prawdę lub wyzwanie, ale trochę nas zbliżyła.
- Wtedy wszystko się zaczęło.
- Tak. Niestety nie było wtedy tak wspaniale jak jest teraz. Ani jednej chmurki. Gwiazdy widać tak przejrzyście. Z tego klifu zdają się być na wyciągnięcie ręki... - podniosła do góry ramię - A jednak są tysiące lat świetlnych stąd.
- Czasem wyobrażam sobie, że wyruszam w daleką podróż do gwiazd... Zostawiam wszystkie problemy za sobą i cieszę się każdą chwilą... Jednak jestem sam.
- Nie muisz na nią wyruszać samotnie.
- W jakim sensie?
- Też najchętniej zostawiłabym wszystko i przeniosła się w jakieś piękne miejsce, w którym nie ma żadnych problemów. Niestety takie nie istnieją.
- Dlatego trzeba wykorzystywać wszystkie miłe chwile, bo nie wiadomo kiedy się skończą.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy?
- Chyba po prostu z doświadczenia...
I znów zapadła cisza. Spojrzałem na Camilę. Chyba pierwszy raz widziałem ją taką szczęśliwą.
- Chciałbym ci podziękować.
- Za co?
- Za to, że potrafisz mnie wysłuchać i zrozumieć. Nie każdy umie podejść do moich problemów jak ty. Inni na twoim miejscu by mnie pewnie omijali szerokim łukiem wiedząc, że mam ojca alkoholika.
- Jak mogłabym coś takiego zrobić? Każdy kto ma problem potrzebuje pomocy - gwałtownie usiadła. Ja zrobiłem to samo.
- Właśnie to w tobie uwielbiam, twoją empatię. Chcesz wszystkim pomóc i im współczujesz. Nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć. Jedyne czego jestem pewny to moich uczuć.
- Jaki... - przerwałem jej złączając nasze usta. Położyłem moje ręce na jej policzkach, a ona wplotła swoje w moje włosy. Pocałunek był delikatny, ale pełen uczuć. Nigdy nie czułem do nikogo nic tak prawdziwego co do niej. Gdy w końcu odseparowaliśmy nasze wargi oboje byliśmy w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że to się przed chwilą stało. Uśmiechałem się od ucha do ucha. Spojrzałem na Cami i była tak samo rozweselona jak ja. Nikt nie odważył się czegokolwiek powiedzieć, to było zbędne. Jednak w końcu trzeba było się zbierać.
- Ja... Chyba już pójdę do domu - zadeklarowałem.
- Ja też. Nie chcę, żeby Maryla dowiedziała się, że wyszłam w nocy z domu.
W drodze powrotnej o dziwo nie było niezręcznie. Każde z nas cieszyło się ciszą. Po dotarciu na miejsce pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich domów. Wszedłem do mojego pokoju przez okno. Najchętniej siedziałbym jeszcze bardzo długo i rozmyślał nad tym co się stało. Niestety, gdy tylko się położyłem od razu zasnąłem.
CZYTASZ
Life is brutal || Richie Tozier
Fanfictie- Czemu? Czemu to wszystko dzieje się akurat teraz? Czemu wszystko na raz? - Bo życie jest brutalne, bardzo brutalne. Jednak wszędzie gdzie zło jest też dobro. Pamiętaj, że tym dobrem jesteśmy my. Nieważne co się stanie, przejdziemy przez to razem.