Wczorajszy wieczór nie był, wbrew pozorom, aż tak tragiczny. Magda i jej rodzice nie byli tak bardzo sztywni, jak się spodziewał, ogień w kominku wesoło buzował, a jedzenie było świetne. Choć oczywiście Phillip nie mógł powiedzieć, że bawił się najlepiej w całym swoim życiu. Ale było znośnie.
Rano obudziło go energiczne pukanie do drzwi i jakieś bliżej nieokreślone okrzyki dochodzące również zza tychże drzwi. Przewrócił się na drugi bok i nakrył głowę poduszką. Niestety upierdliwe hałasy wciąż nie ustawały.
- Mamo, kurwa...
Aha, nie.
Potarł zaspane oczy i wsłuchał się w dźwięki, które zakłóciły jego błogi sen. Późno... wstawać... szkoła... Chyba te wyrazy były najważniejsze. Po co on tu przyjechał? Żeby mu kazali zrywać się skoro świt i pędzić do szkoły? Tym to się równie dobrze mógł w Norwegii zajmować.
Okrył się szczelniej kołdrą, mając w dupie absolutnie cały świat. Niech się dobijają, co mu mogą zrobić? On sobie utnie jeszcze pięć minut drzemki. Ostatecznie, jeśli Magdzie tak zależy, może sobie sama jechać do tej szkoły. Nic pasjonującego ich tam nie spotka. Pięćset identycznych i równie nudnych twarzy.
Chociaż... Phillip w jednej chwili podjął decyzję o wstaniu z łóżka.
Szkoła oczywiście była nudna i beznadziejna, nic się w tej kwestii nie zmieniło, ale istniał jeden powód, dla którego warto było się tam wybrać. Jeden jedyny, ale za to najważniejszy i pokonujący wszystkie argumenty na nie.
W szkole miał szansę wreszcie spotkać Alę. A ona była warta największych poświęceń. Nawet takich jak wstanie z łóżka o siódmej czterdzieści.
*
Alicję obudził brzęk tłuczonego szkła. Przetarła zaspane oczy, próbując na szybko zebrać myśli.
Ach, tak.
Z wyraźną przyjemnością sięgnęła po koszulkę Johanna, leżącą na ziemi, i narzuciła ją na siebie. Chwilę później stała już w progu kuchni i z rozbawieniem obserwowała Forfanga, próbującego pozbierać odłamki szkła z podłogi. Był jak zwykle zupełnie nieporadny i totalnie uroczy.
- Dzień dobry - powiedziała wreszcie, opierając się lekko o framugę drzwi.
Popłoch, speszenie i czerwone policzki. Cały on.
- Bo ja właśnie chciałem zrobić kawę i znalazłem jakieś szklanki, ale przez przypadek jedna mi upadła i... - plątał się nieszczęśliwie, przekładając z dłoni do dłoni kawałek szkła.
Ala trzema szybkimi krokami pokonała dzielącą ich odległość.
- Tak? - zapytała, odbierając mu ostrożnie śmiercionośne narzędzie. Bo istotnie w jego rękach nawet zwykły kawałek szkła mógł stanowić poważne zagrożenie.
- I po prostu chciałem ją posprzątać i zahaczyłem miotłą o drugą, no i ta też spadła i wtedy to już się chyba obudziłaś, a teraz...
Ala wybuchnęła śmiechem.
- A teraz powinnam cię związać i wykorzystać, bo inaczej rozbijesz mi wszystkie szklanki - zniżyła głos, wieszając się chłopakowi na szyi.
- Nie no, ja nie chciałem, po prostu...
Po prostu zamknęła mu usta pocałunkiem.
- To co będzie z tą kawą? - zapytała po chwili.
- Ja bym ją chętnie zrobił, ale.... hmm... nie wiem, czy to dobry pomysł.