Miała taką cholerną ochotę na papierosa.
Nie paliła już od niemal pół roku, bo przecież przez pierwsze prawie trzy miesiące ciąży nie zdawała sobie sprawy z tego, że nosiła pod sercem dziecko. Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że te początkowe tygodnie nieświadomości mogłyby bardzo poważnie zaważyć na zdrowiu maluszka. A teraz, kiedy poród zbliżał się wielkimi krokami, coraz bardziej się denerwowała i zupełnie nie wiedziała, jak sobie z tym stresem radzić. Z jednej strony chciałaby to już mieć za sobą, a z drugiej - wolałaby, żeby ten moment nigdy nie nastąpił. Bo jakoś tak dziwnie przywiązała się do tego ponad dwukilogramowego ciężaru, który ciągle nosiła ze sobą. A poród miał być momentem ich ostatecznego rozstania.
Chciała zacząć studia, znów imprezować ze znajomymi, żyć jak wszyscy ludzie w jej wieku. Nie czuła się gotowa na zostanie matką, mimo iż teoretycznie była już dorosła. Nie wyobrażała sobie jak miałaby podporządkować niemal każdą sekundę swojego czasu małemu stworzeniu, które wymaga troski i zaangażowania. Jak miałaby sobie poradzić ze wstawaniem w środku nocy, zmienianiem pieluch, kąpaniem, płaczem, karmieniem... Nie chciała. Jeszcze nie teraz. Może za pięć, może za dziesięć lat - tak, ale w tym momencie czuła, że nic dobrego by z tego nie wyszło - ani dla niej, ani dla dziecka. A może przede wszystkim... nie chciała tego robić sama? Może kwestią zasadniczą nie była sama wpadka, tylko to, że była to wpadka z, nomen omen, przypadkowym człowiekiem?
Prawda była taka, że lubiła się dobrze bawić. Korzystać z życia, póki samo ją do tego zachęcało. Nie krzywdząc przy tym nikogo. Lubiła facetów. Co w tym złego? Nie ona pierwsza, nie ona ostatnia. Przecież żadnemu nie obiecywała miłości do grobowej deski. I, co chyba najważniejsze, nie przekraczała pewnej granicy. Nigdy. Drink, drugi, trzeci, taniec, buzi-buzi i koniec. Stop. Dobranoc, do zobaczenia jutro. A równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nikt by jej w to nie uwierzył, gdyby zechciała się tymi informacjami z kimś podzielić.
Aż w końcu pojechała na tę przeklętą wymianę. I... no właśnie, co się stało? Zakochała się? To chyba za duże słowo. Ale po raz pierwszy poczuła coś więcej niż tylko te durne motylki w brzuchu. I wtedy wreszcie poczuła, że chce to zrobić. Z tym chłopakiem. A przecież... kiedy spędzała czas z Philem, Johann równie dobrze mógł nie istnieć. Wtedy liczyła się tylko dobra zabawa i poczucie bycia zdobywaną. Więc o co jej tak naprawdę chodziło? Co widziała w tym nieśmiałym, spokojnym Forfangu?
Może postanowiła go użyć do stracenia dziewictwa. Tak po prostu. Nie narażając się na pierwszy raz z facetem, który wszystko umie i który ją wyśmieje. Żeby ewentualnie później być już tą doświadczoną kobietą.
Być może. Sama nie była pewna. I bała się nad tym zastanawiać, żeby nie odkryć prawdy, która sprawiłaby, że rozczarowałaby się sama sobą. A jednocześnie, gdzieś tam w środku, chyba już tę prawdę doskonale znała. Już nawet nie wiedziała, czy bardziej wstydziła się swoich pobudek, czy bardziej żałowała, że udało jej się wszystko wykonać według planu. No, prawie wszystko.
A może nie udało się nic.
*
Sam nie wiedział, po co właściwie przyszedł na zawody, skoro już od dawna nie należał do kadry, nie trenował, a na dodatek nic nie zapowiadało jakiejkolwiek zmiany. Chyba trochę za tym tęsknił i był zwyczajnie ciekawy jak to wszystko w tym momencie wygląda. A może chciał po prostu jakoś oderwać się od tego, co ostatnio zajmowało jego myśli niemal nieustannie. Chyba wciąż jeszcze do niego nie dotarło, co zrobił. Bo jeśli to, co Ala mu powiedziała, było prawdą - a nie widział powodu, żeby jej nie wierzyć - był mordercą. Identycznym jak ci, którzy siedzieli w kryminale do końca życia. Różniło go od nich tylko to, że był na wolności. Czy to nie brzmiało niedorzecznie? Przecież był normalnym, porządnym człowiekiem, taki epizod, choć okropny, nie mógł zaważyć na całym jego życiu. Przecież nie wjechał w tych ludzi specjalnie. Może samochód miał niesprawne hamulce? Co prawda nic takiego sobie nie przypominał, ale był lekko pijany, więc mógł zapomnieć o kilku szczegółach. Coś przecież musiało go usprawiedliwiać.