Ala wzięła głęboki oddech i przetarła zmęczone oczy. Daty i postaci zupełnie nie chciały wchodzić jej do głowy, choć przecież wcale jeszcze nie było tak późno. Wiedziała dlaczego.
Wydarzenia ostatniego wieczora wymiany wracały do niej jak bumerang. Chociaż właściwie była to już noc. Prawie trzecia godzina. Z samego wieczora pamiętała niewiele: ogromną ilość alkoholu, pocałunki Phila w klubowej ubikacji, jego odurzające perfumy i wypalone wspólnie papierosy. Ala nie pamiętała nawet dokładnie momentu, w którym wręczyła mu swoje kluczyki. Prawdopodobnie było to między tym, jak złapał ją za tyłek, a tym, jak wycisnął na jej szyi soczystą malinkę.
Wciąż jeszcze do końca nie zniknęła.
Jechał szybko. Tak, jak oboje lubili. Prawdopodobnie przekroczył setkę, ale tak naprawdę nie była w stanie tego określić. Była zbyt zajęta przekrzykiwaniem radia i wdychaniem mroźnego powietrza przez otwarte okno, żeby zwracać uwagę na wskazówkę prędkościomierza.
Swoją drogą przepłaciła to później tygodniową grypą.
Wstała od biurka i zaczęła chodzić po pokoju. Nie chciała o tym myśleć. Nie mogła. Czuła się winna.
Ci ludzie pojawili się na ulicy zupełnie niespodziewanie. Było ich dwoje. Tego akurat była pewna, bo kiedy jedno z nich odbiło się od samochodu jak piłeczka ping-pongowa, Ala momentalnie wytrzeźwiała. Phil, zamiast się zatrzymać, jeszcze dodał gazu. Pamiętała, że krzyczała wtedy stój, co robisz?!, ale on nie zwracał na nią uwagi. Był jak w transie, patrzył w ciemność szeroko otwartymi oczami i pokonywał kolejne kilometry w zastraszającym tempie. Kiedy wreszcie zatrzymał się gdzieś w szczerym polu, już za miastem, Ala zaczęła mu robić coraz większe wyrzuty. Zbył ją jednym zdaniem: Przecież było ich dwoje, na pewno ten drugi wezwał pogotowie.
Ale to wcale nie znaczyło, że ten człowiek przeżył.
Od miesiąca codziennie przekopywała różne portale informacyjne w poszukiwaniu jakichś wiadomości na temat tego wypadku, ale nic nie znalazła. Jakby to się w ogóle nie wydarzyło. Może rzeczywiście się nie wydarzyło szeptał jakiś głosik w jej głowie, ale dobrze wiedziała, że było to tylko pobożne życzenie. Powinna była bardziej stanowczo przekonywać Phillipa do zatrzymania się. Ba! Powinna mu w ogóle nie dawać kluczyków i nie wsiadać z nim do samochodu. Ale teraz było już za późno na tego typu przemyślenia. Wtedy, kiedy był na nie czas, ona sama była zbyt pijana, by podejmować jakiekolwiek wysiłki umysłowe.
Pierwszy raz się to na niej zemściło.
Zrobiło się jej duszno. Wyszła na balkon i nerwowo odpaliła papierosa. Ta cała wymiana wydawała jej się w tym momencie zwykłym snem. Na dodatek skutecznie odwracała jej uwagę od tego, co powinno być w tym momencie najważniejsze. Do matury pozostał niecały miesiąc i Alicja wiedziała, że jeśli chce być najlepsza, powinna teraz porządnie zakuwać. Ale zupełnie nie była w stanie.
*
Prawda była taka, że do momentu poznania Ali, całkiem lubił swoje życie. Codzienne drobne rytuały, wczesne pobudki, kolegów z klasy, treningi i wyjazdy na zawody. Nawet tę piekarnię na rogu, w której co rano kupował drożdżówkę z budyniem. Nawet irytujące światła na skrzyżowaniu w pobliżu skoczni, na którym zawsze wieczność czekało się na zielone. Nawet witrynę w szkole, w której wisiało wspólne zdjęcie jego i Phillipa z jakichś wyjątkowo udanych zawodów.
No właśnie. I nagle jedna dziewczyna z Polski wywróciła jego życie do góry nogami. W pięć dni. Już od pierwszej części wymiany wiedział, że od tej pory nic nie będzie takie samo. Szara codzienność przestała mu wystarczać. Monotonia, chociaż znana i bezpieczna, nagle okazała się nudna. Cholernie tęsknił za tą iskierką szaleństwa i prawdziwej radości, które nosiła w sobie Ala. I którymi zechciała się z nim podzielić. Bo przecież to, że mieszkali razem przez ten śmieszny wycinek czasu, wcale nie oznaczało, że od razu musieli się zakumplować. A zakumplowali się. Natomiast druga część wymiany sprawiła, że Ala do reszty zagarnęła jego serce. Nie musiał tego wcale ogłaszać całemu światu, bo nawet ślepy by to zauważył. Johann był zakochany po uszy. Zakochany w dziewczynie mieszkającej jakieś tysiąc pięćset kilometrów od niego. I chyba... cóż, prawdopodobnie nieodwzajemniającej jego uczuć. Powoli zaczynało to do niego docierać. Potrafiła jednym gestem czy spojrzeniem sprawić, że czuł się wyjątkowy, a chwilę potem zupełnie go zignorować i wymknąć się z klubu z Phillipem. Tak jak ostatniego wieczoru. Myślał, że spędzą go razem. Że pomyślą o planach na przyszłość. Że znajdą jakiś sposób na sensowne kontynuowanie tej znajomości. Ale Alicja zasugerowała, że lepiej będzie jeśli skoczą do klubu i trochę się rozerwą.