Domówki u Phillipa Sjoeena charakteryzowały się dużą ilością ładnych dziewczyn, alkoholu i zgonów. Oraz tym, że bardzo często organizowane były w samym środku sezonu. Sam komendant melanżu nie widział w tym problemu. Nikogo nie zmuszał do przyjścia, wręcz przeciwnie - ludność sama waliła drzwiami i oknami. Zasada była prosta i znali ją wszyscy kumple Phillipa - można przyprowadzać tyle lasek, ile dusza zapragnie. Ale od każdej sztuki należała się jedna wódka dla gospodarza. Nie miał zamiaru prowadzić działalności charytatywnej, a doprawdy nie wypadało, żeby goście siedzieli o suchym pysku. Jeśli chodziło o lokalizację - imprezy wciąż odbywały się w domu jego rodziców. Już od dawna nosił się z zamiarem wynajęcia własnego mieszkania, ale jakoś zawsze kasa gdzieś mu się rozchodziła, co stanowiło drobną przeszkodę na drodze do upragnionej wolności. Inną sprawą było, że rodzice specjalnie nie ograniczali jego swobody - już od dawna. A może nawet od zawsze. Tak więc nie było większych powodów do pośpiechu. A miło jednak było mieć codziennie ugotowany obiad i uprane gacie.
Przebiegł wzrokiem zwycięzcy po dziewczynach szepczących coś sobie przy kominku. Co chwilę wybuchały śmiechem i wyraźnie widać było, że wypiły już po kilka kieliszków. Kiedy ruszył w ich stronę, dostrzegł, że jedna z nich miała długie blond włosy. zgrabne nogi i świetny tyłek. I że była naprawdę podobna do Ali.
Cholera. Zatrzymał się w pół drogi, zawrócił do stołu i załadował dwa kieliszki. Sam nie był pewien, czy po to, żeby tamta lasia wydała mu się drugą Alicją, czy właśnie dlatego, że była do niej zbyt podobna i że opuściła go odwaga.
Nie, wróć. Phillip Sjoeen nigdy, przenigdy nie bał się dziewczyn, nie odczuwał w ich obecności onieśmielenia i nigdy nie tracił kontroli nad sytuacją. Wychylił więc trzeci kieliszek i ruszył zdobywać świat.
Ale po kilku minutach rozmowy okazało się, że tamta dziewczyna, poza wyglądem, nie miała za wiele do zaoferowania. Nie potrafiła inteligentnie mu się odciąć, nie potrafiła flirtować, nie umiała nawet powiedzieć nic w miarę interesującego. Śmiała się tylko idiotycznie z każdego jego tekstu i absolutnie jawnie się do niego śliniła. Boże, co za żenada.
Nie, żeby nie był przyzwyczajony do tego typu zachowań, ale zewnętrzne podobieństwo do Ali obudziło w nim nadzieję, że może to po prostu trochę słabsza wersja tej zajebistej dziewczyny. Cóż. Może przynajmniej była dobra w łóżku.
*
Johann wcale nie był przekonany co do tego, żeby tu przychodzić. Ale do wyboru miał jeszcze scrabble z bratankiem i ostatecznie możliwość najebania się wygrała. Nie żeby lubił wódkę. Ale tęsknił. Za Alicją, rzecz jasna. A tęsknotę najłatwiej zapić.
Nie odzywała się. Odpisywała zdawkowo na jego wiadomości i wszystko wskazywało na to, że nie miała ochoty kontynuować tej znajomości. Nie to nie wmawiał sobie raz po raz, w nadziei, że sam siebie przekona, że jemu również na niej nie zależy. Że wcale nie wniosła w jego życie iskierki radości i odrobiny szaleństwa. I że wcale mu się to nie podobało. Tylko że oczywiście to się tak cholernie mijało z prawdą, że po prostu tracił szacunek sam do siebie.
Właściwie całkiem lubił imprezy u Sjoeena. Fajnie było ponabijać się trochę ze znajomych, którzy po kilku kieliszkach za dużo robili z siebie totalne pośmiewisko. Dzisiaj bynajmniej nie było inaczej. Ktoś tam tańczył na stole, ktoś pod nim leżał, a jeszcze ktoś inny rzygał w łazience. Grała niezła muzyka, a dziewczyny tańczące kilka metrów od niego zapewniały mu wrażenia estetyczne. Wódka dobrze wchodziła i w pewnym momencie zaczął się nawet zastanawiać nad tym, czy przypadkiem dzisiejszej nocy nie upije się pierwszy raz w życiu i to na dodatek na smutno. Żenujące, pomyślał i przechylił kolejny kieliszek.