"Zależy mi"

845 86 16
                                    

Wszystko starałem się naszykować jak najlepiej. Na ten jeden dzień wynająłem całą Statuę Wolności tylko dla nas. Niestety nie chcieli otworzyć tarasu na zniczu posągu ale tajemnicza atmosfera z korony wynagradza to. Podłoga była prawie w całości pokryta płatkami róż i palącymi się zapachowymi świeczkami. Obok mnie był nakryty białym obrusem stół, a dwa krzesła były obite białą skórą. W kącie stały dwa modele zbroi Iron-mana robiące w tym momencie za kelnerów. Jeżeli Steve dałby mi kosza, wolałem by to widziała zbroja a nie człowiek, który później będzie ze mnie drwił.

Podskoczyłem ze strachu gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Steve wszedł do pomieszczenia a mnie obleciał strach, taki sam jak w gimnazjum gdy do tablicy wołała mnie nauczycielka biologii. Wszystko umiałem a i tak się bałem.

Steve patrzył przez chwilę na mnie zdezorientowany. Czułem się dziwnie podczas takiej kolacji, nie mając na sobie garnituru ale wiedziałem, że gdybym go miał a Steve zgodziłby się zostać, na pewno czułby się jeszcze dziwniej.

-Po co mnie tu ściągnąłeś?- chyba miał do mnie urazę za to, że go zostawiłem i nie wierzyłem w jego słowa. Cholernie chciałem to wszystko naprawić.

-Chcę cię przeprosić. Daj mi szansę. Zależy mi.

Steve westchnął i kiwnął delikatnie głową. Uśmiechnąłem się szeroko i chwyciłem jego dłoń. Miał delikatną i miękką skórę. Poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Zaprowadziłem go do stolika. Jak przystało na kogoś kulturalnego, odsunąłem mu krzesło, wywołując cichy śmiech Steve'a. Słodki dźwięk. Kiwnąłem w kierunku zbroi Iron-mana, które podeszły do nas. Jedna niosła dwa talerze z ugotowanym przeze mnie daniem a druga z butelką wina.

Przełknąłem głośno ślinę, gdy zbroja podała Steve'owi kolację. Makaron penne z sosem bolognese z kawałkiem kurczaka, a do tego białe wino Chardonnay. Ile ja się naczytałem książek kucharskich by wszystko było tak jak należy. Nigdy nie interesowałem się specjalnie rodzajami alkoholi i do czego pasują ale teraz musiałem się postarać.

-Sam to ugotowałeś?- spytał, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.

-Starałem się ale nie wiem czy wyszło.- mruknąłem. Steve uśmiechnął się pokrzepiająco i wziął kęs potrawy. Myślałem, że będzie dobre ale nawet sosu nie umiem zrobić.

-Chyba trochę przesadziłeś z pieprzem.- powiedział lekko rozbawiony. Spojrzał na mnie.- Tony??

-Przepraszam. Chciałem to wszystko naprawić. Przeprosić za to, że ci nie wierzyłem a teraz nic z tego nie wyszło.

-Tony. Nic się nie stało. To słodkie, że się tak bardzo starałeś. Ale będę szczery, kucharzem nie będziesz.- zaśmiał się a ja zaraz za nim. Zawsze tak wspaniale poprawiał mi humor. 

Z romantycznej kolacji w na tarasie widokowym nic nie wyszło. Na szczęście miałem plan B, którego miałem jednak nadzieję nie korzystać lecz teraz był to pomysł idealny. Nie zbyt romantyczny ale w naszym stylu. Wspięliśmy się na szczyt korony, jedząc kurczaka i sushi, popijając pepsi z puszki. Chińczyk był planem awaryjnym.

Steve oparł głowę o moje ramię, patrząc na zachodzące słońce. Promienie światła oświetlały twarz chłopaka. Przejechałem dłonią po jego blond włosach a on spojrzał na mnie tymi niewinnymi oczami.

-Wiesz, że to nie koniec niespodzianek?- spytałem się a on wyprostował się i przetarł dłońmi oczy.

-Co ty znowu wymyśliłeś?- zaraz po zajściu słońca za horyzont, w niebo wzbiło się kilka setek fajerwerków. Wyróżniały się mnóstwem kolorów i odcieni, które na nocnym niebie wyglądały oszałamiająco. Steve patrzył na to z rozdziawioną buzią. 

Nie jesteśmy podobni / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz